Tokio 2020. "Aniołki" pokazały komediowy talent. "Jesteśmy jak Tomala!"

- Jesteśmy jak Tomala! Tempo było za wolne, więc przyspieszyłyśmy - śmiały się polskie wicemistrzynie olimpijskie w sztafecie 4x400 metrów. Gdy już odebrały swoje srebrne medale, nastroje miały szampańskie i sypały dowcipami jak z rękawa.

Grzegorz Wojnarowski
Grzegorz Wojnarowski
Na zdjęciu od lewej: Małgorzata Hołub-Kowalik, Justyna Święty-Ersetic, Natalia Kaczmarek i Iga Baumgart-Witan PAP/EPA / Leszek Szymański / Na zdjęciu od lewej: Małgorzata Hołub-Kowalik, Justyna Święty-Ersetic, Natalia Kaczmarek i Iga Baumgart-Witan
Z Tokio - Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty

To był ich wieczór. Nie tylko na lekkoatletycznej bieżni. Chyba jeszcze lepszy, a na pewno zabawniejszy show dały w katakumbach Stadionu Olimpijskiego w Tokio. Momentami można się było zastanawiać, czy z grupą polskich dziennikarzy rozmawiają tam biegaczki, czy standuperki z całkiem dużym doświadczeniem scenicznym.

Jak to jest być mistrzyniami i wicemistrzyniami olimpijskimi? - zapytał jeden z reporterów. I wtedy przedstawienie się zaczęło.

- Nie można powiedzieć, bo to niecenzuralne słowa - rzuciła Małgorzata Hołub-Kowalik.

- Nawet miło. Ależ fantastycznie - uzupełniła drwiącym tonem Iga Baumgart-Witan.

ZOBACZ WIDEO: Paweł Fajdek z brązowym medalem IO w Tokio. Czy będzie zadowolony z tego osiągnięcia?

- Jesteśmy jak Dawid Tomala. Beka! Tempo było dla nas za wolne, nudziło się nam, więc przyspieszyłyśmy - kontynuowała Hołub-Kowalik.

- No właśnie. Stoję i stoję, czekam na zmianę. Aż mnie nogi rozbolały. No, wreszcie dobiegłaś! - żartowała Baumgart-Witan, której naturalny luz i komediowy talent czynią z niej doskonały materiał na przyszłą gwiazdę polskiej sceny kabaretowej.

Po sobotnim finale o Idze jest głośno nie tylko z uwagi na medal sztafety, ale też na okrzyk biegnącej na drugiej zmianie zawodniczki tuż po biegu. Baumgart-Witan na całe gardło wykrzyczała wtedy najpopularniejsze polskie przekleństwo.

- W końcu ludzie się dowiedzieli, jakie słowo jest u mnie przecinkiem. Oczywiście wykrzyczałam je świadomie, tylko nie wiedziałam, że kamera będzie skierowana centralnie na mnie. Ale to są wielkie emocje. Myślę, że Polacy rozumieją i szanują - mówiła rozbawionym tonem.

Przekleństwa pojawiały się też w słowach piosenek, których "Aniołki" słuchały przed swoim sobotnim startem.

- Była muzyczka, tańce... - zdradziła Hołub-Kowalik. - Niektóre piosenki były cenzuralne, inne niecenzuralne - wtrąciła Baumgart-Witan. - Nazwijmy to muzyką motywacyjną - podsumowała jej koleżanka.

Bardziej doświadczone zawodniczki z naszej sztafety śmiały się też, że musiały uspokajać najmłodszą w drużynie Natalię Kaczmarek, którą od piątku "nosiło".

- Całe szczęście, że jutro wyjeżdżamy, bo księżniczka mogłaby się już nie zmieścić w korytarzu - żartowała Justyna Święty-Ersetic. - W drzwiach do wioski się nie zmieści. Nie wiem, jak ona wsiądzie do autobusu - podchwyciła Iga. - A taka niepozorna, cicha dziewczyna - dodała Justyna.

Kiedy padło pytanie, który polski medal, nie licząc ich własnych, wzbudził w nich największe emocje, "Aniołki" wskazały błyskawicznie: - No wiadomo, Tomala! - krzyknęła Iga, a cały zespół wybuchł śmiechem.

Sensacyjny złoty medalista w chodzie na 50 kilometrów zrobił na naszych biegaczkach wrażenie nie tylko postawą na trasie, ale też luźnym podejściem i dystansem do swojego osiągnięcia.

Iga: - Jeszcze zanim weszłyśmy na stadion ktoś krzyczy: Jazda dziewczyny! Patrzymy, a to Tomala! No to już wiedziałyśmy, że będzie dobrze.

Czytaj także:
Tokio 2020. Polskie bohaterki zmieniają decyzję! "Cofamy deklaracje"
Tokio 2020. Fantastyczne zwieńczenie igrzysk olimpijskich w wykonaniu Biało-Czerwonych

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×