- Ja sobie od razu odwijam taśmę życia z 92 roku i zderzenia z bramą w Barcelonie. Wcale nie było różowo. Takie czasy były. Przeżyłem ogromną żałobę, bolało, krzyczałem i nie mogłem spać. To musi trwać. Tylko potem nie można ulec temu poklepywaniu po plecach - tłumaczy Robert Korzeniowski.