Po zaledwie sześciu latach treningów Adrianowi Kosterze udało się poprawić rekord świata na dystansie pięciokrotnego IronMana (19 km pływania, 900 km jazdy na rowerze, 211 km biegu), a za kilka miesięcy Polak spróbuje zostać mistrzem świata na dystansie dziesięciokrotnego Ironmana (38 km pływania, 1800 km jazdy na rowerze, 422 km biegania) i oczywiście pobić przy tym rekord świata.
Historia 36-latka z Torunia udowadnia, że niemożliwe nie istnieje, a jego życie to gotowy scenariusz na film. Jeszcze kilka dni przed swoimi 30. urodzinami, prowadził klasyczne życie polskiego emigranta w Holandii. Pracował nawet 60-80 godzin tygodniowo przy uprawie roślin w szklarni, a po ciężkim dniu pracy, kolejne godziny spędzał na kanapie, pijąc piwo i oglądając seriale. Ze sportem nie miał nic wspólnego, a od 15. roku życia palił kilkanaście papierosów dziennie, bezskutecznie próbując skończyć z nałogiem. Mimo wielu prób, nigdy nie udawało mu się przetrwać bez papierosa więcej niż kilka godzin.
Bał się, że skończy jak tata
- To wszystko doprowadziło do tego, że zacząłem nienawidzić siebie i otwarcie gardziłem swoim życiem. Bałem się, że jeśli nic się nie zmieni, to skończę jak mój tata, który w wieku 30 lat zachorował na poważny nowotwór, który najpierw zaatakował jego nogę, a potem płuca. Wiedziałem, że jestem obciążony genetycznie, a mimo to przez całe swoje dotychczasowe życie robiłem wszystko, by skończyć tak samo jak mój tata - wspomina najważniejsze chwile Adrian Kostera.
To właśnie sześć lat temu Kostera postanowił całkowicie odmienić swoje życie i poszukać wyzwania, które odwróci jego uwagę od nałogu i przyczyni się do poprawy stylu życia. Wybór padł na triathlon, a pierwszym pomysłem było pokonanie dystansu IronMana (3,8 km pływania, 180 km jazdy na rowerze i 42 km biegania) sto razy w sto dni z rzędu. Dla osoby, która ostatni raz biegała na zajęciach wychowania fizycznego w szkole i nie potrafiła pływać, wyzwanie wydawało się z gatunku tych, nie do osiągnięcia. Kosterze właśnie o to chodziło.
Szybko okazało się, że ma do sportu duże predyspozycje, bo zaledwie po trzech miesiącach codziennych treningów udało mu się ukończyć półmaraton w znakomitym czasie 1:34. Chwilę później zadebiutował w triathlonie, a w zmaganiach na dystansie 1/2 IM uzyskał wynik 4:49. Jednocześnie zawodnik wciąż łączył wymagające treningi z 12-godzinnymi zmianami w szklarni oraz życiem rodzinnym.
ZOBACZ WIDEO: Tego zagrania nikt się nie spodziewał! Tylko bezradnie patrzyli na piłkę
Wieczorami wymykał się z sypialni i szedł nad jezioro
- Postanowiłem, że zrobię wszystko, by moje treningi nie utrudniły mi relacji z żoną. Po pracy wypełniałem więc wszystkie obowiązki w domu, a wieczorami spędzaliśmy czas jak dotąd. Jedyną różnicą było to, że gdy żona zasypiała, ja wymykałem się z łóżka i szedłem w nocy na kilkugodzinny trening. Raz było to bieganie w lesie, innym razem jazda na rowerze, albo pływanie w pobliskim jeziorze. Aby pogodzić wszystkie obowiązki spałem po 4-6 godzin dziennie - przyznaje ultratriathlonista.
Półtora roku temu Kosterze urodziło się dziecko i ono również dość szybko zaczęło się przystosowywać do trybu życia swojego ojca. Dziś syn towarzyszy zawodnikowi podczas większości treningów, a do wieczornych biegów przyzwyczaił się już tak mocno, że zasypia jedynie w specjalnym wózku, podczas wybiegań swojego taty.
Taki tryb życia zapewne wykończyłby większość ludzi, ale Kostera już wcześniej miał wyjątkowe predyspozycje do wielogodzinnej pracy w trudnych warunkach.
- Od kiedy tylko pamiętam, potrafiłem utrzymać wydajność pracy przez kilkanaście godzin i praktycznie nigdy nie odczuwałem wielkiego zmęczenia. Co ciekawe, z pierwszej pracy zostałem wyrzucony, bo szef uznał, że na pewno nałogowo przyjmuję amfetaminę. Nie wyobrażał sobie, by ktoś potrafił tak długo pracować fizycznie bez chwili wytchnienia - opowiada Kostera.
Rywalizował przez 67 godzin bez choćby minuty snu
Aktywny styl życia sprawił, że Polak nauczył się wykorzystywać każdą chwilę na sen. Dzięki temu potrafi zasnąć praktycznie w każdych warunkach i sprawić, że nawet kilkanaście minut snu może być efektywniejsze, niż kilkanaście godzin u normalnego człowieka.
Ta umiejętność okazała się kluczowa podczas ostatnich mistrzostw świata na dystansie pięciokrotnego IronMana podczas zawodów Bretzel Ultra Tri we francuskim Colmar. Polak rozpoczął kiepsko, bo pływanie zajęło mu dwa razy więcej niż najlepszym, ale później był bezkonkurencyjny na rowerze i w biegu. Co jeszcze ciekawsze, w obu tych konkurencjach od początku do końca potrafił utrzymać równe tempo, a przez 67 godzin rywalizacji nie przespał choćby minuty!
Dzięki temu udało mu się przepłynąć 19 km, przejechać na rowerze 900 km i przebiec 211 km w czasie o blisko 14 minut lepszym niż dotychczasowy rekord świata Roberta Karasia. Polakowi udało się tego dokonać, mimo iż jeszcze w trakcie biegu dostał wiadomość, że chwilę przed startem wyścigu, na pobliskim parkingu... spłonął jego samochód.
Rywalizacja we Francji była jedynie przygotowaniem do kolejnych znacznie poważniejszych wyzwań. Już za kilka tygodni czeka go walko o mistrzostwo świata w Deca Ultra Triathlon, na którym będzie musiał zmierzyć się z dystansem 10-krotnego IronMana oraz ponad czterdziestoma innymi profesjonalnymi ultratriathlonistami, w tym choćby Robertem Karasiem.
Za rok pokona ponad 40 tysięcy kilometrów
To jednak będzie tak naprawdę przedsmak przyszłorocznych emocji, kiedy to Kostera ma zapisać się w księdze rekordów Guinnessa, jako pierwszy człowiek na ziemi, który w trakcie jednego roku pokona w triathlonowej rywalizacji w sumie 40 750 km, czyli długość ziemskiego równika. Złoży się na to 1205 km pływania, 31 132 km jazdy na rowerze i 7833 km biegania, a wyzwanie będzie trwało od 1 czerwca 2023 do 31 maja 2024. Przez pierwszych 67 dni zawodnik będzie pokonywał na basenie 18 kilometrów dziennie, kolejne 155 dni to jazda na rowerze po 200 kilometrów dziennie, a na koniec 143 dni biegania po 55 kilometrów dziennie.
- Wielu pewnie się zdziwi, ale ja wcale nie kocham sportu, a podczas kolejnych aktywności wcale nie wydzielają się w moim organizmie żadne endorfiny. Mogę nawet powiedzieć, że szczerze tego nie lubię, a znacznie większą przyjemność sprawia mi leżenie na kanapie i oglądanie Netfliksa. Po co to więc robię? Kocham przełamywać własne słabości i realizować kolejne cele. Podczas każdego wyścigu co parę minut wygrywam walkę z samym sobą. Pokusa, by przerwać bieg, czy pływanie jest ogromna, a mimo to zmuszam się do pokonywania słabości i to uczucie uwielbiam - dodaje Kostera.
36-latek wziął się za sport na poważnie i dokładnie rok temu podjął ryzykowną decyzję o zakończeniu pracy w szklarni. Zawodnik mógł to zrobić dzięki wsparciu sponsorów, ale także własnej inicjatywie i zaangażowaniu się w pracę trenera. Udało mu się zdobyć wykształcenie trenerskie, a dzięki własnym doświadczeniom z ostatnich sześciu lat może teraz pomagać innym, a w tym celu stworzył własną grupę treningową i regularnie układa dla swoich podopiecznych plany oraz czuwa nad ich rozwojem.
Potrafi robić widowisko
Jemu samemu treningi zajmują 6-8 godzin dziennie, ale nie odczuwa nudy, ponieważ podczas kolejnych ćwiczeń słucha audiobooków. Gdy w 2019 roku podjął się wyzwania przebiegnięcia stu maratonów w sto dni, przesłuchał w sumie 36 książek. Wyzwanie ukończył bez żadnych problemów, a ten wyczyn do dziś pozostaje jego największym osiągnięciem.
Kostera potrafi zrobić wokół siebie spore zamieszanie i liczy, że już za rok, podczas próby bicia rekordu Guinnessa, do jego holenderskiego miasteczka znów ściągną tłumy fanów z całej Holandii. Tak było choćby dwa lata temu, gdy podczas pandemii koronawirusa zawodnik postanowił na własną rękę zorganizować zawody w 10-krotnym duathlonie (120 km biegania, 1800 km jazdy na rowerze i 422 km biegania), przemierzając w ten sposób całą Holandię.
- Jeszcze sześć lat temu w ogóle nie potrafiłem pływać, a po przebiegnięciu pięciu kilometrów, przez kolejne pół godziny musiałem walczyć z duszącym kaszlem. Teraz jestem zdrowy i znacznie szczęśliwszy niż jeszcze kilka lat temu. Pomysłów na kolejne wyzwania na pewno mi nie zabraknie i nie zamierzam porzucać sportu. Moja żona jest bardzo wyrozumiała, bo wakacje ze mną nie należą do najłatwiejszych. Większość dni urlopowych spędzamy na moich zawodach, albo wycieczkach rowerowych. Kilka lat temu wymyśliliśmy sobie trasę wzdłuż holenderskiego wybrzeża i przez siedem dni codziennie przejeżdżaliśmy 130 kilometrów na rowerze. Żona jest twarda i dała radę, ale urlop jej się raczej nie podobał, bo wszystko ją bolało - dodaje na zakończenie Kostera.
Mateusz Puka, WP Sportowefakty
Czytaj więcej:
Wielki sukces Polski w Tour de France
Są wieści na temat stanu zdrowia Kownackiego