Wolność trudno rozpoznać zza bezpiecznej ściany [OPINIA]
Robert Karaś, mimo brawurowego startu w dziesięciokrotnym Ironmanie, musiał wycofać się z rywalizacji. Przyczyna - kłopoty zdrowotne. To wystarczyło, aby rzesza hejterskich wyjadaczy ruszyła do oceniania wyczynu Polaka.
Pierwsze pytanie? Tak, to jasne. Drugie? Oczywiście, że nie. Istota szaleństwa, które napędza do robienia rzeczy niezwykłych, jakie nie śniły się amatorom, zawiera w sobie przekraczanie barier. Ono bowiem nie zamyka się w żadnych granicach. To tak, jakby granice miała wolność. Tymczasem ogranicza ją tylko poczucie wolności drugiego człowieka. Jeśli nikogo nie krzywdzimy naszą swobodą, ona z założenia nie ma ograniczeń. Albo są one tylko tam, gdzie sami świadomie je postawimy.
Podobnie jest z bliskimi moim zainteresowaniom (teoretycznym w większości) himalaizmem, alpinizmem, taternictwem. Niemal za każdym razem, kiedy media podają informację o śmierci w górach, rusza armia ludzi traktujących zagrożenia, jakie stwarzają swojemu życiu inni - jako przestrzeń do oceny. Sprzed ekranu oczywiście, bo na górskich szlakach raczej ich nie spotkamy. No chyba że na asfaltowej drodze do Morskiego Oka - na ogół siedzących na bryczce ciągniętej przez wymęczone konie.
ZOBACZ WIDEO: Uderzyła jak Lewandowski! Gol stadiony świataChciałbym, żeby było jasne - nie oceniam tych, którzy nie rozumieją dużego wysiłku i ryzyka. Nie ich dziedzina - nie każdy musi znać się na wszystkim - na szczęście. No i nie każdy musi gnać za marzeniami - to wybór, jeden z wielu. I nikomu nic do tego. Gorzej, jeśli brak zrozumienia jest napędzany inwektywami i krytyką.
Kiedyś napisałem tekst w kontrze do opinii jakoby himalaiści byli samobójcami. Do tego egoistycznymi i przepełnionymi narcystycznymi przekonaniami. Zatytułowałem go: "Giganci i marzyciele ze stali. Tylko oni dotykają wolności". I choć to było kilka lat temu, nadal się zgadzam z tym stwierdzeniem.
Dodałbym tylko małą gwiazdkę, a pod nią napisał, że wolność dla każdego może oznaczać coś innego. Bo przecież choćby wejście w świat literatury daje mnóstwo przeżyć bliskich albo tożsamych z umysłową wolnością. Nie trzeba chodzić po górach czy biegać ultramaratonów, aby doświadczyć tego uczucia. Ale trzeba samemu go doświadczyć, aby zrozumieć, że dla ludzi ryzykujących (tylko w pewnym stopniu!) swoje życie, wolność ma inną twarz. I oni tylko w ten sposób czują, że żyją.
Swiss Ultra Triathlon 2022 to dziesięciokrotny Ironman. 38 km pływania, 1800 km jazdy na rowerze i 422 biegu. Nie wyobrażam sobie nawet, jak to jest pokonać ten dystans choćby w jego małej części. Ale na szczęście nie muszę. Bo to nie wyzwanie dla mnie, to nie moja sprawa. Ale patrzę z podziwem, bo jestem dumny z tego, że tacy giganci reprezentują mój kraj. I mówi o nich cały świat sportu.
Mam wrażenie, że wpadłem w nieco irytujący, kaznodziejski ton. Nie miałem takiego planu. Wiem jednak, jak istotne w życiu są pasja i poczucie wolności, które w tym krótkim tekście odmieniłem przez niemal wszystkie przypadki. Sam nie mam osiągnięć, którymi mógłbym się pochwalić w ogólnopolskim portalu, więc zakończę nieswoją myślą. Tak samo zresztą zrobiłem w tekście o himalaistach sprzed lat. Cytat można odbierać nie tylko przez pryzmat gór.
"Kiedy jestem w górach, nie istnieje świat zewnętrzny, zgiełk i pośpiech. Jest tylko natura i życie razem z jej rytmem. Ktoś może powiedzieć, że to tylko mój wymysł, bo przed życiem się nie ucieknie. Zależy kto co nazywa życiem" - Piotr Morawski, himalaista, zdobywca sześciu ośmiotysięczników, doktor nauk chemicznych i adiunkt na Wydziale Chemicznym Politechniki Warszawskiej. Zmarł w 2009 roku na Dhaulagiri.
Dawid Góra, WP SportoweFakty
Robert Karaś wyjaśnił przyczyny zejścia z trasy. Piękny gest jego teamu >>
Karaś zdradza. "Zaczęła lecieć ropa, więc wezwaliśmy karetkę" >>