Zgodnie z zapowiedziami, na starcie XII Biegu Na Szczyt Rondo 1 stanęło niemal 600 uczestników, a wśród nich praktycznie cała czołówka męskiego i kobiecego rankingu Towerrunning World Association. Nie zawiódł faworyt, czyli lider światowego rankingu Wai Ching Soh z Malezji, który zwyciężył w biegu drugi rok z rzędu. Drugi był Japończyk Ryoji Watanabe, a trzeci Włoch Fabio Ruga.
- Dzisiaj poradziłem sobie całkiem dobrze. Pierwsze wejście nie było udane, bo wszedłem na szczyt o sześć sekund wolniej niż rok temu. Na szczęście za drugim razem było już znacznie lepiej. Pobiegłem co prawda dokładnie w tym samym czasie, ale biorąc pod uwagę zmęczenie, to naprawdę dobry wynik - mówił na ostatnim piętrze wieżowca zwycięzca Wai Ching Soh.
Malezyjczyk był jedynym zawodnikiem w stawce, który towerruningiem zajmuje się zawodowo. Ma więc przewagę nad rywalami. Nie dość, że do woli może jeździć na zawody po całym świecie, to w ciągu dnia nic nie przeszkadza mu w treningach.
To właśnie on jest faworytem zbliżających się mistrzostw świata w Tajpej. Wai Ching Soh do tego czasu sprawdzi swoją formę podczas zawodów w Korei Południowej i Chinach.
- Zawody w Warszawie są ikoniczne. Niesamowity jest zwłaszcza rekord Piotra Łobodzińskiego, do którego nikt od 2014 roku nie jest w stanie się nawet zbliżyć. Zawsze jest to moją ambicją, ale wciąż nie udaje mi się ta sztuka. Tym razem znów sporo zabrakło do złamania granicy 3:27, więc za rok znów tu wrócę, bo pobicie tego rekordu jest moim marzeniem. Organizacja jest tutaj znakomita, dla mnie dobrym sygnałem jest to, że byłem w stanie poprawić swój wynik z poprzedniego sezonu o cztery sekundy - dodaje.
ZOBACZ WIDEO Mocne zakończenie tegorocznego cyklu IRONMAN. Walczono o kwalifikacje na MŚ
Zawodnik przyznał też, jak wygląda jego trening. - Całe moje życie kręci się wokół tego sportu. Jestem zawodowcem, a dzięki temu mogę codziennie mocno trenować. Nie ma dnia, w którym nie wszedłbym co najmniej na 400 pięter. Cała technika polega na tym, by przeskakiwać co drugi stopień i robić to możliwie jak najszybciej. Nie jest to trudne, ale trzeba dużo ćwiczyć, by robić to bardzo szybko. Na szczęście u mnie w kraju jest dużo wieżowców, w których mogę trenować - przyznaje z uśmiechem. To z kolei oznacza, że Malezyjczyk codziennie wchodzi przynajmniej dziesięć razy na odpowiednik biurowca Rondo 1.
Po zawodach nieco mniej zadowolony był Polak, Piotr Łobodziński. On rywalizację w wieżowcu Rondo 1 skończył tym razem na czwartym miejscu.
- Nie jestem w formie. Ostatnie sześć tygodni spędziłem na leczeniu urazu stopy. Poza tym odkąd przeprowadziłem się z Warszawy na Podlasie, to mam mniej okazji do treningów w wieżowcach. Ćwiczę głównie na siłowniach, ewentualnie w mniejszych budynkach mieszkalnych. Organizatorom zależy na zaproszeniu najlepszych zawodników z całego świata, dlatego przypuszczam, że na mistrzostwach świata będzie podobna stawka do tej z Warszawy. To optymistyczny sygnał. Mamy jeszcze sześć tygodni, a to sporo czasu, by poprawić dyspozycję. Poza tym, mi bardziej odpowiadają dłuższe dystanse, czyli biegi, które trwają około 10 minut. W takich warunkach powinno być mi nieco łatwiej wygrać z moimi rywalami. Jadę na Tajwan z myślą o obronie mistrzostwa świata - przyznaje Łobodziński.