Olimpijka kuszona przez polityków. "Przypięto mi łatkę homofoba i muszę z tym żyć"

PAP / Bartłomiej Zborowski / Na zdjęciu: Zofia Noceti-Klepacka
PAP / Bartłomiej Zborowski / Na zdjęciu: Zofia Noceti-Klepacka

Swoimi wpisami wywołuje burzę w mediach społecznościowych, a przez część środowiska nazywana jest homofobem. Kontrowersyjne wypowiedzi przykryły sukcesy brązowej medalistki olimpijskiej z 2012 roku, Zofii Noceti-Klepackiej.

W tym artykule dowiesz się o:

Mateusz Puka, WP SportoweFakty: Kolejne komitety wyborcze ogłaszają swoich kandydatów w wyborach samorządowych. Znana jest pani z manifestowania swoich przekonań. Dostała pani w takim razie propozycję kandydowania na jakieś stanowisko?

Zofia Noceti-Klepacka, brązowa medalistka olimpijska w windsurfingu z Londynu w klasie RS:X: Takie propozycje otrzymuję cały czas, ale na razie skupiam się na sporcie.

Zgłaszała się do pani Konfederacja czy może jednak Prawo i Sprawiedliwość?

Różne partie się zgłaszały. Nie tylko te dwie. Nie chcę mówić jednak o szczegółach. Nie chciałabym chyba wchodzić w politykę. Lubię działać charytatywnie, rozwijać coś dla społeczności lokalnej, więc jeśli kiedyś uznam, że jakiś projekt ma sens, to być może wejdę w to. Siedzę w sporcie od 30 lat i raczej z tą dziedziną życia chciałabym związać swoją przyszłość.

Jakie to dokładnie były propozycje? Chodziło o wybory samorządowe czy do europarlamentu?

Raczej były próby przekonania mnie do kandydowania w wyborach lokalnych. Do Sejmu nie dostałam żadnej propozycji. Żartuję sobie, że jakbym miała wejść na grubo do polityki, to pewnie zaczęłabym od kandydowania na prezydenta Warszawy jako kandydatka niezrzeszona. Znam się na sporcie i wiem, że w tej dziedzinie mogę być najbardziej przydatna.

ZOBACZ WIDEO: Dramat Mameda Chalidowa. "Wszystkie kości przesunięte"

Choć wciąż jest pani czynnym sportowcem i walczy o udział w swoich piątych igrzyskach olimpijskich, to bardziej znana jest pani z ostrych wypowiedzi na temat LGBT. Z perspektywy czasu żałuje pani swojego zaangażowania w ten temat?

W życiu staram się niczego nie żałować. Gdy coś robię, to zwykle mam w tym jakiś cel. Jeśli chodzi o wypowiedzi, które wzbudziły najwięcej zamieszania, to wynikały one po prostu z moich przekonań. Nie miałam nic złego na myśli. Media rozpętały burzę, a dyskusja poszła w zupełnie innym kierunku.

"Mówię kategoryczne NIE dla promocji środowisk LGBT", "Stop LGBT" - to tylko nieliczne z pani wypowiedzi, za które była pani mocno krytykowana.

Po tych wypowiedziach przypięto mi łatkę homofoba i wiem, że będę z tym musiała żyć. Nie mam nic do osób homoseksualnych. Zdaję sobie sprawę, że jeśli ktoś mnie nie zna, to trudno mi będzie przekonać, że mówię prawdę.

Załóżmy, że tak jest. Dlaczego więc wypowiadała się pani w ten sposób?

Moja najgłośniejsza wypowiedź w tym temacie dotyczyła propozycji wejścia do szkół programu nauczania, który moim zdaniem byłby szkodliwy. Napisałam to i potem wszystko zaczęło żyć już swoim życiem.

A jak na te słowa zareagowało środowisko sportowe? Przecież wokół siebie ma pani zapewne wielu zawodników, których takie słowa mogły mocno urazić.

Proszę mi uwierzyć, że w kadrze jesteśmy wobec siebie bardzo otwarci. Każdy ma swoje poglądy, a mimo to potrafimy szczerze rozmawiać i wymieniać się opiniami. Nikt nigdy nie zarzucił mi tego, o czym pisze się w mediach. Nigdy nie usłyszałam, że jestem osobą nietolerancyjną.

Pani wpisy jednak o tym świadczą.

Każdy ma prawo myśleć o mnie, jak chce. Ja tylko mówię, że każdy, kto mnie zna, wie, że wizerunek z mediów nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Czytałam już o sobie tyle głupot, że nie ma sensu do tego wracać. Pogodziłam się z tym, jak jestem przedstawiana. Nigdy nie miałam problemu z osobami o innej orientacji seksualnej, a proszę mi uwierzyć, że znam takie osoby. W Tokio spotkałam się nawet z panią Kasią Zillmann, która zdobyła medal w wioślarstwie. Wstawiłam nawet zdjęcie w mediach społecznościowych.

Nie dość, że nie próbuje pani tego zmienić, to jeszcze zdarza się pani podgrzewać atmosferę i publikować kolejne wpisy.

Przyznam, że często mnie to śmieszy. Inna sprawa, że po prostu taki mam charakter. Mówię to, co myślę, nie chowam głowy w piasek. Gdy się z kimś spotkam, to lubię porozmawiać szczerze w cztery oczy. Gdy pojawiały się konflikty, to zawsze lubiłam je wyjaśniać bezpośrednio. Taka już jestem. Nie podobało mi się, jak ludzie w internecie zaczęli mnie oznaczać pod jakimiś głupotami.

Pani jednak ciągle dba, by było o pani głośno. Nie tak dawno zamieściła pani kolejny wpis o żołnierzach wyklętych, choć przecież musiała pani wiedzieć, że to znów wywoła dyskusję.

Pochodzę z rodziny, w której dziadek i jego bracia walczyli za Polskę w Armii Krajowej. Uważam, że upamiętnianie bohaterów to nasz obowiązek. Nie interesuje mnie, co sądzą na ten temat inni. Sama mam dzieci i uważam, że trzeba z nimi regularnie chodzić do muzeów, pójść pod pomnik, brać udział w uroczystościach. Żywa lekcja historii jest najlepsza.

Mówi pani jak rasowy polityk. Naprawdę nie widzi się pani jako polityczka po zakończeniu kariery sportowej?

Moje życie kręci się wokół sportu i chciałabym, żeby tak pozostało także po skończeniu kariery. Obecnie skupiam się na walce o wyjazd na swoje piąte igrzyska olimpijskie. To byłoby idealne uwieńczenie kariery.

Nie ma jednak co ukrywać, że osiąga pani obecnie dużo słabsze wyniki niż jeszcze kilka lat temu. Jest pani tak samo zmotywowana?

To mój ostatni sezon jako profesjonalnego zawodnika, więc myślę też o innych sprawach. Założyłam klub sportowy, który funkcjonuje od roku i chcę się poświęcić, by wychować nowego mistrza, ale też po prostu zarażać dzieci pasją. Jestem prezesem klubu, mój brat jest trenerem. Niedawno wróciłam z mistrzostw świata w Lanzarote, gdzie zajęłam 29. miejsce. Niepotrzebnie wybrałam nowy sprzęt, bo wiem, że mogło być lepiej. Jako reprezentacja przywieźliśmy jeden srebrny medal Pawła Tarnowskiego, a Maja Dziarnowska była siódma. W marcu zawody Pucharu Świata na Majorce, a potem już tylko szykowanie się do Paryża.

Jak ocenia pani swoje szanse na wyjazd na igrzyska?

Decyzja o składzie reprezentacji nie została jeszcze podjęta, ale wiadomo, że mamy jedną kwalifikację i pojedzie najlepsza z nas. W tym momencie jest to Maja, ale ja się nie poddaję. Nawet jeśli nie pojadę, to zrobię wszystko, by Maja była jak najlepiej przygotowana.

Kiedyś na każdą imprezę jeździła pani z myślą o walce o medale. Łatwo jest się pogodzić ze zmianą pokoleniową?

Proszę pamiętać, że jeszcze rok temu wygrałam Puchar Świata w Kadyksie, ale faktycznie ostatnio idzie mi gorzej. To jest frustrujące, bo przecież przez całe życie byłam w topie. Byłam zdecydowana, by zakończyć karierę po igrzyskach w Tokio (zajęła w nich dziewiąte miejsce - przyp. red.), ale ostatecznie zaciekawiły mnie plany wprowadzenia nowej klasy. Chciałam się sprawdzić w tej formule i coś sobie udowodnić.

Naprawdę po tylu sukcesach musi pani sobie coś jeszcze udowadniać?

Potraktowałam to jako ciekawe wyzwanie, bo choć mam gigantyczne doświadczenie, to ze względu na wprowadzenie nowej klasy iQFoil, praktycznie wszystkiego musiałam się uczyć od początku. Byłam ciekawa, czy dam sobie radę. Poza tym starty w tej klasie są naprawdę ekscytujące.

Dlaczego?

Windsurfing zmienił się nie do poznania i dziś jest zaliczany do sportów ekstremalnych. Rozpędzamy się do 50 km/h, wszystko dzieje się szybciej. Każdy wypadek ma poważne skutki i nawet jeśli zahaczy się o coś w wodzie, to upadek do wody naprawdę potrafi boleć.

Aż tak?

Przez ostatnie dwa lata narobiłam sobie więcej siniaków niż przez całą dotychczasową karierę. Adrenalina wszystko jednak rekompensuje i już wiem, że będę pływała w tej klasie do końca życia, po prostu dla zabawy. Jestem na takim etapie kariery, że mogę próbować różnych rzeczy. Z tego powodu w czerwcu w Pucku zamierzam wystartować w mistrzostwach świata w nieolimpijskiej klasie Open Foil. Rywalizacja mnie nakręca. Nie potrafię tego skończyć. W sporcie siedzę 30 lat.

Po Paryżu zamierza pani definitywnie skończyć karierę, czy dopuszcza pani inną możliwość?

Może dostanę propozycję, by zostać trenerem kadry i do Los Angeles pojadę w innej roli. Życie na walizkach mi odpowiada. Przyzwyczaiłam się.

Z czego ma pani dzisiaj większą satysfakcję? Ze startów jako zawodniczka czy jednak pilnowania rozwoju swoich podopiecznych w klubie?

Paradoksalnie chyba z wyników moich młodych podopiecznych. To znakomite, że mogę wykorzystać moją wiedzę i przyglądać się, jak dzieci z miesiąca na miesiąc robią postępy. Początkowo myślałam, by robić sekcję komercyjną, ale ostatecznie zdecydowałam, że chcę szkolić zawodników w wyczynowym sporcie i walczyć z nimi o medale. Sport wciąż mnie bardzo pociąga.

Dość często fotografuje się pani na treningach sportów walki. Zobaczymy panią kiedyś w oktagonie?

Sporty walki trenuję jako sport uzupełniający już od 15 lat. Miałam już kilka propozycji walk, ale na razie skupiam się na windsurfingu. Myślę, że można jednak ogłosić, że jeśli zakończę karierę, to na pewno spróbuję swoich sił w takich walkach. Po prostu to lubię i to moja druga pasja.

Rozmawiał Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj więcej:
Poseł debiutant bez ogródek: Bezczelności, tupetu i agresji jest w sejmie bardzo dużo
Polski mistrz odnaleziony. "Zbliżałem się do Boga"

Źródło artykułu: WP SportoweFakty