Valentino Rossi nie ma pretensji do Marca Marqueza. "On bierze wszystko albo nic"
Valentino Rossi nie ma pretensji do Marca Marqueza. "On bierze wszystko albo nic"
Valentino Rossi wygrał drugi wyścig MotoGP w tym sezonie. Włoch triumfował na torze Termas de Rio Hondo w Argentynie, choć startował dopiero z trzeciego rzędu.
Po sobotnich kwalifikacjach Valentino Rossi nie był w dobrym nastroju. Włoch zepsuł sesję kwalifikacyjną, wyjeżdżając na tor w korku i nie mógł przejechać czystego okrążenia. W efekcie "Doctor" uzyskał dopiero ósmy czas.
Dlatego też Rossi zaryzykował w niedzielę i założył do swojego motocykla bardzo twardą oponę. Nie pozwala ona osiągać świetnych czasów na początku wyścigu, ale ulega mniejszej degradacji, co ma spory wpływ na jazdę podczas ostatnich okrążeń. - To wielkie zwycięstwo. Podjąłem właściwą decyzję i wystartowałem na bardzo twardej oponie. Kiedy zobaczyłem, że Marc Marquez startuje na miękkiej mieszance, to wiedziałem, że będzie chciał mocno naciskać na początku wyścigu - powiedział Rossi.Niewiele jednak brakowało, a "Doctor" zakończyłby rywalizację w Grand Prix Argentyny na pierwszym okrążeniu. - Dobrze wystartowałem, ale w pierwszym zakręcie doszło do kontaktu pomiędzy mną a Iannone, przez co wyleciałem na zewnętrzną część toru. Krok po kroku wracałem jednak do rywalizacji i w końcu znalazłem się za Marcem - dodał zawodnik Movistar Yamaha MotoGP.
Valentino Rossi miał powody do radości w Argentynie
W połowie wyścigu przewaga Marca Marqueza nad resztą stawki była tak duża, że wydawać się mogło, iż jego zwycięstwo jest niezagrożone. - Marc miał nieco ponad cztery sekundy przewagi nade mną. Wiedziałem, że wyścig już trochę trwa i Marc ma jakieś problemy. Okrążenie po okrążeniu zbliżałem się do niego. Najpierw go nie widziałem, później stawał się coraz większy przed moimi oczami. I to było coś wspaniałego! - stwierdził Rossi.
Na dwa okrążenia przed końcem rywalizacji, doszło do kontaktu pomiędzy Rossim a Marquezem. W wyniku tego zdarzenia Hiszpan upadł i nie ukończył wyścigu. - Wyprzedziłem go w strefie hamowania, ale to jest zawodnik, którzy bierze wszystko albo nic. Marc zahaczył mój motocykl w zakręcie. Potem zrobił to po raz drugi, gdy akurat przyspieszałem i myślę, że to on popełnił błąd, co doprowadziło do upadku. To wielka szkoda, bo mogliśmy stoczyć świetny pojedynek na ostatnim okrążeniu - oświadczył 36-latek.
Po trzech wyścigach Rossi ma na swoim koncie 66 punktów i jest liderem mistrzostw świata. Dlatego coraz częściej się mówi, że w tym roku Włoch na poważnie włączy się do walki o kolejny, dziesiąty w swojej karierze tytuł mistrza świata. - W trzech wyścigach pokazaliśmy, że możemy być konkurencyjni w każdych warunkach. Dlatego możemy walczyć o mistrzostwo - podsumował Rossi.