Karel Abraham to nie tylko pieniądze ojca. Czech wynikami odpowiedział na hejt

Materiały prasowe
Materiały prasowe

Karel Abraham przez kilka lat był wyszydzany przez fanów MotoGP. Czech musiał radzić sobie z falą hejtu podobną do tej, która wylewała się na Roberta Kubicę po wypadkach w WRC. W tym sezonie Abraham udowodnia jednak, że potrafi się ścigać.

W tym artykule dowiesz się o:

Zdaniem kibiców, największą wadą Karela Abrahama jest jego bogaty ojciec. Karel Abraham senior przez wiele lat zarządzał torem i wyścigiem o Grand Prix Czech w Brnie. Jego syn dorastał w środowisku motocyklowym, aż w końcu postanowił spróbować swoich sił na torze. Ojciec, specjalnie dla swojego syna utworzył zespół AB Motoracing. Rozwinięcie tego skrótu jest banalnie proste - Abraham Motoracing.

Abraham pojawił się w motocyklowych mistrzostwach świata w sezonie 2005. Miał wtedy ledwie 15 lat. W najmniejszej klasie o pojemności 125 ccm wytrzymał ledwie dwa sezony. Nie wygrał ani jednego wyścigu, nie zdobył ani jednego podium, ani razu nie sięgnął po pole position. W 31 wyścigach zdobył zaledwie 8 punktów, ale i tak postanowił przenieść się o półkę wyżej. Na maszynę o pojemności 250 ccm wskoczył w sezonie 2007 jako 17-latek. I historia znowu się powtórzyła. Nie zwyciężał, nie stawał na podium, ale powoli myślał o MotoGP. Dopiero w roku 2010 odniósł jedną wygraną w nowo utworzonej klasie Moto2, która zastąpiła 250 ccm.

Abraham, głównie za sprawą pieniędzy ojca, dopiął swego. Gdy przed sezonem 2011 podpisywał kontrakt na starty w królewskiej serii, niektórzy pukali się w czoło. Jego ojciec zapłacił jednak Ducati za wynajęcie motocykli włoskiej firmy. - To miły facet i ciężko pracuje, ale musi osiągać lepsze wyniki, by myśleć o jeździe w MotoGP. Jest znacznie więcej osób, które zasługują na tę serię. Jeśli pojawi się w MotoGP i zacznie odnosić sukcesy, to fantastycznie. Jednak dla mnie nie jest wystarczająco dobry - mówił wtedy Casey Stoner.

Tyle, że Abraham nie zaskoczył. Sezony 2011-2012 kończył na czternastej pozycji w klasyfikacji generalnej mistrzostw świata. W jego jeździe nie było widać jednak progresu. Jako debiutant zdobył 64 punkty, rok później na jego koncie było już tylko 59 "oczek". I tak zaczęła się równia pochyła w jego karierze. W sezonie 2013 ojciec Abrahama zapewnił mu niezbyt konkurencyjny motocykl konstrukcji ART, na którym Czech zdobył w dziewięciu wyścigach tylko 5 punktów. W żadnym z wywiadów nie przyznał jednak, że popełnił błąd przenosząc się do MotoGP. - Patrzcie na innych. Na takich zawodników jak Bradl czy Bautista. Może mają tytuły w mniejszych kategoriach, ale w MotoGP potrafimy walczyć jak równy z równym. Gdybym miał znowu podjąć decyzję, wybrałbym szybki awans do MotoGP - mówił w 2012 roku.

ZOBACZ WIDEO: Łukasz Jurkowski: To będzie piekło i wielkie przeżycie, tworzymy nową historię KSW

Przełomem miał być kontrakt z Hondą, który AB Motoracing podpisał na sezony 2014-2015. Japończycy potraktowali jednak Czechów po macoszemu. Maszyny użyczone przez Hondę znacznie odbiegały od fabrycznych konstrukcji, Abraham nie otrzymywał też nowych części i aktualizacji. Pod koniec 2015 roku, gdy Czech nabawił się kontuzji nogi i zaczął opuszczać kolejne wyścigi, zdaniem części kibiców symulował uraz. W jego miejsce zaczęli gościnnie startować inni zawodnicy, którzy... płacili Abrahamowi seniorowi za taką możliwość.

To miał być koniec Abrahama w MotoGP. Czech wylądował w World Superbike na sezon 2016 i w barwach Milwaukee BMW spisywał się kiepsko. Brytyjski team nie był konkurencyjny, co nie ułatwiało zadania. Wydawało się jednak, że jest to dopełnienie całej kariery Czecha, który był ciągnięty za uszy przez bogatego ojca. Tyle, że Abraham senior po raz kolejny wyciągnął pomocną dłoń w kierunku syna. Pieniądze Czecha sprawiły, że 27-latek trafił do ekipy Pull&Bear Aspar Team. Dostał do dyspozycji motocykl Ducati z 2015 roku i już na starcie miał niewielkie szanse na sukces. - To właśnie na motocyklu Ducati osiągałem najlepsze wyniki w MotoGP i wierzę, że powrócę do dobrej jazdy - zapowiadał młody Abraham, a kibice ponownie szydzili z niego. Czeski motocyklista nie przejął się krytyką i zaczął robić swoje. W Grand Prix Kataru zdobył dwa cenne punkty, a prawdziwe show zaprezentował w Grand Prix Argentyny.

Pierwszy trening na Termas de Rio Hondo ukończył na piątej pozycji, a w kolejnej sesji był trzeci. Gdy wydawać się mogło, że sytuacja wróciła do normy (16. i 19. pozycja w kolejnych treningach), Abraham zajął drugie miejsce w kwalifikacjach. Lepszy był tylko Marc Marquez. Niestety, podczas rozgrzewki przed wyścigiem 27-latek rozbił swój motocykl i mechanicy musieli zbudować dla niego maszynę od podstaw. W takich okolicznościach Abraham dojechał do mety na dziesiątej pozycji, co i tak jest wynikiem nieosiągalnym dla niego od lat.

Abraham, choć tak hejtowany przez kibiców, już zapisał się w historii czeskiego sportu. Został pierwszym Czechem, który startował do wyścigu MotoGP z pierwszego rzędu. - Czasem szansę dostaje ten, który przynosi pieniądze. Tak jest w przypadku Abrahama. Były też przypadki zawodników, którzy płacili za starty i potem zaskakiwali wszystkich, bo osiągali dobre wyniki. Może tak będzie w przypadku Abrahama. Może dzięki właściwej motywacji zacznie uzyskiwać dobre wyniki - mówił przed laty Stoner. Wydaje się, że Abraham właśnie taką motywację zyskał.

Komentarze (0)