Pod koniec sierpnia Valentino Rossi zanotował upadek na motocyklu enduro, w wyniku którego złamał prawą nogę. Włoch nie posłuchał lekarzy i powrócił do rywalizacji w MotoGP po ledwie 18 dniach, podczas gdy lekarze zalecali mu zdecydowanie dłuższą przerwę. Pomimo ogromnego bólu, 38-latek wystąpił w Grand Prix Aragonii.
Rossi nie zamierzał też odpuścić azjatyckiej części sezonu. Włoch przyleciał do Japonii, choć jego noga nadal nie jest w pełni wyleczona. Niestety, treningi i kwalifikacje na torze Motegi odbywały się w deszczowych warunkach, a w nich bardzo łatwo o błąd. "Doctor" przekonał się o tym w ostatnim treningu, kiedy to zanotował upadek.
- Miałem szczęście. To był highside, ale na szczęście motocykl się obrócił. Udało mi się na nim utrzymać i nie wyfrunąć w powietrze. Dlatego jestem w jednym kawałku - powiedział włoski motocyklista do dziennikarzy.
Upadek był jednak niezwykle kosztowny dla Włocha. Uszkodzenia w jego maszynie okazały się zbyt poważne i mechanicy nie zdążyli jej przygotować na kwalifikacje. Dlatego "Doctor" musiał walczyć o pole position na rezerwowym motocyklu, który nie był dopasowany do warunków toru Motegi.
ZOBACZ WIDEO: Polka zachwyciła miliony internautów. Dziś jest bohaterką filmu "Out of Frame"
- W wypadku ucierpiała maszyna, która była szykowana na wyścig i miała najlepsze ustawienia. Bardzo ważne było, aby mieć ją właśnie na kwalifikacje. Niestety, uszkodzenia były zbyt poważne, więc cały wysiłek poszedł na marne - dodał zawodnik Movistar Yamaha MotoGP.
W tej sytuacji Włoch podjął ryzyko i wyjechał w kwalifikacjach na oponach na suchą nawierzchnię, choć asfalt na torze Motegi nadal był pełen wody. Taka taktyka nie przyniosła efektów i Włoch ukończył rywalizację na dwunastym miejscu.