Mattia Pasini niczym Robert Kubica. "Na motocyklu decydują jaja, a nie chora ręka"

WP SportoweFakty / Katarzyna Łapczyńska / Na zdjęciu: Mattia Pasini
WP SportoweFakty / Katarzyna Łapczyńska / Na zdjęciu: Mattia Pasini

Podczas gdy niektórzy wątpią w powrót Roberta Kubicy do F1 w związku z jego kontuzjowaną ręką, w motocyklowych mistrzostwach świata z podobnym urazem startuje Mattia Pasini. Włoch ani myśli narzekać na swoje zdrowie. - Do tego trzeba jaj - twierdzi.

W tym artykule dowiesz się o:

Historię Roberta Kubicy wszyscy znają. Polak miał ogromną szansę na sukcesy w Formule 1, ale w 2011 roku uczestniczył w wypadku w rajdzie samochodowym. Kubica mocno uszkodził prawe ramię, którego ruchomość jest mocno ograniczona. Mimo tych problemów, 32-latek podjął próbę powrotu do F1. Obecnie jest kandydatem do jazdy w Williamsie. - Szczerze mówiąc, nie jestem w stanie robić tego samego, czyli prowadzić jedną ręka. Nie wierzę, że nie będzie miał problemów w niektórych wyścigach - mówił niedawno Felipe Massa, konkurent Kubicy o miejsce w brytyjskim zespole.

Wielkie możliwości i poważna kontuzja

Tymczasem w motocyklowych mistrzostwach świata od dawna z tym problemem zmaga się Mattia Pasini. Włoch już jako dziecko prezentował dobre wyniki w wyścigach i miał być tym, który przejmie schedę w MotoGP po Valentino Rossim.

Wszystko zmieniło się jednak w 1998 roku. Wtedy 13-letni Pasini zanotował groźnie wyglądający upadek na motocrossie. Połamał prawą rękę, kości uszkodziły nerwy i więzadła, konieczna była operacja. Pomimo długiej rehabilitacji, Włoch nie odzyskał pełnej sprawności w prawej ręce. Nie potrafi dźwigać nią cięższych przedmiotów, ma problemy z ruchomością całego stawu.

Tyle, że Pasini się nie poddał. Dotarł do motocyklowych mistrzostw świata, do kategorii 125 ccm, i szybko wywarł wrażenie na rywalach. Wygrał osiem wyścigów w tej klasie w ciągu czterech sezonów. Zgromadził dziewięć miejsc na podium. Pokazał, że jego kontuzjowana ręka nie stanowi problemu i zapracował na awans na maszynę o pojemności 250 ccm. Znów było dobrze. W sezonach 2008-2009 wygrał dwa Grand Prix, liczył się w walce o czołowe lokaty.

Zmarnowany talent?

Przekleństwem włoskiego motocyklisty okazała się reforma rozgrywek. Dawne mistrzostwa kategorii 250 ccm przemieniono w Moto2, co oznaczało przesiadkę na większe maszyny o pojemności 600 ccm. Na nich Pasiniemu już tak dobrze nie szło. W latach 2010-2016 nie wygrał ani jednego wyścigu. Włoch przez pewien moment próbował nawet swoich sił w MotoGP, ale na mało konkurencyjnej konstrukcji ART w sezonie 2012 nie miał szans na dobre wyniki.

ZOBACZ WIDEO: Mateusz Kusznierewicz: Pioruny waliły jeden po drugim dookoła. To były chwile grozy

Był też poddawany kolejnym testom, bo zespoły chciały ocenić czy Pasini ma dość siły w rękach, by móc prowadzić tak mocną maszynę jak motocykl klasy MotoGP. Podobne sprawdziany przechodzi teraz Kubica w F1. - Podczas jednego z takich testów zdaliśmy sobie sprawę, że Mattia jest w stanie temu podołać, pomimo swoich problemów. Zawdzięcza to swojemu talentowi, swojej determinacji - mówił w 2009 roku Filippo Preziosi, ówczesny dyrektor generalny Ducati.

"Nigdy się nie poddawaj"

Z czasem Pasini coraz częściej słyszał, że powinien dać sobie spokój z wyścigami, że nigdy nie pokona ograniczeń wynikających z kontuzji prawego ramienia. - Wtedy nikt we mnie nie wierzył. Sporo trenowałem. Jeździłem po torze na motocyklu Yamaha R6, który odpowiada Hondzie CBR600RR z Moto2. Startowałem na motocrossie w mistrzostwach Włoch. Trenowałem jak normalny zawodnik. Nigdy nie myślałem o tym, by odpuścić, by zrezygnować. Nie zamierzałem się poddawać - powiedział niedawno Pasini w rozmowie z Neilem Morrisonem na łamach portalu "crash.net".

Przełomowa decyzja

Nowym rozdziałem dla Pasiniego okazała się decyzja o zmianach w motocyklu. Klamkę hamulca przełożono z prawej strony kierownicy na lewą. To podobna modyfikacja, do tej którą Kubica ma w swoich samochodach. W przypadku Polaka rzadziej używane przyciski przesuwane są w miejsca mniej dostępne. U Włocha problem był innej natury. Kontuzjowane ramię sprawiało, że z czasem Pasini nie był w stanie tak regularnie hamować, na czym cierpiało jego tempo wyścigowe.

- Za każdym razem to była cholerna wymówka! Jak coś było nie tak, to słyszałem, że przez to, że motocykl jest dla mnie zbyt wymagający, że to wszystko wina braku siły w ręce. To nieprawda! Gdy siedzisz na motocyklu, trzeba mieć jaja, by się ścigać, a nie mocne ręce - wkurza się Pasini.

Obecnie motocykl 32-latka to ewenement w skali Moto2. Po lewej stronie kierownicy ma on nie tylko sprzęgło, ale też hamulec. Włoch potrzebował czasu, aby przyzwyczaić się do takiej lokalizacji i dostosować naturalne odruchy. Kosztowało go to wielu bólu. Podczas pierwszych treningów mózg instynktownie szukał hamulca pod prawą dłonią, a napotykał pustą przestrzeń. Kończyło się to kolejnymi upadkami. - Z czasem było już dobrze. To była kwestia adaptacji do nowych okoliczności, przestawienia odpowiedniej furtki w mózgu - wspomina Włoch.

Powrót do wysokiej formy

Pasini nowy układ kierownicy w swoim motocyklu zaczął testować w 2016 roku. Wtedy też jego wyniki poszły w górę. W ten sposób odpłacił się za zaufanie, jakim obdarzyli go szefowie zespołu Italtrans. Oni uwierzyli, że doświadczony zawodnik nadal jest w stanie odnosić sukcesy. Trzeba mu tylko stworzyć ku temu możliwości. - Któregoś dnia spotkaliśmy się na kolacji. Rozmawialiśmy jak przyjaciele z szefem ekipy Claudio Belliną. Ja uwierzyłem w nich, oni we mnie. Obecne wyniki to efekt tego zaufania - ocenia 32-latek.

W tym roku Pasini kilkukrotnie wygrywał kwalifikacje w Moto2. Niezwykły moment przeżył 4 czerwca, gdy po wielu latach przerwy ponownie wygrał wyścig. Stanął na najwyższym stopniu podium przed własną publicznością na Mugello. Tydzień później zajął drugie miejsce w Barcelonie, ale sędziowie dopatrzyli się nieregulaminowego oleju w jego motocyklu i podjęli decyzję o dyskwalifikacji. Na dwa wyścigi przed końcem sezonu, Pasini jest szósty w klasyfikacji generalnej Moto2. Od lat nie był tak wysoko.

Życie na limicie

Pasini w przyszłym roku będzie mieć 33 lata, jednak pokazał, że nie należy go skreślać. Włoch poradził sobie z kontuzjowaną ręką i może być jednym z głównych kandydatów do tytułu mistrzowskiego w pośredniej kategorii. On sam o tym nie myśli. Dla niego ważniejsze jest czerpanie przyjemności z jazdy. Tym bardziej, że kilka lat temu wielu już go skreśliło.

- Wszystko lepiej się układa, gdy jesteś szybki. Czerpię radość ze startów na motocyklu. Od momentu, gdy zacząłem uprawiać ten sport, aż do dzisiaj. Nic się nie zmieniło. Kiedy przeżywasz trudne chwile, pewnie lubisz to mniej. Jednak ja kocham motocykle. Uwielbiam moment, gdy siedzę na maszynie. Na jakiejkolwiek. O to w moim życiu chodzi, by żyć na limicie i walczyć. Takie jest moje życie - podsumowuje Pasini.

Komentarze (0)