MotoGP: z motocyklem jest jak z dziewczyną. Valentino Rossi zapewnia, że jeszcze się nie skończył

Materiały prasowe / Yamaha / Na zdjęciu: Valentino Rossi
Materiały prasowe / Yamaha / Na zdjęciu: Valentino Rossi

- Z motocyklem jest jak z dziewczyną. Bywa, że się kłócimy - mówi Valentino Rossi. Włoch jest żywą legendą MotoGP, ale ma już 40 lat i od dwóch sezonów nie wygrał wyścigu. Niektórzy wysyłają go na emeryturę. On zapewnia, że stać go ciągle na sukcesy.

W tym artykule dowiesz się o:

Łukasz Kuczera ze Sachsenringu

Dwa ostatnie wyścigi MotoGP zakończone upadkami, ledwie piąta pozycja w mistrzostwach i ponad dwa lata oczekiwania na wygraną w wyścigu - tak wygląda ostatni dorobek Valentino Rossiego. Motocyklisty, który na swoim koncie ma dziewięć tytułów mistrza świata i na początku XXI wieku zrobił dla MotoGP to, co Michael Schumacher dla Formuły 1.

Rossi jest najbardziej utytułowanym zawodnikiem w historii MotoGP, ale zdaniem niektórych wiek robi swoje. Włoch jest w tej chwili najstarszym motocyklistą w stawce. - Czasu nie da się oszukać - można usłyszeć w padoku MotoGP, a kontrakt Rossiego z Yamahą obowiązuje przecież też w roku 2020.

- Musimy zapomnieć o tym, co działo się w dwóch ostatnich wyścigach. To były trudne weekendy, ostatnio w Holandii męczyłem się pod każdym względem. Dopiero w niedzielę w wyścigu było lepiej, ale ostatecznie skończyło się upadkiem - powiedział nam Rossi.

ZOBACZ WIDEO: Polscy juniorzy za ten pomysł go nie pokochają

Legenda atakuje legendę

W MotoGP, podobnie jak w każdej innej dziedzinie motorsportu, zawodnik uzależniony jest od sprzętu. Tutaj zaczynają się problemy Rossiego, bo Yamaha przeżywa gorsze chwile. Konkurencja spod znaku Hondy, Ducati i Suzuki poszła do przodu. Japończycy przegrali m.in. na polu elektroniki.

- Valentino robi wszystko, co w jego mocy, ale nie jest już w stanie utrzymać tempa młodzieży. Zrobił wiele w tym sporcie, ale jego czas minął. Tak jak kończyli się Maradonna, Ali, Merckx czy ja. Gdyby tak nie było, dalej siedziałbym na motocyklu - powiedział przed Grand Prix Niemiec we włoskiej prasie Giacomo Agostini, 15-krotny mistrz świata.

Atak ze strony Agostiniego był zaskoczeniem, bo nie zwykł on krytykować swojego młodszego rodaka. Do niedawna mówiło się o tym, czy Rossi będzie w stanie przebić wynik Agostiniego, jeśli chodzi o wygrane wyścigi w motocyklowych mistrzostwach świata. 77-latek ma na swoim koncie 122 zwycięstwa, Rossi - 115.

Z opinią Agostiniego trudno się nie zgodzić, bo nawet jeśli motocykl Yamahy został w tyle za rywalami, to w określonych warunkach potrafi być szybki. Maverick Vinales, zespołowy kolega Rossiego, wygrał ostatnio wyścig w Assen. W zeszłym roku triumfował w Australii. Rossi po raz ostatni widziany był na najwyższym stopniu podium w Assen w roku 2017.

Czytaj także: Silniki elektryczne przyszłością. Czas na MotoE

Motocykl jak dziewczyna

- Relacja z motocyklem jest jak z dziewczyną. Nie porównałbym jej do stosunków z matką, bo ona zawsze chce dla ciebie dobrze, zawsze powie "tak". Z dziewczyną bywa różnie, czasem musisz się pokłócić. W tej chwili moja relacja z maszyną na pewno nie jest fantastyczna - stwierdził w rozmowie nami Rossi po kwalifikacjach do Grand Prix Niemiec.

To właśnie kwalifikacje przyczyniają się do obecnych problemów Rossiego. Chociaż od zawsze miał opinię "niedzielnego kierowcy", bo dopiero w wyścigu pokazywał prawdziwy potencjał, teraz nie jest w stanie tego czynić. Dość powiedzieć, że 40-latek w tym roku regularnie kończył ściganie na Q1, czyli pierwszej części kwalifikacji, w której rywalizują najsłabsi.

- Jak jechałem za nim, to jego tempo mi imponowało - mówił w piątek na swoim briefingu Marc Marquez, aktualny mistrz świata MotoGP i największy rywal Valentino Rossiego. Hiszpan wskazywał Włocha na jednego z kandydatów do zwycięstwa w Grand Prix Niemiec. Tyle że po sobotnich kwalifikacjach, w których Rossi był jedenasty, to nieaktualne.

- Start z tak odległej pozycji nie jest idealny. Wiedziałem, co się działo ostatnio w Q1, gdy odpadałem w ostatniej chwili, więc chciałem jeszcze poprawić swój czas i zanotowałem upadek w końcówce sesji. Zespół wykonał świetną pracę, bo w kilka minut odbudował mój motocykl przed Q2 - mówił w sobotę Rossi.

Czy Rossi się skończył?

Rossi w swojej karierze przeżywał już gorsze chwile. Notował serię dwóch lat bez zwycięstwa w sezonach 2011-2012, gdy wylądował w Ducati. Z perspektywy czasu decyzję o przenosinach do włoskiej ekipy potraktował jako błąd. Nie miał jednak innej możliwości, bo w Yamasze rozkwitał talent Jorge Lorenzo, a on był spychany na dalszy plan. Dopiero powrót do japońskiej ekipy w roku 2013, już na zupełnie innych zasadach, dał Rossiemu drugie życie.

Sugestiami, że powinien kończyć karierę się nie przejmuje. Ma 40 lat, ściganie ciągle sprawia mu radość, do MotoGP przedostają się kolejni uczniowie jego akademii, na trybunach można zobaczyć morze żółtych koszulek - koloru charakterystycznego dla Rossiego. Włoch jest dla MotoGP żyłą złotą i też w interesie całej serii jest to, aby kontynuował swoją karierę.

Czytaj także: Silk Way Rally. Milion złotych za kilka dni zabawy

- Tak naprawdę przez te 10-15 lat wszystko się zmieniło w MotoGP. Pozycja na motocyklu, zachowanie opon. Tego wszystkiego musiałem się uczyć, zmieniać pewne przyzwyczajenia. Może to trudne, by w takim wieku coś modyfikować, ale ja traktuję to jako wyzwanie - stwierdził Rossi.

Gdy Rossi przechodził do Yamahy w roku 2013, niektórzy twierdzili, że to jego pożegnalny kontrakt, że ma piękną okazję, by rozstać się z MotoGP w lepszym stylu niż na motocyklu Ducati. Tymczasem on trzykrotnie zostawał wicemistrzem świata, w roku 2015 tytuł przegrał dopiero w ostatnim wyścigu w Walencji. Wtedy udowodnił, że Rossi jeszcze się nie skończył. Być może znów to zrobi.

Komentarze (0)