Łukasz Kuczera ze Sachsenringu
Rewolucja technologiczna robi swoje. Samochody z napędem elektrycznym będą coraz częstszym zjawiskiem na naszych drogach, aż w końcu wyeliminują te z silnikami spalinowymi. To tylko kwestia czasu. Przygotować na to musi się motorsport.
Jeśli chodzi o samochody, od kilku lat mamy Formułę E, która być może wkrótce stanie się realnym zagrożeniem dla Formuły 1. W wyścigach motocyklowych elektryka jest nowością. Niedzielny wyścig MotoE będzie pierwszym w historii.
Zaczęło się od tragedii
Tak jak za Formułą E stanął hiszpański milioner Alejandro Agag, co z miejsca uczyniło ją bezpośrednią konkurencją dla Formuły 1, tak za rozwijanie MotoE wzięła się hiszpańska Dorna. Ta sama firma posiada prawa do organizacji MotoGP, więc o żadnej niezdrowej konkurencji nie może być mowy.
ZOBACZ WIDEO: #Newsroom. W studiu Robert Kubica i prezes Orlenu
Rywalizacja motocykli elektrycznych będzie dodatkiem do spalinowych maszyn. Być może kiedyś role się odwrócą. Kalendarz MotoE jest mocno okrojony - wyścigi odbywać się będą jedynie podczas europejskich rund MotoGP.
- Dla nas to historyczny moment. Motocyklowe mistrzostwa świata ruszyły przed 70 laty i do tej pory zawsze były napędzane paliwem. To pierwszy raz, gdy stawiamy na inne źródło energii. Będziemy się starali poprawiać tę technologię w każdym aspekcie, będziemy się jej uczyć i postaramy się uczynić ją jeszcze lepszą - powiedział w piątek Carmelo Ezpeleta, szef Dorny.
Czytaj także: Motocykliści Orlen Team chcą podbić wymagający rajd
Niewiele jednak brakowało, a cały projekt zakończyłby się fiaskiem. W lutym w hiszpańskim Jerez organizowano testy elektrycznych motocykli. Doszło tam do pożaru wskutek którego spłonęły wszystkie maszyny (czytaj więcej o tym TUTAJ). Włoska firma Energica stanęła przed nie lada wyzwaniem. Musiała w kilkanaście tygodni wyprodukować nowe motocykle. To wywołało zmiany w kalendarzu i dlatego dopiero lipcowy wyścig na Sachsenringu jest otwarciem nowej serii.
Każdy jest równy
MotoGP czy F1 słyną z zażartej konkurencji producentów czy zespołów. Przy rozwijaniu MotoE obrano nieco inną koncepcję. Do rywalizacji w pierwszym sezonie zgłoszono 18 motocykli i każdy z nich ma identyczną specyfikację. To jasny cel ze strony Dorny, która chce rozwijać nową technologię.
Silnik elektryczny w motocyklu Energiki dysponuje mocą 163 KM i dysponuje 200 Nm momentu obrotowego. Źródłem energii jest bateria o pojemności 20 kWh. Nie posiada skrzyni biegów, przyspieszenie przebiega w sposób płynny. Co oczywiste, jest przy tym bardzo cichy. Dźwięk rozpędzonego motocykla MotoE można porównać do... odkurzacza. Przy hałasie jaki generują potężne maszyny z MotoGP, można zapomnieć, że ktokolwiek jeździ po torze.
- Jesteśmy młodą firmą, jako pierwsi oferujemy taki produkt. Dlatego dla nas bardzo ważne było, aby pojawić się z takim projektem i pokazać naszą pasję do motocykli. Tworzymy historię, nową drogę dla wyścigów. Jednak przede wszystkim chcemy czerpać z tego frajdę, bo mamy świadomość, że przecieramy szlaki - powiedział Livia Cevolini, dyrektor generalny firmy Energica, która produkuje motocykle elektryczne.
Zgodnie z zapowiedziami producenta, motocykl elektryczny jest w stanie rozpędzić się do 270 km/h. Do "setki" przyspiesza w ledwie 2,8 s. Pod tym względem przypomina mocą maszyny z kategorii Moto2.
Minusem tej konstrukcji jest jednak waga. Technologia nie poszła jeszcze na tyle do przodu, aby elementy silnika elektrycznego były lekkie. Cała konstrukcja waży aż 260 kg, podczas gdy prototyp z MotoGP ma ledwie 160 kg. To odbija się na czasach. W piątkowym porannym treningu MotoE najszybszy był Jesko Raffin z czasem 1:28.751. Najlepsi zawodnicy MotoGP byli w stanie jechać o siedem sekund szybciej.
- Moc, dawkowanie gazu. Trzeba się tego nauczyć. Jest inaczej niż na motocyklu z Moto2. Gdy wyjechałem na tor, to pierwszą myślą było "wow, muszę uważać w niektórych miejscach". Waga też robi swoje, zwłaszcza przy hamowaniach, bo trzeba szukać kompromisów. Opony Michelina są jednak niczym z MotoGP i pomagają być szybkim w zakręcie - ocenił Eric Granado, w który będzie się ścigać w tym roku w MotoE.
Krótki dystans wyścigu
W tej chwili masa konstrukcji nie jest jedynym mankamentem motocykla elektrycznego. Zasięg baterii nie pozwala na to, aby zawodnicy rywalizowali na dystansie 20-30 okrążeń, podobnie jak ma to miejsce w MotoGP. Szefowie Dorny uznali, że wyścigi MotoE będą liczyć po 8 "kółek". To optymalna liczba, by pozwolić motocyklistom na jazdę na pełnym gazie, bez oszczędzania energii.
Oznacza to, że niedzielny wyścig na Sachsenringu potrwa nieco ponad 15 minut. To bardzo mało, dlatego też nieprędko MotoE będzie stanowić konkurencję dla rywalizacji motocykli spalinowych. Będzie jej dopełnieniem, ciekawostką dla kibiców. Zyskali oni bowiem w niedzielę dodatkowy wyścig, który zapełnia w harmonogramie dnia lukę pomiędzy sesjami rozgrzewkowymi a wyścigami kategorii Moto3, Moto2 i MotoGP.
Czytaj także: Specjalna klauzula w kontrakcie Daniela Ricciardo
Dodatkowym bonusem dla kibiców będzie udział w MotoE niektórych gwiazd z przeszłości, jak chociażby Sete Gibernau. Hiszpan przed laty zachwycał w MotoGP, a teraz postanowił spróbować swoich sił na "elektryku". I to mimo 46 lat na karku.