W przyszłym roku zainaugurowana zostanie nowa seria wyścigowa W Series, w której ścigać będą się kobiety. Ma ona liczyć co najmniej sześć rund i być miejscem, w którym panie będą miały szansę podnosić swoje umiejętności, by ostatecznie móc przedostać się do świata Formuły 1.
Nie wszystkim jednak podoba się ten pomysł. Bardzo krytycznie na wieść o stworzeniu W Series zareagowała Pippa Mann, która ściga się w IndyCar. - Jestem głęboko rozczarowana, że za mojego życia ma miejsce historyczny krok w tył - skomentowała Brytyjka.
Organizatorzy nowo powstałej serii zapowiedzieli, że pula nagród w W Series wynosić będzie 1,5 mln dolarów, z czego zdobywczyni tytułu mistrzowskiego otrzyma 500 tys. dolarów. Zdaniem działaczy, wiele utalentowanych kobiet ma problem z przedostaniem się do F1 właśnie ze względu na brak funduszy.
Do Mann nie trafiają takie argumenty. - To smutny dzień dla sportów motorowych. Ci, którzy faktycznie mają środki, by pomóc kobietom za kierownicą, decydują się na ich podział ze względu na płeć. To nie jest wsparcie, jakiego one potrzebują. Okazuję pełne wsparcie tym paniom, które będą zmuszone startować w W Series, bo to będzie ich jedyna okazja - dodała 35-latka.
Mann już w roku 2011 startowała w Indianapolis 500, które odbywa się w Stanach Zjednoczonych. Obecnie brytyjską zawodniczkę można zobaczyć w IndyCar.
Z argumentami Mann zgadza się Charlie Martin, która chce zostać pierwszym kierowcą transseksualnym na starcie wyścigu 24h Le Mans. - W Series opiera się na segregacji ze względu na płeć. Nawet jeśli stwarza szansę niektórym kobietom, to wysyła jasny sygnał do reszty środowiska. Pokazuje, że mamy przyzwolenie na dzielenie mężczyzn i kobiet. W sporcie nie powinniśmy mieć do czynienia z dyskryminacją, więc to tym bardziej bolesne. My chcemy rywalizować z najlepszymi. Niezależnie od wieku, rasy, orientacji seksualnej czy płci - stwierdziła Martin.
ZOBACZ WIDEO Sektor Gości 92. Fabian Drzyzga: Kurkowi kamień spadł z serca. Smak złota MŚ jest nie do opisania [1/5]