Nelson Piquet ma na swoim koncie trzy tytuły mistrza świata Formuły 1 i bez wątpienia zapisał się w historii królowej motorsportu. Śladami wielkiego kierowcy chciał pójść jego syn - Pedro. Jeszcze w zeszłym sezonie zajął on piąte miejsce w Formule 3 i wydawało się, że jego kariera nabierze rozpędu.
Pedro Piquet w sezonie 2020 ścigał się w Formule 2 w zespole Charouz Racing System i wyniki były dalekie od oczekiwanych przez Brazylijczyka. Został on sklasyfikowany na 20. miejscu w klasyfikacji generalnej F2.
22-latek nie wykorzysta zgromadzonego w ostatnich miesiącach doświadczenia w sezonie 2021, bo właśnie ogłosił, że rezygnuje z kariery.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: LeBron James trenuje z córką
"Żyjemy w niesprzyjających czasach, które wymagają nowych perspektyw i pewnych refleksji. Nie będę się ścigać w F2 w roku 2021. Jestem wielkim pasjonatem tego sportu, ale ostatnie trzy sezony pozwoliły mi zrozumieć jego skalę, a także to, jak duże wsparcie finansowe trzeba mieć, by dostać się do F1" - ogłosił Piquet.
"Jeśli śledzicie Formułę 2, to widzieliście to w ostatnich latach. Mistrz F2 z sezonu 2019 nie miał szans na angaż w F1. Wicemistrz F2 dostał się do niej tylko ze względu na swój pakiet sponsorski. W tym roku wicemistrz F2 znów nie dostanie miejsca w F1. Otrzymał je za to kierowca, który kupił połowę zespołu" - dodał Piquet.
Brazylijczyk ma na myśli m.in. Nicholasa Latifiego. Kanadyjczyk przez kilka lat ścigał się w F2, po czym w końcu zdobył superlicencję, a jego ojciec wsparł finansowo Williamsa kwotą ok. 35-40 mln dolarów. Ten sam "problem" dotyczy Nikity Mazepina, który nie osiągał wielkich sukcesów, ale jego ojciec zobowiązał się do wpłacania co roku na konto Haasa ok. 25-30 mln dolarów.
Do F1 ze względu na brak sponsorów nie dostał się za to Nyck de Vries, który zdobył tytuł mistrzowski w F2 w roku 2019. Z kolei Callum Ilott, mimo niezłych występów w ubiegłej kampanii i wicemistrzostwa F2, również nie znalazł uznania w oczach innych zespołów. Brytyjczyk liczy, że w sezonie 2021 przyjdzie mu chociaż współpracować z którąś z ekip F1 w roli rezerwowego.
"Może to poleganie na pieniądzach kiedyś się zmieni i nasz sport stanie się bardziej dostępny, umożliwiając dalszy rozwój talentów. Niestety, brazylijska waluta jest zdewaluowana w stosunku do euro, co znacznie ogranicza zdolność dużych firm do inwestowania w F1. Nie stać ich na to, by zapłacić ok. 150 mln reali brazylijskich, czyli ok. 25 mln euro" - stwierdził Piquet.
"Nie wspominając o tym, że gospodarka w Brazylii cierpi z powodu COVID-19, przez co zmienia się priorytety w inwestycjach. Sporty motorowe wiele mnie nauczyły i przyniosły mnóstwo przyjaciół. Nauczyłem się pracy z zespołem już jako dziecko, zdałem sobie sprawę z odpowiedzialności, bo w wyścigu każda decyzja ma wpływ na bezpieczeństwo twoje i innych" - dodał Piquet.
Czytaj także:
Brutalna prawda o F1. Brakuje miejsca dla najlepszych
Bottas odpowiada na popis Russella w GP Sakhir