Z Paryża - Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty
- Nie ma co komentować. Przegrałam 0:8, więc komentarz jest zbędny. Praktycznie nie istniałam w tej walce. Rywalka była mocniejsza motoryczne, bardzo silna i mocno stała na nogach. Nie pokazałam tego, co potrafię - przyznała po swojej walce 24-letnia Chołuj.
Polka jechała na igrzyska ze sporymi nadziejami, bo w tym roku wywalczyła brązowy medal na mistrzostwach Europy. Zresztą wciąż ma szansę na krążek w kategorii do 72 kilogramów, ale teraz wiele zależy od postawy Amerykanki Amit Elor. Jeśli trzykrotna mistrzyni świata wygra swoją kolejną walkę, to Polka trafi do repasaży.
- Naprawdę trafiłam z formą na igrzyska, czuję się bardzo dobrze, co zresztą pokazałam w pierwszej walce z Chinką. Za mną udane przygotowania, w których nie miałam problemu z kontuzjami. Niestety na Amerykankę to było za mało. Bardzo chciałabym dostać drugą szansę - mówiła Polka, która nie potrafiła powstrzymać łez.
Wiele jednak wskazuje na to, że we wtorek znów będzie miała okazję wyjść na matę, bo jej ostatnia rywalka należy do faworytek całego turnieju. To z kolei dobra wiadomość dla Chołuj, bo dzięki temu zyska prawo do walki o brąz.
Pół żartem, pół serio można powiedzieć, że Polka większe kłopoty sprawiła spikerowi pracującemu w arenie zapaśniczej niż swojej ostatniej rywalce. Francuz miał gigantyczne problemy, by poprawnie odczytać nazwisko naszej reprezentantki. Ostatecznie więc przy wywoływaniu jej na matę nie wykrzyczał do mikrofonu "Chołuj", a jedynie coś przypominającego "Szołuż".
ZOBACZ WIDEO: "Prosto z Igrzysk". Były reprezentant Polski zadowolony z gry siatkarek. "Pokazują, że nie pękają"
Kiedyś apropos spotkałem nazwisko czteroliterowe zaczynające się na D. Ale nie Dud Czytaj całość