- W środę kluby zawarły wstępne porozumienie dotyczące transferu. Przed sparingiem zarząd jednak mnie poinformował, że z różnych przyczyn do niego nie dojdzie. Chyba zostanę więc w Jastrzębiu i pomogę kolegom w walce o jak najwyższe miejsce w drugiej lidze. Wszystko to było trochę na wariackich papierach, wszyscy kierowaliśmy się niepotrzebnymi emocjami. Jeśli mój klub mnie potrzebuje, to nie mówię nie - powiedział Gazecie Wyborczej Małkowski.
- Przyczyna jest prosta. Ruch nie przystał na nasze warunki i zwyczajnie je odrzucił. Przecież ja nie puszczę takiego zawodnika za kwotę niższą niż 100 tys. złotych. Dyrektor chorzowian Mirosław Mosór proponował dużo mniejsze pieniądze - stwierdził prezes Jastrzębia Joachim Langer. - W tej sytuacji na pewno odejdzie Foszmańczyk. Nie możemy za bardzo obciążać budżetu klubu - dodał prezes. Przypomnijmy, że Tomasz Foszmańczyk grał jesienią w Jastrzębiu na zasadzie wypożyczenia. 1 stycznia zawodnik wrócił do Ruchu, ale przekonał do siebie Duszana Radolskiego.
Kilka minut po tym, gdy prezes Jastrzębia Joachim Langer obwieścił, że Małkowski pozostanie w klubie zadzwonił telefon. - Właśnie dzwonił prezes Polonii Bytom Bartyla i mówi, że ma ciekawą propozycję odnośnie... Małkowskiego! Nie wiem, co robić. Oferuje naprawdę duże pieniądze! Z drugiej strony nie chcę już mącić temu chłopakowi w głowie - mówił kręcąc bezradnie Langer.
Jednak trochę inną wersję przedstawia prezes Polonii: - Dzwoniłem do prezesa Jastrzębia z zapytaniem, czy nie wzięliby któregoś z naszych zawodników z listy transferowej. Tymczasem on rzucił pomysł transferu Małkowskiego do Polonii. Odparłem, że to ciekawa propozycja, ale najpierw muszę ją skonsultować z trenerem Probierzem - wyjaśnił Damian Bartyla.