Myszka: przez rany na dłoniach nie wróciłem do kraju

Materiały prasowe / Szymon Sikora / PZŻ
Materiały prasowe / Szymon Sikora / PZŻ

Po zgrupowaniu reprezentacji Polski Piotr Myszka jako jedyny pozostał w Omanie, gdzie indywidualnie przygotowywał się do startu w mistrzostwach świata w klasie RS:X. - Miałem straszne rany na dłoniach - wyjaśnił żeglarz AZS AWFiS Gdańsk.

Na przełomie września i października polscy deskarze wzięli udział w zgrupowaniu w Al Mussanah, gdzie w poniedziałek rozpoczną się mistrzostwa świata w olimpijskiej klasie RS:X. I właśnie podczas tego obozu Myszka miał kłopoty z dłońmi.

- Mam dość wrażliwą skórę i już pierwszego dnia wiedziałem, że zapowiadają się spore problemy. Tu jest bardzo gorąco, bo temperatura w Omanie dochodzi do 40 stopni Celsjusza, a poza tym tamtejszy akwen nie jest słabowiatrowy, tylko wręcz zerowiatrowy. Najsilniej wiało z prędkością 14 węzłów, a to oznacza, że na desce trzeba wykonywać dodatkową pracę rękami, czyli "pompować" żagiel. Porobiły mi się straszne rany na dłoniach. Przez dwa dni nie mogłem pływać, ale w tym czasie starałem się wykonywać inne ćwiczenia. Chodziłem także na basen - dodał.

Myszka miał już podobne problemy, ale nigdy w takiej skali. - Wiele razu miewałem pojedyncze odciski, z którymi można sobie poradzić - przeciąć skórę i skleić. Tym razem porobiły mi się na rękach ogromne bąble. W sumie doliczyłem się tuzina. To była jedna wielka rana - zapewnił.

Po zgrupowaniu 34-letni deskarz nie wrócił jednak z pozostałymi reprezentantami do Polski. - Uzgodniłem z trenerem Pawłem Kowalskim, że będę indywidualnie przygotowywał się w Al Mussanah. Zostałem na własny koszt, ale to było jedyne rozsądne wyjście. Chciałem zaadaptować dłonie do tych warunków, bo obawiałem się, że po powrocie do kraju rany się co prawda zagoją, ale problem pojawi się ponownie, kiedy wrócimy do Omanu. A wtedy nie miałbym w mistrzostwach żadnych szans - ocenił.

Reprezentant AZS AWFiS Gdańsk miał tam okazję trenować w bardzo dobrym gronie, a poza tym nie był w Al Mussanah sam.

- Do Azji zaczęli powoli zjeżdżać klasowi zawodnicy, zatem było z kim się pościgać. Pięciogwiazdkowy hotel, w którym zostaliśmy zakwaterowani, jest jednym z organizatorów tych regat. Jego integralną część stanowi marina. Jedzenie jest fantastyczne i trzeba uważać, żeby nie przybrać na wadze. Żaden luksus nie zastąpi jednak rodziny i najbliższych. Na szczęście na tydzień przyjechała do mnie żona - przyznał.

Aktualny mistrz Polski nie oddał się bez reszty treningom. Jednego dnia zrobił sobie wolne i wybrał się samochodem z małżonką do odległej o 100 kilometrów stolicy Omanu Maskatu.

- Krajobraz tego kraju jest dość monotonny - to tylko woda i pustynia. Postanowiliśmy urozmaicić sobie ten pobyt i skorzystaliśmy z uprzejmości Nowozelandczyka Toma Ashleya, który pożyczył nam auto. Zwiedziliśmy Wielki Meczet, a także stare miasto. Wyprawa była niezwykle tania, bo litr benzyny kosztuje w Omanie złotówkę. Za 20 złotych zatankowaliśmy mu bak z "górką" - stwierdził.

Mistrzostwa świata w Al Mussanah są trzecią i ostatnią krajową eliminacją do Rio de Janeiro. Z dorobkiem 15 punktów prowadzi mistrz Europy Paweł Tarnowski SKŻ Ergo Hestia Sopot), Myszka ma na koncie osiem, natomiast Przemysław Miarczyński (SKŻ Ergo Hestia) pięć punktów. W Omanie ta klasyfikacja może się jednak diametralnie zmienić. Za mistrzostwo świata dostaje się aż 21 punktów, za drugie miejsce 19, a za każde następne punkt mniej.

Komentarze (0)