Pamiętajmy o tych, którzy odeszli

 / Znicz
/ Znicz

W ciągu ostatnich dwunastu miesięcy odeszło wiele postaci związanych z narciarstwem - sportowców, działaczy trenerów. W tym gronie są między innymi Lech Nadarkiewicz, Józef Rubiś, Manabu Ono czy Torbjørn Yggeseth. W dniu Wszystkich Świętych przypominamy ich sylwetki.

W tym artykule dowiesz się o:

Niemalże dokładnie rok temu, czwartego listopada 2009 roku, pożegnaliśmy biathlonistę Iwana Biakowa. Był Ukraińcem, jednak z uwagi na ówczesną sytuację polityczną reprezentował barwy ZSRR. W 1972 roku po raz pierwszy zwyciężył wraz ze swoimi kolegami w sztafecie na igrzyskach w Sapporo, gdzie wziął udział również w biegu indywidualnym na 20 kilometrów, w którym zajął dwunastą pozycję. Cztery lata później Biakov ponownie znalazł się w składzie sztafety i ponownie zdobył złoty medal olimpijski. Po zakończeniu kariery sportowiec ukończył kurs trenerski i rozpoczął pracę szkoleniową w Kijowie. W 1992 roku został pierwszym prezydentem powstałej wówczas Ukraińskiej Federacji Biathlonowej, którym pozostał aż do 1998 roku, gdy został wybrany do Ukraińskiego Komitetu Olimpijskiego. Miał 65 lat.

W grudniu ubiegłego roku zmarła Klaudia Bojarskich, słynna radziecka biegaczka narciarska. Jej szczytowym osiągnięciem były trzy złote medale wywalczone na igrzyskach olimpijskich w Innsbrucku w 1964 roku, gdzie wygrała wszystkie konkurencje. Z uwagi na ówczesne zasady Międzynarodowa Federacja Narciarska przyznała jej za te zwycięstwa także trzy tytuły mistrzyni świata. W 1966 roku w Oslo ponownie była największą gwiazdą mistrzostw świata, gdyż wywalczyła dwa złote i jeden srebrny medal. Na trasach Holmenkollen wygrywała też trzykrotnie tradycyjne prestiżowe biegi w trakcie tamtejszych dorocznych zawodów z udziałem całej światowej czołówki. Miała 28 lat, gdy w 1967 roku rozstała się ze sportem. Wkrótce później rozpoczęła studia i po ich ukończeniu pracowała w kolejnych latach jako nauczycielka. Była jedną z najwybitniejszych biegaczek wszech czasów.

W Norwegii w wieku siedemdziesięciu pięciu lat na początku stycznia zmarł Torbjørn Yggeseth, niegdyś słynny skoczek narciarski. Na początku lat sześćdziesiątych był w ścisłej czołówce światowej biorąc udział m.in. w igrzyskach olimpijskich. Po zakończeniu kariery był znanym działaczem. Na igrzyskach w Squaw Valley w 1960 roku Torbjørn Yggeseth znakomicie spisywał się na dużym obiekcie, gdzie zajął piąte miejsce. W kolejnych latach nadal miał dobre rezultaty i zajmował drugie miejsce w Turnieju Czterech Skoczni w sezonach 1962/1963 i 1963/1964. Za swoje osiągnięcia otrzymał w 1963 roku medal Holmenkollen. Wkrótce później zakończył karierę poświęcając się armii, gdzie był pilotem myśliwca. W SAS służył do 1994 roku. Mimo działalności w wojsku Norweg nie zapomniał o sporcie i został działaczem. W latach 1982-2004 był w Międzynarodowej Federacji Narciarskiej jedną z najważniejszych postaci zajmujących się skokami narciarskimi. To on wprowadził w swojej dyscyplinie Puchar Świata. W ostatnim roku pracy kontrowersje wzbudził jego zdecydowane wypowiedzi przeciwko skakaniu kobiet. W 2008 roku wykryto u niego raka prostaty. Niezbędna była operacja, jednak w jej wyniku Yggeseth został sparaliżowany od pasa w dół i jeździł odtąd na wózku inwalidzkim. Mimo leczenia zmarł na nowotwór w wieku 75 lat.

Kilka dni po śmierci Yggesetha nadeszła z Czech wiadomość o odejściu Miloslava Belonoznika, najstarszego olimpijczyka z tego kraju. W 1948 roku z niezłym skutkiem rywalizował na igrzyskach w Sankt Moritz, gdzie zajął dość wysokie szesnaste miejsce. W 1955 roku zapisał się na stałe w historii czeskich skoków jako pierwszy, który przekroczył granicę 100 metrów. Ta sztuka udała mu się w Oberstdorfie. Po zakończeniu kariery nie rozstał się ze swoim ukochanym sportem - to właśnie on zaprojektował skocznie w Libercu. W chwili śmierci Belonoznik miał 91 lat.

Na początku lipca w Japonii w wieku 59 lat zmarł Manabu Ono, jeden z najsłynniejszych trenerów w historii skoków narciarskich. W latach dziewięćdziesiątych doprowadził zawodników ze swojego kraju do ogromnych sukcesów na mistrzostwach świata i igrzyskach olimpijskich. Manabu Ono rozpoczął pracę z reprezentacją Japonii w 1992 roku i już rok później Masahiko Harada jako pierwszy z jego podopiecznych sięgnął po mistrzostwo świata, a w kolejnych sezonach tytuł ten zdobywali również Takanobu Okabe, Kazuyoshi Funaki, a także po raz drugi Harada. Szczytowym momentem kariery Ono w roli trenera były igrzyska w Nagano, gdy Funaki został mistrzem olimpijskim zarówno indywidualnie, jak i w drużynie, wspólnie z Haradą, Okabe i Hiroyą Saitoh. Pracę z kadrą zakończył w 2000 roku i od tej pory Japończycy nie są już taką potęgą jaką byli w okresie pracy wybitnego trenera. Manabu Ono zmarł w wieku 59 lat. Powodem jego śmierci była niewydolność oddechowa.

Kilka dni później zmarł Lech Nadarkiewicz, jeden z najbardziej zasłużonych działaczy dla polskich skoków narciarskich. Rozpoczynał swoją przygodę z tą dyscypliną jako skoczek, następnie pracował jako trener. Jego największą zasługą była jednak praca w roli dyrektora Pucharu Świata w Zakopanem. To właśnie jego zasługą był rozwój tych zawodów, które szybko stały się najważniejszym zimowych wydarzeniem sportowym w Polsce. Działał w Tatrzańskim Związku Narciarskim, Polskim Związku Narciarskim, a także Międzynarodowej Federacji Narciarskiej. Przyczyną śmierci Nadarkiewicza była choroba nowotworowa.

27 września z Włoch nadeszła wiadomość o śmierci Erwina Strickera, w latach siedemdziesiątych znanego alpejczyka. Wszechstronny narciarz dwukrotnie stał na podium zawodów Pucharu Świata, wielokrotnie będąc tuż za nim, a w klasyfikacji generalnej cyklu najwyżej zajął szóstą pozycję. Słynął z agresywnego stylu jazdy, który często powodował upadki i liczne kontuzje. W środowisku alpejczyków znany był jako jeden z najsympatyczniejszych zawodników. Jego ostatnim życzeniem było żeby ci, którzy przyjdą na jego pogrzeb, zamiast się martwić wspominali z radością dawne chwile spędzone razem w trakcie przyjęć organizowanych często przez Strickera, ciesząc się jednocześnie muzyką, winem i dobrym jedzeniem. Życzenie zostało oczywiście spełnione.

Dzień po włoskim alpejczyku odszedł Józef Rubiś, legenda polskiego biathlonu. Rozpoczynał karierę w biegach, jednak szybko zmienił specjalizację i była to słuszna decyzja. Na igrzyskach w Innsbrucku w 1964 roku zajął szóste miejsce - swoje najlepsze na zawodach tej rangi. Jeszcze lepiej było na mistrzostwach świata. W norweskim Elverum w 1965 roku wraz z kolegami z reprezentacji zdobył brąz w konkurencji drużynowej. Rok później w Garmisch-Partenkirchen wywalczył srebro, tym razem w sztafecie. Po zakończeniu kariery przez wiele lat pracował jako trener - z pracy szkoleniowej zrezygnował dopiero w 1998 roku. Zmarł w wieku 79 lat.

Dwa tygodnie temu nadeszła wiadomość o śmierci Adama Brodeckiego, w latach siedemdziesiątych jednego z najlepszych polskich łyżwiarzy figurowych. Dwukrotnie zdobywał tytuł mistrza kraju i był etatowym reprezentantem Polski na wszystkich najważniejszych światowych zawodach. W 1972 roku wystąpił na igrzyskach olimpijskich w Sapporo, gdzie zajął jedenastą pozycję. Po zakończeniu kariery nie był już związany ze sportem. Rozpoczął pracę jako lekarz pediatra, a przez pewien czas zasiadał także w Sejmie jako poseł.

Komentarze (0)