Ottesen za Kojonkoskiego?
W 1994 roku Lasse Ottesen był na ustach całej Norwegii, gdy w Lillehammer zdobył olimpijskie srebro na średniej skoczni. Po zakończeniu kariery pracował jako trener, a teraz, po roku przerwy w pracy związanej ze swoją dyscypliną sportu, jest działaczem zajmujących się przygotowaniami mistrzostw świata w Oslo. 36-latek myśli już o przyszłości - po sezonie Mika Kojonkoski, trener norweskiej kadry, kończy pracę z reprezentacją i wraca do Finlandii. Ottesen chce zająć jego miejsce. - Jeśli mnie spytają czy chcę być trenerem kadry, nie powiem nie. Myślę, że każdy trener skoków norweskich w Norwegii chciałby poprowadzić reprezentację. Przez rok byłem poza skokami i bardzo za nimi tęskniłem. Cieszę się, że teraz wracam, a przyszłość pokaże, jaka będzie moja rola gdy Kojonkoski odejdzie. Zobaczymy, co powie Claes Brede Brathen jako dyrektor sportowy kadry. Uważam, że mamy dobrych trenerów w Norwegii i nie ma sensu szukać kogoś poza naszym krajem - powiedział Ottesen.
Upadki w Norwegii
Do dwóch wypadków doszły w weekend na skoczni w Vikersund. Nie było to na szczęście na obiekcie mamucim, jednak i tak skutki były poważne. Najpierw upadł czternastolatek z Sigdal, którego nazwiska nie ujawniono. Młody skoczek stracił przytomność na skutek uderzenia o zeskok. W karetce na szczęście odzyskał przytomność, jednak lekarze zdecydowali, że zostanie w szpitalu w celu przeprowadzenia szczegółowych badań. Wykazały one, że 14-letni sportowiec doznał urazu śledziony. Dzień później doszło do kolejnego wypadku - tym razem z udziałem 19-letniej Silje Sprakehaug, która dzień wcześniej na tej samej skoczni zajęła czwartą lokatę w konkursie pań otwierającym sezon. Zawodniczka doznała niegroźnych obrażeń twarzy. - Te upadki nie miały ze sobą żadnego związku. Obydwoje skakali po raz pierwszy tej zimy na śniegu, nie zdążyli się jeszcze przyzwyczaić. Silje ma już doświadczenie, ale takie rzeczy mogą się zdarzyć w tej dyscyplinie sportu - powiedział rzecznik prasowy Tore Fossen.
Bjoerndalen jednak w Oslo?
Ole Einar Bjoerndalen nieraz wyrażał już swoją dezaprobatę dla kalendarza zawodów w tym sezonie, w którym mistrzostwa świata w narciarstwie klasycznym pokrywają się częściowo z mistrzostwami świata w biathlonie. Norweg ogłosił niedawno, że w Oslo nie pobiegnie, gdyż skupia się na swojej głównej dyscyplinie. Występ w stolicy własnego kraju okazuje się jednak być mocno kuszącym. - Zostały jeszcze trzy miesiące i staram się nie wybiegać myślami tak daleko naprzód. Nasi działacze od biegów muszą również chcieć mojego startu. Niemniej, wszystko jest możliwe. Mistrzostwa świata będą w Oslo. Start u siebie - to może zdarzyć się tylko raz w życiu. Z drugiej strony, mistrzostwa biathlonowe także są bardzo ważne, więc wybór jest naprawdę trudny - powiedział Bjoerndalen, który już nie mówi jednoznacznie "nie", jak to było jeszcze niedawno. Norweg w niedzielę wystąpił bowiem w sztafecie w ramach Pucharu Świata w biegach narciarskich w Gaellivare i uzyskał na swoim odcinku najlepszy czas, co dało mu do myślenia. Jeśli Bjoerndalen znalazłby się również w sztafecie na mistrzostwa świata w Oslo, wówczas wystąpiłby na trzeciej zmianie - pierwsze dwie są rozgrywane stylem klasycznym, a czwarta jest zarezerwowana dla Pettera Northuga. Występ w tej konkurencji przed własną publicznością oznaczałby, że Norweg straci występy w sprincie, biegu na dochodzenie oraz w sztafecie mieszanej na mistrzostwach świata w biathlonie w Chanty-Mansijsku.
Szwedka o Norweżce
Marit Bjoergen w sobotę zdecydowanie wygrała bieg na 10 kilometrów w Gaellivare. Na drugim miejscu sklasyfikowana była Charlotte Kalla. Szwedka przyznała, że jest pod wrażeniem biegu Norweżki. - Wiedziałam, że Marit jest w dobrej formie. Z reguły jest mocna na początku sezonu. Ale ten bieg był niesamowity, czterdzieści sekund, a o tyle mnie pokonała, to bardzo dużo. Poziom Marit jest niesamowity, naprawdę robi wrażenie Z drugiej strony, na początku sezonu różnice bywają spore, a ja wiem, że będę mocniejsza niż jestem teraz - powiedziała Kalla.