28 stycznia 1960 roku... - wspomnienie Zdzisława Hryniewieckiego

Lata temu cieszyliśmy się dobrych występów Wojciecha Fortuny, Stanisława Bobaka, czy Stanisława Marusarza... Gdyby nie nieszczęśliwy wypadek, który wydarzył się 28 stycznia 1960 roku, być może do tych gwiazd dołączyłby Zdzisław Hryniewiecki.

W tym artykule dowiesz się o:

Był największym talentem sportowym końca lat 50. Wdarł się przebojem do czołówki skoczków krajowych. W sezonie przedolimpijskim wywalczył tytuł mistrza Polski, pokonując najlepszych zawodników; wygrał zawody rozegrane podczas Memoriału Bronisława Czecha i Heleny Marusarzówny. Później skutecznie zaatakował czołówkę światową, wygrywając m.in. zawody w Klingenthal i Oberwiesenthal. Często skakał dalej i piękniej od samego Helmuta Recknagela. Swój talent i świetną formę miał udowodnić na Igrzyskach w Squaw Valley. Jako jeden z pierwszych zawodników otrzymał olimpijską nominację.

Wszystko układało się zgodnie z planem aż do 28 stycznia 1960 roku. Kilka dni przed wyjazdem Zdzisław Hryniewiecki i Władysław Tajner trenowali razem na skoczni w Wiśle-Malince. 'Dzidek' skoczył lepiej od Tajnera, bijąc prawie swój rekord obiektu. Podczas skoku zaliczył podpórkę, w drugiej serii chciał wyeliminować ten błąd. Za wcześnie jednak wyszedł z progu i skok zakończył się groźnym upadkiem, którego efektem był złamany kręgosłup- złamanie trzonu kręgu szyjnego i stłuczenie klatki piersiowej. Nastąpił niedowład górnych kończyn i bezwład tułowia oraz kończyn dolnych. Hryniewieckiego natychmiast przewieziono do szpitala w Cieszynie, następnie helikopterem został dostarczony do Instytutu Chirurgii Urazowej w Piekarach Śląskich, gdzie przeprowadzono operację.

Nie chodziło tu o to, by 'Dzidek' mógł powrócić do czynnego uprawiania sportu. Walka toczyła się już tylko o możliwość w miarę normalnego życia. Po operacji trafił do kliniki w Danii, gdzie kontynuował rehabilitację. Mimo codziennych zabiegów i masaży nie udało się przywrócić sprawności jego mięśniom. Nauczył się samodzielnie siedzieć, potrafił stać w poręczach. Znacznie poprawiła się natomiast sprawność rąk.

Jeden zamknięty rozdział życia otworzył kolejny. W kraju, w jednym ze szpitali poznał pielęgniarkę- Wandę Góralską. Wzięli ślub, otrzymał mieszkanie, ufundowano mu samochód. Kibice i przyjaciele nadal o nim pamiętali. Odwiedzali, prosili o autografy, robili zdjęcia. 'Dzidek' od czasu do czasu pojawiał się na skoczni obserwując konkursy skoków. Wydawało się, że jego życie uległo stabilizacji, a on już całkiem pogodził się z kalectwem. Tak jednak się nie stało.

Po pięciu latach małżeństwo rozpadło się. Zdzisław coraz rzadziej uśmiechał się, był nie zadbany, przytył, pojawili się "koledzy". Nadeszła era kolejnych mistrzów, dziennikarze powoli zapominali o przerwanej historii skoczka...

17 listopada 1981 r. w Bielsku Białej zmarł Zdzisław Hryniewiecki. 22 lata, spośród tylko 43 lat życia, spędził na wózku inwalidzkim.

Historia Zdzisława Hryniewieckiego ukazuje nam, jakiego wyzwania podejmują się skoczkowie. Każdy skok niesie za sobą olbrzymie ryzyko. Jednak to co odebrało 'Dzidkowi' zdrowie, było jego największą miłością. Po latach, zapytany czy żałuje, że wybrał skoki narciarskie, bez wahania odpowiadał, że gdyby stanął jeszcze raz przed wyborem swojej drogi życiowej, wybrałby ją tak samo... Warto o tym pamiętać dziś, kiedy tą smutną rocznicę obchodzi się w cieniu rozgrywanego w Zakopanem Pucharu Świata, gdzie Adam Małysz daje nam tyle radości.

Wyrok wózka inwalidzkiego jest tragedią dla każdego człowieka. Bo jak pogodzić się z tym, że w jednej sekundzie zostały nam odebrane wszystkie plany i marzenia... Zdzisław Hryniewiecki był wybitnym sportowcem i człowiekiem, który walczył z przeciwnościami losu. Chociaż w pewnym momencie załamał się, warto pamiętać go z czasów, kiedy tryskał humorem i był niezłamany przez los. Bo chyba cenniejszym jego zwycięstwem, niż były sukcesy sportowe, było to, że mimo kalectwa nie zamknął się w sobie. Za pół roku ma się zakończyć budowa skoczni w Wiśle-Malince. Otwarcia nowego obiektu dostąpi z pewnością Adam Małysz, prawdopodobnie jego nazwisko będzie nosiła ta skocznia. Gdyby zdecydowano się nazwać ją imieniem Hryniewieckiego, pamięć o nim była by wiecznie żywa... A pamiętać o nim warto. Powinien być on wzorem nie tylko dla młodych sportowców ale wszystkich ludzi- dzięki sile swojego charakteru Hryniewiecki udowodnił wszystkim, że nawet tak wielka tragedia nie oznacza końca świata.

Komentarze (0)