Polacy w komplecie przebrnęli przez kwalifikację i pierwszą serię KO 1. konkursu Turnieju Czterech Skoczni w Oberstdorfie. Trudno jednak było oprzeć się wrażeniu, że ilość nie przeszła w jakość. Bywały już w tym sezonie konkursy Pucharu Świata, że mieliśmy dwóch zawodników na podium i czterech w dziesiątce. W Oberstdorfie najlepszy z Polaków - Kamil Stoch był 13. Lider Pucharu Świata mówił co prawda, że jest zadowolony, ale trudno było oprzeć się wrażeniu, że jest to raczej dobra mina do złej gry. Stoch, który przez TCS był faworytem bukmacherów zawalił pierwszy skok, który pewnie będzie miał konsekwencje w klasyfikacji generalnej tej prestiżowej imprezy. - Rywale uciekli, ale co zrobić. Postaramy się gonić w kolejnych konkursach. Czy ten Oberstdorf jest taki pechowy dla mnie? Może miejsce tego nie oddaje, choć 13. lokata wcale nie jest zła, ale tak naprawdę spośród sześciu skoków, które tutaj oddałem, tylko jeden był zły - nieszczęśliwie ten z pierwszej serii konkursowej - wyjaśniał po zawodach w Oberstdorfie Kamil Stoch.
Pozostali Polacy bez większych problemów awansowali do serii finałowej, ale ich skoki także nie zachwyciły. Większość mówiła, że nie tyle ich próby nie były udane, co skakali w fatalnych warunkach w pierwszej serii. - Skoki były dobre, ale niestety krótkie. Nie o to chodzi w tym sporcie. Skakałem w bardzo trudnych warunkach, szczególnie w pierwszej serii. W drugiej miałem za zadanie powtórzyć technicznie dobrze wykonany skok z pierwszej kolejki. W moim przekonaniu to zrobiłem, ale znowu za progiem dostałem podmuch wiatru w plecy. Później na samym dole z kolei był podmuch pod narty i rozbujało mnie przed lądowaniem. Mam poczucie, że nie byłem w stanie skoczyć lepiej, ale miejsce, które zająłem zupełnie jest niezadowalające - powiedział dla SportoweFakty.pl Maciej Kot.
- Warunki odgrywały dużą rolę. Mieliśmy pecha w pierwszej serii. Kamil Stoch skoczył bardzo dobrze w drugiej serii i przesunął się mocno do przodu. O to chodziło - dodał nasz rozmówca. - Tak to niestety już bywa w skokach narciarskich. W tej dyscyplinie nie wystarczą umiejętności i forma. Potrzeba jeszcze trochę szczęścia, jeśli konkurs nie jest rozgrywany w stabilnych warunkach wietrznych. W Oberstdorfie tego szczęścia nie mieliśmy zbyt wiele. Konkurs był trochę loteryjny. Wiatr może nie dokuczał na tyle, by co chwilę przerywać zawody, ale przy tak niskim rozbiegu ciężko było odlecieć. Przy tak wyrównanym poziomie skoczków, minimalna różnica w wietrze w plecy, ma naprawdę duże znaczenie. Przekłada się to na dodawane punkty, a przede wszystkim na odległość - wyjaśniał z kolei dla SportoweFakty.pl Jan Ziobro.
Pretensji do siebie nie miał również Krzysztof Biegun, który po udanym starcie w Uniwersjadzie powrócił do rywalizacji z najlepszymi skoczkami świata. - Skoki były dobre, ale warunki niestety były złe, zarówno w pierwszej jak i drugiej serii. Może nie tylko ja miałem takie warunki, ale z tego, co rozmawiałem z trenerem, w pierwszym skoku miałem straszny przeciąg na buli, a dostałem tylko 9 punktów dodatnich. Nie dało się skoczyć więcej przy takim wietrze. Ta rekompensata nie oddała trudnych warunków, w jakich skakałem. Nie chcę jednak zwalać wszystkiego na wiatr - powiedział dla SportoweFakty.pl Biegun.
[nextpage]
Szczególnie w pierwszej serii konkursu w Oberstdorfie warunki były loteryjne, a belkę zmieniano od 15 aż po 19. - Na samym początku były dobre warunki, później przez większą część pierwszej serii były gorsze, a później znów na ostatnią dziesiątkę zrobiło się znacznie lepiej. Widać to było po rekompensacie punktowej. Co zrobić, takie są skoki. Walczymy dalej - zapewnił Biegun. - Drugi skok nie był zły. Brakło trochę szczęścia do warunków atmosferycznych. Przy 8 punktach dodanych za wiatr ciężko jest odlecieć. Turniej Czterech Skoczni dopiero się zaczyna, a nie kończy, będziemy jeszcze walczyć - powiedział Jan Ziobro.
Bardziej krytyczny wobec siebie był Piotr Żyła. - Trochę kręciło, ale nie zwalajmy tylko winy na gorsze warunki. Inni zawodnicy mieli porównywalne warunki z nami i skoczyli lepiej. Można było więc odlecieć. Trzeba było po prostu normalnie, dobrze skakać. Nie ma co narzekać na wiatr - powiedział dla SportoweFakty.pl Żyła. - Na pewno jestem trochę rozczarowany. Liczyłem na lepszy wynik. Ogólnie żaden z nas - no może poza Klimkiem (Murańką - przyp.mk) - na tyle, ile oczekiwał nie skoczył. W pierwszej serii trafił on na dobre warunki i był naprawdę wysoko - dodał Piotr Żyła.
Schattenbergschanze znów nie okazała się niestety szczęśliwa dla Polaków, którzy jeszcze przed 1. konkursem w Oberstdorfie zapewniali, że mają ją już "obskakaną" i teraz powinno być lepiej niż w poprzednich sezonach. -To nie jest tak do końca, że słabiej skoczyliśmy w 1. konkursie TCS, bo nie pasuje nam skocznia w Oberstdorfie. Kamil Stoch w drugiej serii pokazał, że w gorszych warunkach można także oddać daleki skok. Każda skocznia jest inna. Jak się dobrze skacze, to wszędzie się odlatuje - wyjaśniał Piotr Żyła, który jednak nie krył, że sentymentu do skoczni otwierającej TCS nie czuje. - Nie skakało mi się tutaj dobrze. Jakoś nigdy szczególnie nie leżał mi ten obiekt, choć zmieniłem zdanie o Schattenbergschanze po tym, jak skakaliśmy tutaj na obozie przed sezonem. Naprawdę wówczas skakało mi się bardzo fajnie. Co zrobić, czegoś na pewno zabrakło w tych skokach konkursowych. Trzeba walczyć dalej. Jedziemy teraz do Garmisch-Partenkirchen i mam nadzieję, że będzie lepiej - podkreślał Piotr Żyła. - Nie do końca jesteśmy zadowoleni po zawodach w Oberstdorfie. Będzie krótki czas na analizę, bo po dniu przerwy mamy kwalifikacje w Garmisch-Partenkirchen do konkursu noworocznego. Myślę, że tam będzie lepiej. Będziemy starali się już za dwa dni poprawić - wtórował mu Maciej Kot.
Z Oberstdorfu
dla SportoweFakty.pl
Maciej Kmiecik
Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!