- Temat powraca, był omawiany w ubiegłym roku podczas Letniej Grand Prix. Pomysłodawcami byli Hannu Lepistoe i Mika Kojonkoski. Idea jest klarowna, statystycznie im więcej prób, tym wynik jest bardziej wiarygodny. Chodziło o to, żeby przy obecnie panujących warunkach zmniejszyć do minimum wpływ wiatru. Trudno, by komuś w loteryjnych warunkach trzy razy się poszczęściło. Mieliśmy w ubiegłym roku zebranie z przedstawicielami FIS, nawet miał być przeprowadzony w ten sposób finałowy konkurs w Klingenthal, ale nie udało się z przyczyn technicznych. Tak jak powiedziałem, mogło by to wyeliminować wpływ przypadków na wynik konkursu - powiedział Łukasz Kruczek, szkoleniowiec kadry polskich skoczków narciarskich. - Można się posłużyć przykładem, że na przykład w Formule 1 Mistrzostwa Świata nie zdobywa się w pojedynczym wyścigu, a po całym sezonie, eliminując w ten sposób przypadek - porównał trener.
Jeszcze inną formę rozgrywania konkursów przetestowano podczas Pucharu Norwegii w Vikersund. Zawody trwały cały weekend, zawodnicy oddali po trzy skoki każdego dnia. Zwyciężył skoczek, który podczas sześciu prób uzyskał łącznie najwyższą notę. Pojawiają się też głosy, aby zamiast trzech skoków, w notę końcową wliczały się jedynie dwa najlepsze rezultaty.
Innowacja jest sposobem na wyeliminowanie przypadku. Konkursy stałyby się bardziej sprawiedliwe i mniej zależne od warunków atmosferycznych.
Inauguracyjna Pucharu Świata w Kuusamo po raz kolejny pokazała, że często rozegranie nawet jednej serii skoków jest problemem. W grę wchodzi także kwestia czasu antenowego. Telewizja niechętnie patrzy na wydłużanie transmisji, a zatem trzy serie skoków wiązałyby się ze zmniejszeniem ilości zawodników kwalifikujących się do poszczególnych serii. FIS już wielokrotnie proponował, aby do konkursu głównego przechodziło nie 50, a 40 skoczków. Rozwiązanie to wprowadzono już do zawodów rozgrywanych na skoczniach mamucich.