Królowa Lindsey, król Aksel Lund

Zakończony niedawno sezon Pucharu Świata w narciarstwie alpejskim przyniósł wiele emocji, a jego najciekawszym punktem były mistrzostwa świata rozegrane w Val d'Isere. Multimedalistką tej imprezy została Lindsey Vonn, która zgarnęła także Kryształową Kulę. Wśród mężczyzn po to trofeum sięgnął Aksel Lund Svindal, który powrócił na trasy po ciężkiej kontuzji.

W tym artykule dowiesz się o:

Born in the USA

Tegoroczny sezon w rywalizacji pań stał pod znakiem dominacji jednej zawodniczki. Lindsey Vonn, bo o niej mowa, była alpejką zdecydowanie najlepszą i najrówniejszą, czego dowodzi jej dorobek punktowy – aż 1788 punktów. Amerykanka praktycznie nie ma słabych stron i poza slalomem gigantem we wszystkich konkurencjach była w czołowej trójce, wygrywając prócz dużej Kryształowej Kuli za klasyfikację generalną także małe Kule za zjazd i supergigant. Vonn fantastycznie rozpoczęła również mistrzostwa świata w Val d'Isere, gdzie wygrała obydwie konkurencje szybkościowe, i zaczęto o niej mówić jako o narciarce, która może zdobyć nawet komplet pięciu złotych medali. Amerykanka zaczęła jednak fetować sukces na imprezie i rozcięła rękę szkłem z butelki po szampanie. W efekcie została zmuszona do rezygnacji ze startu w slalomie gigancie, a kolejnych konkurencjach nie stanęła już na podium, choć w superkombinacji uzyskała świetny czas dający miejsce w czołowej trójce, jednak wówczas sędziowie zdyskwalifikowali ją za ominięcie jednej z tyczek w slalomie.

Jedyną zawodniczką, która toczyła w miarę wyrównany bój z Vonn była Maria Riesch. Niemiecka alpejka szczególnie dobrze spisywała się w slalomie, gdzie nie miała sobie równych i zasłużenie triumfowała w tej konkurencji zdobywając małą Kryształową Kulę, a także złoto w Val d'Isere. Mimo to Riesch w klasyfikacji generalnej straciła do triumfatorki dużo – aż 364 punkty. Główne rywalki i najlepsze alpejki świata stanowią przykład, że walka o najwyższe trofea w sporcie nie musi zarazem powodować wzajemnej niechęci do siebie. Vonn i Riesch są bowiem dobrymi przyjaciółkami i Amerykanka już nieraz przebywając w Niemczech mieszkała u swej koleżanki, a także wspólnie z nią trenowała. Nic więc dziwnego, że w wywiadach udzielanych w trakcie tegorocznych mistrzostw świata obydwie podkreślały, że cieszą się wzajemnie ze swoich sukcesów tak, jak gdyby były ich własnymi.

Oprócz wymienionej dwójki barierę 1000 punktów przekroczyły jeszcze Anja Paerson i Kathrin Zettel. Pierwsza z nich po wspaniałych poprzednich mistrzostwach świata w Aare tym razem spisała się na zawodach rej rangi słabiej i nie zdobyła żadnego medalu, choć dzięki udanym występom w poszczególnych startach pucharowych w klasyfikacji łącznej zdołała zająć trzecie miejsce. Z kolei Zettel po raz pierwszy w karierze sięgnęła po tytuł mistrzyni świata, wygrywając superkombinację, a także zajmując drugą lokatę w klasyfikacji slalomu giganta w Pucharze Świata.

Wiking znów na szczycie

Rywalizacja mężczyzn wyglądała zgoła inaczej, gdyż sezon 2008/2009 przeszedł do historii jako ten, w którym różnica punktowa między pierwszym, a drugim zawodnikiem była najmniejsza w historii – wyniosła zaledwie dwa punkty! Tak wspaniały pojedynek o triumf stoczyli między sobą Aksel Lund Svindal wraz z Benjaminem Raichem. Kwestia zwycięstwa rozstrzygnęła się dopiero podczas ostatniego slalomu w Aare, gdzie Austriak na trasę ruszył jako pierwszy, jednak nie dojechał do mety, czym pogrzebał swoje szanse, a warto zauważyć, że slalomistą jest bez wątpienia lepszym niż Norweg, więc przed finałową rozgrywką zdawał się być faworytem. Raich nie wykorzystał jednak szansy i po raz czwarty w karierze ukończył sezon na drugiej pozycji. Wielkie powody do radości miał w tej sytuacji Svindal, który Kryształową Kulę zdobył po raz drugi w karierze, tym razem jednak triumfując po bardzo groźnym wypadku. W listopadzie 2007 roku Norweg upadł bowiem w trakcie treningu w Beever Creak i przez wiele miesięcy pauzował po złamaniach żeber, a także ranach ciętych na nodze. Powrót Svindala okazał się bardzo efektowny – wkrótce po rozpoczęciu sezonu odniósł zwycięstwo właśnie na trasie w USA, gdzie doszło do kraksy; ponadto triumfował w Lake Louise i Aare. Liczne dobre występy i fakt, że Norweg jest narciarzem bardzo wszechstronnym, startującym we wszystkich konkurencjach, sprawiły, że właśnie on sięgnął po Kryształową Kulę za triumf w klasyfikacji końcowej Pucharu Świata. Na mistrzostwach w Val d'Isere Svindal także spisał się bardzo dobrze, gdyż wygrał superkombinację i zdobył brąz w supergigancie.

Z kolei Raich we Francji spisał się nieco słabiej, gdyż na jego dorobek złożyło się jedynie srebro za slalom gigant. Austriak wygrał za to pięć konkurencji pucharowych, jednak nie wystarczyło to do pokonania Norwega, gdyż stanowczo zbyt mało punktów zdobył w zjeździe. Za plecami najlepszej dwójki uplasowali się Didier Cuche i Ivica Kostelić, którzy nie przekroczyli wprawdzie 1000 punktów, jednak poniesiona strata nie oznacza, że obydwaj nie liczyli się w walce – przez pewien czas każdy z nich również zajmował pierwsze miejsce w klasyfikacji generalnej. Do końcowego triumfu Szwajcarowi brakowało jednak punktów za slalom (w którym nie startuje w ogóle), natomiast Chorwat to typowy specjalista od konkurencji technicznych i rzadko kiedy punktował w zjeździe i supergigancie.

To idzie młodość!

Niemal w każdym sezonie w czołówce światowej pojawiają się nowe nazwiska i nie inaczej było tym razem. Za zdecydowanie największe objawienie tegorocznej rywalizacji uznać można Carlo Jankę, który z dalekich miejsc nagle przedarł się do ścisłej czołówki. Młody Szwajcar błysnął w listopadzie ubiegłego roku, gdy startując z jednym z ostatnich numerów nagle uzyskał drugi czas. Wówczas wydawało się, że to jednorazowy dobry wynik jednak w kolejnych startach Janka dwukrotnie zdołał wygrać zawody pucharowe, a w Val d'Isere wywalczył mistrzostwo świata w slalomie gigancie. Nic więc dziwnego, że Szwajcar uchodzi obecnie za jednego z najbardziej perspektywicznych zawodników – ma obecnie dopiero 22 lata. W gronie tych, którzy pokazali się w minionym sezonie z bardzo dobrej strony, jest też Marcel Hirscher. Młody Austriak to specjalista od konkurencji technicznych, szczególnie dobrze spisuje się w slalomie, a wcześniej zasłynął zdobyciem trzech złotych medali na MŚ juniorów. W gronie seniorów był w Val d'Isere czwarty, przegrywając medal o siedem setnych sekundy w slalomie gigancie. Hirscher trzykrotnie zdołał ponadto stanąć na podium zawodów pucharowych.

Wśród pań furorę sprawiła Lara Gut. Urodzona w 1991 roku Szwajcarka na mistrzostwach świata zdobyła dwa srebrne medale, a w grudniu wygrała w St.Moritz swoje pierwsze w karierze zawody zaliczane do pucharowego cyklu. Łącznie przez cały sezon Gut zdobyła 583 punkty startując we wszystkich konkurencjach. Obecnie przez wielu uznawana jest za alpejkę, która już wkrótce może zdecydowanie zdominować rywalizację na stokach.

A nasi daleko...

Miniony sezon nie był niestety dobry dla reprezentantów Polski. Swoją formę z 2007 roku zupełnie zagubiła bowiem Katarzyna Karasińska, nasza najlepsza alpejka, która zaledwie raz zdołała zapunktować zajmując dwudzieste piąte miejsce w Aspen. W tej amerykańskiej miejscowości trzy lokaty niżej uplasowała się też Agnieszka Gąsienica-Daniel i to wszystko, na co stać było Polki w zawodach Pucharu Świata. Nasze obydwie zawodniczki zajęły jeszcze miejsca w czołowej trzydziestce na mistrzostwach w Val d'Isere, jednak tam miały ułatwione zadanie, gdyż najmocniejsze kraje nie mogły wystawić większej liczby narciarek niż cztery.

W gronie mężczyzn w rywalizacji z najlepszymi zadebiutował za to Maciej Bydliński. 21-letni reprezentant LZS Sokoła Szczyrk na razie traci do nich dużo, choć za pewien pozytyw można uznać sam fakt, że w końcu po zakończeniu kariery przez Andrzeja Bachledę znów mamy alpejczyka startującego w Pucharze Świata.

Źródło artykułu: