Marzenia do spełnienia - rozmowa z Tomaszem Sikorą, drugim biathlonistą Pucharu Świata (część I)

Przez cztery miesiące zjeździł pól kuli ziemskiej i wystąpił we wszystkich zawodach Pucharu Świata, by ostatecznie zająć w klasyfikacji generalnej drugą lokatę. Tomasz Sikora w rozmowie z portalem SportoweFaty.pl podsumował tegoroczny sezon, a potem opowiedział o planach na sezon olimpijski. Biathlonista z Wodzisławia Ślaskiego najpierw doskonale biegał, a po chorobie, która zabrała formę zaczął lepiej strzelać. - Był czas na analizy i zmianę podejścia do strzelania - zdradził w pierwszej części naszej rozmowy Sikora.

W tym artykule dowiesz się o:

Wojciech Potocki: Jak pan ocenia ten prawie zakończony sezon. Były sukcesy, ale też rozczarowania.

Tomasz Sikora To był na pewno dobry sezon. W poprzednich latach zaczynałem słabiej, ale ten od początku był bardzo udany i w końcu spełniło się moje marzenie o koszulce lidera Pucharu Świata. Później niestety trochę się rozchorowałem i uciekła gdzieś forma biegowa. Dopiero pod koniec udało się ją odbudować. Było już jednak za późno by dogonić Bjoerndalena. Było mi też bardzo przykro, że nie udało się zdobyć medalu na mistrzostwach świata.

Czy, gdyby nie choroba, to obroniłby pan swoje prowadzenie w Pucharze Świata?

- Na pewno byłaby duża szansa, bo przez chorobę i brak treningu ogromnie spadła moja forma biegowa. Wcześniej czasy w biegu były na poziomie pierwszego, albo drugiego miejsca, później zjechały tak, że nie mieściłem się w pierwszej dwudziestce, a to przecież przepaść i ogromna strata. Właśnie w tym czasie Bjoerndalen był piekielnie mocny i na strzelnicy, i w biegu. Myślę, że gdybym utrzymał formę biegową, sprzed choroby to sprawa Kryształowej Kuli ważyłaby się do ostatniego biegu.

Do ostatniego biegu walczył pan jednak ze Svendsenem o utrzymanie drugiego miejsca w punktacji generalnej pucharu. Bał się pan, że Norweg będzie lepszy?

- Najbardziej zależało mi na utrzymaniu prowadzenia w klasyfikacji sprintu i zdobyciu małej kryształowej kuli. Niestety w Chanty-Mansijsku przegrałem sprint i pozostała walka o drugie miejsce w "generalce". Nie miałem jednak żadnego stresu, wiedziałem, że muszę być na mecie przed Svendsenem. Oczywiście, w internecie wyczytałem, który muszę być gdy on wygra, albo przybiegnie drugi. Sam tego nie chciałem obliczać, bo to utrudnia potem rywalizację na trasie i wprowadza niepotrzebne zdenerwowanie. Nie dało się jednak, bo w internecie kibice wszystko dadzą ci na tacy (śmiech).

Czym dla pana jest to drugie miejsce w Pucharze Świata? Stawia je pan wyżej niż wcześniej zdobywane medale?

- Trudno tak klasyfikować osiągnięcia. Dla każdego miejsce na podium w Pucharze Świata jest ogromnym sukcesem, bo świadczy o tym, że przez cały sezon było się w równej wysokiej formie. Właśnie tak było ze mną w tym sezonie. Startowałem nawet równiej niż Bjoerndalen czy Svendsen, bo ani razu nie wypadłem poza pierwsza dwudziestkę i to dało mi ogromną satysfakcje. Na pewno najwyżej cenię medal olimpijski. A inne krążki? Trudno je porównać z drugim miejscem w Pucharze Świata.

Forma biegowa, która uciekła w końcówce sezonu, to jedno, a strzelanie drugie. Nie sądzi pan, że gdyby było lepsze, to obroniłby pan pozycję lidera Pucharu Świata?

- Coś w tym jest, ale po mistrzostwach świata - kiedy wiedziałem, że forma biegowa będzie gorsza - przeanalizowałem moje występy strzeleckie, poukładałem wszystko w głowie, wyciągnąłem wnioski i poprawiłem błędy z pierwszej polowy sezonu. Pod koniec wyglądało to już dużo lepiej. Oczywiście, jak zawsze zdarzały się pudła, ale było ich zdecydowanie mniej. Teraz chodzi o to, aby połączyć formę biegową z początku sezonu i strzelecką z końcówki.

Bardzo często zdarzało się na strzelnicy, że pudłował pan w ostatnim strzale, a później to się zmieniło i marnował pan trzeci nabój.

- Wiedziałem, że będzie to pytanie (śmiech). Myślałem, że nikt tego nie zauważy, ale to prawda. Było to szczególnie widoczne podczas biegów w Vancouver. Nie ma specjalnej przyczyny, po prostu przypadek. Zresztą w kolejnych zawodach szło mi już dużo lepiej.

Może pan zdradzić skąd się brały te pudła? Jakie błędy popełniał pan wcześniej?

- Po co, przecież żaden sportowiec nie zdradza jakie robi błędy. Po prostu miałem dwa tygodnie podczas, których przeanalizowałem wszystkie moje strzelania. Przejrzałem to wszystko na video i wyciągnąłem wnioski. Mogę jedynie powiedzieć, że wcześniej wszystkie pięć strzałów traktowałem jak jedną całość. Teraz podchodzę do tego inaczej. Do każdego strzału koncentruję się oddzielnie. Trwa to dłużej, ale daje efekty.

Może warto, tak jak robią niektórzy zawodnicy, odpocząć chwilkę przed strzelaniem?

- A da mi pan gwarancję, że wtedy trafię?

Dostał pan w prezencie księgę z prasowymi artykułami o pana startach. Śledził pan wcześniej to co pisano o Sikorze?

- Przyznam, że w ogóle nie miałem czasu na śledzenie prasy, więc dopiero teraz, po sezonie, przeczytam wszystkie i… wybiorę ten najlepszy (śmiech).

A ten najgorszy?

- Ja przez 20 lat kariery przyzwyczaiłem się i do jednych i do drugich. Dlatego tymi złymi nie będę się specjalnie przejmował.

Jaka była pana największa porażka w tym sezonie?

- Myślę, że mimo wszystko, przegrana w rankingu na najlepszego sprintera sezonu?

Jak to jest z tymi pana marzeniami. Jedno, czyli koszulka lidera pucharu świata już pan zrealizował, to pewnie teraz są następne.

- Jeśli dalej moje marzenia będą się spełniać, to jeszcze trochę pobiegam (śmiech). Na razie jednak nic więcej nie zdradzę. Musicie wszyscy poczekać aż się skończy sezon olimpijski. Lepiej nie zapeszać (śmiech).

Źródło artykułu: