Jeszcze kilka tygodni temu Mikkel Michelsen wydawał się pewniakiem do przedłużenia obecnego kontraktu z Motorem Lublin. Żużlowiec nie mógł narzekać na finanse, a dzięki jeździe w tym klubie wyrósł na czołowego żużlowca świata. Dodatkowo perspektywa jazdy z Bartoszem Zmarzlikiem (ma przejść do Motoru ze Stali Gorzów) wydawała się tylko plusem, bo zapewniała, że klub dalej będzie się bił o najwyższe cele.
W tym momencie wszystko wskazuje jednak na to, że zawodnik już zdecydował o przeprowadzce do zielona-energia.com Włókniarza Częstochowa.
- Ten transfer jest dla mnie zupełnie nielogiczny i nie rozumiem powodów takiej decyzji Michelsena. Na jego miejscu przemyślałbym sprawę jeszcze dwa razy, bo Motor wydaje się idealnym miejscem dla niego. Nie znam jego relacji z władzami klubu, ale coś chyba musi być na rzeczy, bo taki zawodnik nie patrzy tylko na pieniądze. Trudno mi powiedzieć, jakie mogą być prawdziwe powody rozstania - komentuje były zawodnik, Piotr Świst.
Na razie można jedynie spekulować, że Michelsena do Częstochowy mogła skusić wyższa stawka za podpis i każdy zdobyty punkt. W jego przypadku trudno jednak przypuszczać, by różnica w zarobkach pomiędzy Lublinem a Częstochową była na tyle rażąca, by decydować się na zupełną rewolucję w swoim życiu.
- O ile więcej będzie mógł zarobić w Częstochowie? O 300-400 tysięcy złotych? To oczywiście ogromne pieniądze, ale sytuacja zmieni się, gdy Włókniarz nie awansuje do półfinału, a żużlowiec straci szansę na występ w dodatkowych czterech meczach. Wtedy może stracić znacznie więcej, bo nawet pół miliona złotych. Dodatkowo przejście do nowego klubu, to zawsze niewiadoma i jeśli wszystko jest w porządku, to zwykle lepiej zostać w dotychczasowym miejscu - dodaje Świst.
Czytaj więcej:
Znamy kolejne cele transferowe Motoru
Polonię Bydgoszcz czeka rewolucja
ZOBACZ WIDEO Ilu jest w Polsce zwolenników KSM? Zaskakująca zmiana frontu działaczy