Żużel. Odsłania kulisy pracy w teamie Wiktora Przyjemskiego. "Czasami rzuci coś pod wpływem adrenaliny"

WP SportoweFakty / Krzysztof Urban / Na zdjęciu: Wiktor Przyjemski
WP SportoweFakty / Krzysztof Urban / Na zdjęciu: Wiktor Przyjemski

Wiktor Przyjemski zostaje w Abramczyk Polonii Bydgoszcz. Jego menedżer w wywiadzie z nami zdradził, dlaczego on i zawodnik zdecydowali się na taki krok. Marek Ziębicki podzielił się także planami co do dalszego rozwoju utalentowanego żużlowca.

[b]

Bogumił Burczyk, WP SportoweFakty: Z różnych źródeł wynika, że Wiktor Przyjemski nie narzekał na brak zainteresowania ze strony innych klubów, przede wszystkim tych z PGE Ekstraligi. Przyznaje to nawet sam zawodnik. Ostatecznie padło jednak na Bydgoszcz. To była trudna decyzja? Podobno w grę wchodziły duże pieniądze.
[/b]

Marek Ziębicki, menedżer Wiktora Przyjemskiego: Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. Jesteśmy mocno związani emocjonalnie z Bydgoszczą. To tutaj Wiktor stawiał pierwsze kroki w karierze. Sentyment jest i w ogóle nie ma sensu tego ukrywać.

Jak to wszystko się zaczęło?

Musimy cofnąć się do 2013 roku. To wtedy Wiktor rozpoczął treningi. Wówczas nawiązał współpracę z trenerem Jackiem Woźniakiem, która trwa do dziś. Wszystko działo się stosunkowo niedaleko stadionu przy Sportowej 2, a konkretnie zaraz za przylegającym do niego płotem. Tam mieści się tor do miniżużla, na którym trenują młodzi adepci BTŻ-tu Bydgoszcz. W tym klubie Wiktor trenował przez większą część swojej dotychczasowej kariery.

ZOBACZ WIDEO Co dalej z przyszłością Chomskiego? Trener Stali mówi o emeryturze i licznych obowiązkach menedżerów

Można w takim razie powiedzieć, że sentyment zwyciężył nad wizją potencjalnie większych zarobków.

Przed podjęciem tej decyzji braliśmy pod uwagę wiele czynników. Uznaliśmy, że po uwzględnieniu wszystkich aspektów, Bydgoszcz to atrakcyjne miejsce do dalszego rozwoju. Już rok temu głośno mówiłem, że Polonia będzie miała pierwszeństwo. Spotkaliśmy się z prezesem Jerzym Kanclerzem tam, gdzie chcieliśmy podać sobie rękę. Cieszę się, iż doszliśmy do porozumienia. Myślę, że obie strony mają wyłącznie powody do radości. W tym miejscu muszę także podkreślić, że oferta, którą złożyła nam Polonia, była naprawdę bardzo atrakcyjna. Wiele mówi się, że dla Wiktora pieniądze nie są najważniejsze. Oczywiście tak jest, bo w innych klubach mógł zarobić więcej. Niemniej prezes stanął na wysokości zadania i nie mamy absolutnie żadnych powodów, aby narzekać na warunki nowego kontraktu.

Na zdjęciu: Jerzy Kanclerz i Wiktor Przyjemski
Na zdjęciu: Jerzy Kanclerz i Wiktor Przyjemski


Czy całe otoczenie Wiktora nie jest decydujące w kontekście rozwoju jego kariery? Sporo mówi się o wsparciu, które młody zawodnik dostaje z wielu stron.


Kluczy do jego sukcesu było wiele. Odpowiem więc na to pytanie nieco szerzej. Poznałem Wiktora dawno temu. Właściwie jesteśmy sąsiadami, bo mieszkamy w tej samej podbydgoskiej miejscowości, Przyłękach. Od samego początku, gdy go gdzieś tam dostrzegłem, zapaliła mi się w głowie lampka. Pojawił się pomysł na jego karierę, cały team. Koncepcja była w pełni profesjonalna, od początku traktowałem go poważnie.

Jak wyglądają wasze relacje?

Są bardzo dobre, przyjacielskie. Osobiście nazywa mnie wujkiem, chociaż nie jesteśmy rodziną. Nie musimy jednak nią być, żeby ciągnąć projekt do przodu. Świetnie się rozumiemy. Wiktor nie jest trudnym przypadkiem. To chłopak, który daje z siebie wszystko i nie szuka wymówek, a przy tym wie, czego chce. Oczywiście czasami mogło mu się coś wymsknąć do mediów, ale należy brać na to poprawkę. On ma dopiero 17 lat, a emocje w takim wieku buzują. Szczególnie tuż po zakończeniu spotkania. Czasami rzuci się coś mimowolnie, pod wpływem adrenaliny. Jak przytrafiają się gorsze dni czy wyścigi, to on do mnie przychodzi i mówi: wujku trudno, będzie jeszcze wiele niepowodzeń, ale damy radę.

Kiedy dokładnie zaczęła się wasza współpraca?

Łączy nas umowa, którą jesteśmy związani od 2013 roku, a więc od samego początku jego kariery. Już niebawem minie dziewięć lat od tamtej chwili. Zaczęliśmy działać od razu, podzieliliśmy się obowiązkami. To nie odbywało się w ten sposób, że z Wiktorem pracowałem tylko ja. Za nim od początku stała cała grupa ludzi. Każdy wiedział, za co odpowiada i dbał o konkretną sferę.

Zapewne trener Jacek Woźniak o tę sportową, a Pan zadbał o kwestie menedeżerskie?

Wiedzieliśmy, że trzeba działać z głową. Oczywiście, Jacek Woźniak dbał o technikę, sylwetkę, doskonalenie jazdy. Czyli tak, jak pan redaktor zauważył, o aspekty czysto sportowe. Tata Wiktora zajmował się motocyklami, co świetnie zdawało egzamin w miniżużlu. Ja wziąłem na siebie kwestię formalne i finansowe. W każdym sporcie motorowym potrzebne są fundusze do rozwoju. Same chęci nie wystarczą. Uruchomiłem swoje wpływy, powiedziałem znajomym i przyjaciołom, że jest chłopak, w którego warto zainwestować.

Na zdjęciu: Drużyna Abramczyk Polonii Bydgoszcz po wygranym meczu w Gdańsku
Na zdjęciu: Drużyna Abramczyk Polonii Bydgoszcz po wygranym meczu w Gdańsku


Co było dalej?


Do naszej drużyny dołączył brat Wiktora, zaczął się wszystkiego uczyć i w efekcie został z nami do dziś. Później zaczęliśmy się rozglądać za mechanikiem. Padło na Wojciecha Malaka, świetnego fachowca. On bardzo zżył się z młodym Przyjemskim, traktuje go praktycznie jak syna. Nawiązaliśmy także współpracę z Ryszardem Kowalskim, gdyż silniki, sprzęgła, tarczki - wszystko musiało być na najwyższym poziomie.

Na tym podobno nie koniec. Z moich informacji wynika, że team Wiktora liczy więcej osób.

Zgadza się. Łukasz Rambalski został trenerem Wiktora od przygotowania fizycznego. Świetny fachowiec, który jest zresztą trenerem kadry narodowej w kickboxingu. Doszła firma Athleticomed, która dba o rzeczy związane z fizjoterapią i odnową, co jest bardzo ważne. Nie będziemy też ukrywać, że ostatnio nawiązaliśmy współpracę z psychologiem sportowym, panem Damianem Salwinem. Bardzo owocną, na najwyższym poziomie. Wszystko musi być dopięte na ostatni guzik, działamy bardzo profesjonalnie.

Współpraca z Ryszardem Kowalskim zdaje się być absolutnie kluczowa dla dobrych wyników. Przecież nie zawsze nadaje się z tunerem dokładnie na tych samych falach, a jednak jednostki, z których korzysta Wiktor, są przygotowane perfekcyjnie.

Walnie przyczyniają się do tego Kacper Przyjemski i Wojciech Malak. Współpracujemy także z Krzysztofem Jabłońskim. Chociaż nie będę ukrywał, że współpraca z Ryszardem i Danielem Kowalskimi jest na pierwszym miejscu. Ja zawsze powtarzam, że nie ma słabych silników, są za to źle ustawione. Oczywiście mamy pełne zaufanie do tunerów. Oni dbają o to, aby wyniki były jak najlepsze. Wskazują braki, błędy, dostosowują jednostki do wagi ciała Wiktora, stylu jazdy. Wiemy, że jest jeszcze nad czym pracować i nie popadamy w euforię. Tory przyczepne, dziurawe są jego piętą achillesową, Dobitnie pokazała to Praga.

Przyjemski zdobywa coraz większe doświadczenie i dopisuje kolejne sukcesy do swojego CV. W feralnej Pradze się nie udało, warunki były ekstremalnie trudne, zawodnik nie chciał ryzykować kontuzji i zakończył turniej bez punktów.

Nie chcemy się tłumaczyć. Tor w stolicy Czech był równy dla wszystkich. Nie ma sensu zasłaniać się deszczem, stanem nawierzchni albo niedopasowaniem do niej sprzętu. To była bolesna, aczkolwiek cenna lekcja. Jeżeli Wiktor chce sobie wyznaczać najwyższe cele, cały czas musi intensywnie pracować, bo braki są. Cykl się jeszcze nie skończył. Mój podopieczny mierzy wysoko. Nie jest łatwo, bo zawodnicy, z którymi się mierzy w SGP 2, są starsi, bardziej doświadczeni. Ale przecież nikt nie mówił, że będzie łatwo. Żeby być najlepszym, trzeba umieć wygrywać ze wszystkimi. Teraz przed nami Cardiff, a tam warunki powinny być dobre ze względu na zamykany dach. Na koniec Toruń. Po nieudanym debiucie jest duża szansa na rehabilitację.

Nie można jednak zapominać o Mistrzostwach Europy Par do lat 19, w których był liderem kadry i dzięki niemu złote krążki przyjechały do Polski.

To były dobre zawody. Chłopaki udźwignęli presję w Rydze. Zresztą oni wszyscy się świetnie znają. Wiktor stoczył bardzo wiele ciekawych dla oka pojedynków z Oskarem Paluchem w niższej klasie, 250 cc. Skład uzupełnił Franciszek Karczewski. W zasadzie turniej przebiegał zgodnie z planem. Pod koniec zrobiło się trochę goręcej, ale Ci młodzi adepci dali radę, należą się brawa dla całej trójki. A przecież do skończenia przez nich wszystkich 19 lat jeszcze daleka droga. Tydzień wcześniej mój podopieczny pojechał dobre zawody w Nagyhalasz, gdzie Polacy, między innymi, dzięki jego postawie, awansowali do seniorskich Mistrzostw Europy Par. Kto pojedzie w ich finale? Nie wiem. To zależy od trenera Dobruckiego, któremu bardzo dziękuję za otrzymaną szansę.

Na zdjęciu: Wiktor Przyjemski i Oskar Paluch
Na zdjęciu: Wiktor Przyjemski i Oskar Paluch


Nie brakuje utalentowanych zawodników, co pokazał ostatnio w Bydgoszczy Norick Bloedorn. Przyjemski pokonał go nie bez problemu.


Ja świetnie pamiętam tego zawodnika. Rzucił mi się w oczy w kategorii do 85cc. Konkretnie w Rybniku, kiedy to Wiktor rywalizował z nim w Mistrzostwach Świata. Jeżeli się nie mylę, Niemiec zdobył wtedy złoty medal. Od tej chwili miałem na niego oko. Uważałem, że będzie rozdawał kiedyś karty w dorosłym żużlu. Jak na razie jest na dobrej drodze, żeby te słowa się ziściły. To zawodnik, który ma ogromny potencjał, na pewno będzie kiedyś startował w Ekstralidze. Już zbudował sobie dobre zaplecze, a reprezentacja kraju będzie miała z niego w przyszłości pociechę.

Konkurencja jest wymagająca. Młode pokolenie wyróżnia się coraz bardziej.

Oczywiście, co pokazał chociażby ostatni camp w Toruniu. Jest wielu młodych zawodników, którzy mierzą wysoko, chcąc docelowo dorównać najlepszym. Trzeba szukać, promować tych chłopców, jeszcze bardziej rozpowszechniać żużel. Ci, którzy już teraz jeżdżą na wyższym poziomie, także dają o sobie znać. Cieszę się, że dyscyplina się rozwija. To bardzo, ale to bardzo ważne.

Na razie Przyjemski zostaje w Bydgoszczy. Polonia walczy o awans. Wybiegnijmy w przyszłość i na potrzeby tego pytanie obierzmy czarny scenariusz. Jeżeli Gryfy nie znajdą się w Ekstralidze do 2024 roku, to.... Co dalej?

Muszę być w tej kwestii zerojedynkowy i bardzo chciałbym, żeby kibice nas zrozumieli. Moje serce bije dla Polonii, ale trzeba na pierwszym miejscu stawiać dobro zawodnika. Co byłby ze mnie za menedżer, jakbym nie funkcjonował w ten sposób? Jeżeli najpóźniej w przyszłym sezonie drużyna nie awansuje, nie będziemy mogli dłużej czekać. To za duże ryzyko, nie można hamować kariery Wiktora. Zaznaczam od razu, że jestem uczciwy, a prezes Kanclerz doskonale zdaje sobie ze wszystkiego sprawę. Niemniej, dopóki warczą motocykle, nie myślałbym o tym. Gryfy wygrały rundę zasadniczą i na pewno w play-offach pokażą pazur. Ponadto rosną kolejni wychowankowie, których także prowadzę.

Czyżby chodziło o Emila Maroszka i Maksymiliana Pawełczaka?

Właśnie tak. Oprócz nich jest jeszcze paru chłopaków, ale w danej chwili, rzeczywiście właśnie oni wyróżniają się najbardziej. Jestem pewny, że klub będzie miał z nich wielką pociechę, bo są bardzo utalentowani. Także w razie mało optymistycznego scenariusza dla Polonii, braku awansu i odejścia Wiktora, będą jego następcy. Być może to oni pomogą pomogą klubowi w uzyskaniu promocji do Ekstraligi, bo mają na to papiery. A wtedy... Możliwe, że Wiktor wróci do Bydgoszczy, bo przecież to jego dom. Na razie jednak nigdzie się nie wybiera i, jak powiedział ostatnio w wywiadzie, mamy tu coś do zrobienia.

Rozmawiał Bogumił Burczyk, WP SportoweFakty

Zobacz także:
Były trener zaskoczony decyzją Zmarzlika
Betard Sparta zakończy sezon z medalem?

Źródło artykułu: