Nauczyli się żyć z wojną. Codziennie żegnają swoich znajomych i przyjaciół

Archiwum prywatne / Na zdjęciu: Siergiej Gołownia
Archiwum prywatne / Na zdjęciu: Siergiej Gołownia

- Cały czas żyjemy w strachu. Alarmy przeciwlotnicze to u nas codzienność. Nigdy nie wiadomo, gdzie mogą spaść rakiety. Codziennie w Równem żegnamy naszych znajomych i przyjaciół, którzy polegli na froncie - mówi nam Siergiej Gołownia.

W tym artykule dowiesz się o:

Równe - 250-tysięczne miasto w Ukrainie położone jest około 250 kilometrów od granicy z Polską. To prężny ośrodek żużlowy, który na szczęście nie ucierpiał tak mocno w wyniku ostrzału czy innych działań wojennych. - W samym mieście nie ma zniszczeń, ale oddalony o około 30 kilometrów poligon wojskowy został ostrzelany w maju - wspomina Siergiej Gołownia.

Indywidualne Mistrzostwa Świata na żużlu w klasie 125 cc, które rozgrywane są w ten weekend w Pardubicach, pierwotnie miały odbyć się w Ukrainie w mieście Równe. - Z uwagi na wojnę w marcu nastąpiły zmiany w kalendarzu. Zawody, które mieliśmy organizować przeniesiono do czeskich Pardubic. U nas z oczywistych względów nie mogły się one odbyć - tłumaczy Siergiej Gołownia szef ośrodka żużlowego w Równem.

Alarmy stały się chlebem powszednim

- Cały czas żyjemy w strachu. Jak ma się normalnie toczyć życie, skoro w każdej minucie możemy zostać ostrzelani. Po dwa, trzy razy dziennie słychać alarmy. Obrona przeciwlotnicza zestrzeliwuje na szczęście rakiety. W mieście nie ma śladów po atakach rakietowych, ale już wokół, szczególnie w obiektach wojskowych, widać zniszczenia - dodaje.

Stadion klubu w Równem, który w przeszłości startował nawet w polskiej lidze na szczęście nie ucierpiał w wyniku działań wojennych. - Staramy się raz czy dwa razy w tygodniu organizować treningi. Działamy po cichu, bez większego rozgłosu. Im mniej ludzi o tym wie, tym lepiej. Po prostu jest bezpieczniej - tłumaczy.

Udany debiut na mistrzostwach świata

W Pardubicach podczas Indywidualnych Mistrzostw Świata na żużlu w klasie 125 cc Ukraińcy z Równego debiutowali w imprezie tej rangi. Dla sportowców, trenera i działaczy to odskocznia od wojennej rzeczywistości, a sukcesy młodych żużlowców pokazują skalę ich talentu.

- Makar Lewiszyn to o dziesięć lat młodszy brat Marko Lewiszyna, który już zdążył się pokazać w Polsce, a głośno się zrobiło o nim po ostatnich zawodach Speedway of Nations, gdy wygrywał z Bartoszem Zmarzlikiem i Patrykiem Dudkiem. Makar ma zaledwie 12 lat i wielki talent. Trenował może w tym roku góra pięć razy, a zajął czwarte miejsce w mistrzostwach świata. Szkoda, że przegrał wyścig dodatkowy o brązowy medal, bo zasłużył na trzecie miejsce. Przed zawodami czwartą lokatę brałbym w ciemno, a po finale był niedosyt - tłumaczy Gołownia. Dodajmy, że trenerem młodego ukraińskiego zawodnika jest były żużlowiec Viktor Gajdym.

- Pieniądze na start w mistrzostwach świata zebraliśmy od rodziców i przyjaciół naszego stowarzyszenia. Sam też pomogłem i mogliśmy pojechać na te zawody. To tylko pokazuje, jaki talent ma ten chłopak, skoro niemalże stanął na podium. Warto byłoby go zauważyć już teraz i mu pomóc - dodaje nasz rozmówca.

Mychaiło Tymoszczuk, Siergiej Gołownia, Makar Lewiszyn i Viktor Gajdym. Fot. Archiwum prywatne Siergieja Gołowni
Mychaiło Tymoszczuk, Siergiej Gołownia, Makar Lewiszyn i Viktor Gajdym. Fot. Archiwum prywatne Siergieja Gołowni

Spory wzrost cen

Życie w Ukrainie w czasie wojny, co łatwo się domyślić, do przyjemności nie należy. Nie tylko niepewność o zdrowie i życie, ale także rosnące ceny są zmorą za naszą wschodnią granicą. - Towary w sklepach są. Może nie jest aż takie zaopatrzenie jak przed wybuchem wojny, ale półki w sklepach nie świecą pustkami. Problemem jest ogromna inflacja. Wartość hrywny w stosunku do euro systematycznie spada. Parę tygodni temu euro kosztowało 34-36 hrywien, a teraz już 42 - tłumaczy.

W Równem widać także powrót Ukraińców do swojej ojczyzny. - Ostatnio trochę osób faktycznie powróciło, głównie kobiety z dziećmi. Myślę, że około 20 procent ludzi, którzy uciekli przed wojną m.in. do Polski wróciło do swoich domów - mówi Gołownia.

- Sklepy pracują. Budżetówka również działa. Zarobki są jednak skromne. 150-200 euro miesięcznie, przy rosnących cenach, to jest bardzo mało. Szkoły nie funkcjonują normalnie, a jedynie nauka toczyła się online. Od 1 września są plany powrotu do nauki stacjonarnej. Nie wiadomo jednak, co z tego wyjdzie, bo rodzice są przeciwni. Każdy się boi, że szkoła może zostać ostrzelana i stać się celem rosyjskiej agresji - tłumaczy.

Codziennie żegnają swoich znajomych i przyjaciół

To samo dotyczy imprez sportowych w Ukrainie, gdzie teoretycznie mogłyby się odbywać zawody np. żużlowe. - Mamy pozwolenie na organizowanie zawodów, ale bez udziału publiczności. W Równem zawsze dużo kibiców było na żużlu. Gdyby zorganizować mecz z kibicami i przyszłoby kilka tysięcy widzów, byłoby to duże ryzyko na atak ze strony Rosjan - wyjaśnia Gołownia.

Ukraina wciąż walczy z rosyjskim agresorem, ale każdego dnia giną ludzie. - Boimy się, bo widzimy, co się dzieje. Każdego dnia o 10 rano w Równem żegnamy w centrum miasta zmarłych w wyniku działań wojennych. Giną nasi znajomi, nasi przyjaciele. Ostatnio przez dwa tygodnie praktycznie codziennie żegnamy jedną lub dwie osoby poległe na froncie - mówi ze smutkiem mieszkaniec Równego.

Wojna trwa już prawie pół roku. Ukraina nie poddaje się, a jej mieszkańcy oswoili się już z towarzyszącym niebezpieczeństwem.

- Jest podobnie, jak kilka miesięcy temu, tuż po wybuchu wojny. Ludzie trochę się już przyzwyczaili do tego, że jest wojna. Nie ma już takiego stresu, jak na początku. Przyjmujemy to trochę chłodniej niż w pierwszych tygodniach, gdy była panika. Nauczyliśmy się z tym żyć. Duch w narodzie jest taki sam, jak był. Nikt nie jest sam. Czujemy jedność. Wierzymy, że to się wszystko skończy. Czytałem parę dni temu taką teorię, że to ma potrwać jeszcze do wiosny przyszłego roku - kończy Siergiej Gołownia.

Zobacz także:
Walka o finał w polskiej lidze w cieniu skandalu
Biało-Czerwony wieczór w Guestrow