Jarosław Galewski, WP SportoweFakty: Gratuluję awansu do PGE Ekstraligi. Jak go świętowaliście?
Grzegorz Leśniak, prezes Cellfast Wilków Krosno: Dziękuję. Powoli dociera już do mnie to, co zrobiliśmy. Działaliśmy dzień i noc, bo wiedzieliśmy, jaka była waga meczu w Zielonej Górze. Przyznam jednak, że emocje jeszcze nie opadły, bo droga powrotna była bardzo długa i czasochłonna, ale też przyjemna. Mieliśmy bardzo fajną kolację. Los sprawił, że całą drużyną świętowaliśmy w Lesznie i tam cieszyliśmy się wspólnie z naszego sukcesu. To ma oczywiście związek z Tobiaszem Musielakiem, który podpowiedział nam fajną miejscówkę. W Zielonej Górze niestety nie mieliśmy możliwości, by świętować.
Dlaczego?
Żadna restauracja ani hotel nie chciały nas przyjąć. Wynik najwyraźniej bardzo szybko rozszedł się po mieście. Zielona Góra w końcu żyje żużlem. Dodam też, że wcześniej nie rezerwowaliśmy żadnego miejsca, bo historia zna przypadki działaczy, którzy tak robili, a później zamiast kolacji trzeba było organizować stypę. Postanowiliśmy zatem decydować spontanicznie i w ten sposób znaleźliśmy się w Lesznie. Zabrakło z nami tylko Vaclava Milika, który jest twarzą Zlatej Prilby w Pardubicach i miał tam różne obowiązki, także te marketingowe. Z bólem serca musiał udać się tam zaraz po meczu w Zielonej Górze.
ZOBACZ WIDEO Zdecydowana pogadanka zawodników Motoru. Lider zdradził jakie słowa padły po meczu w Gorzowie!
Będzie jednak okazja, żeby to nadrobić, bo w drugiej połowie października odbędzie się spotkanie z kibicami w Krośnie. Niebawem poinformujemy o terminie i miejscu, żeby nasi fani mogli się jeszcze nacieszyć tym wielkim sukcesem, bo wygraliśmy w takim meczu i w takich okolicznościach, że można by na ten temat napisać niezłą książkę. Nadałbym jej tytuł: "Z piekła do nieba". Piekłem był walkower ze Stelmetem Falubazem, po którym znaleźliśmy się w bardzo trudnej sytuacji. Na szczęście później wyszliśmy z tego obronną ręką.
Sporo mówi się o decyzjach sędziowskich podczas meczu w Zielonej Górze. Kapitan Stelmetu Falubazu Piotr Protasiewicz po spotkaniu stwierdził, że sędziowanie było na bardzo niskim poziomie. Jego zdaniem Artur Kuśmierz wypaczył wynik. Co pan sądzi o tych słowach?
Jestem zaskoczony tymi słowami Piotra Protasiewicza, któremu przy okazji gratuluję wspaniałej kariery i życzę samych sukcesów w roli dyrektora sportowego zielonogórskiego klubu. Zdaję sobie też sprawę, dlaczego mógł tak powiedzieć. Zakładam, że swoje zrobiła adrenalina i sportowa złość. Być może dziś jego wypowiedź brzmiałaby już nieco inaczej. Uważam, że jedynym pokrzywdzonym klubem mogłyby w Zielonej Górze poczuć się Cellfast Wilki Krosno. Nie żywimy jednak złości, ale naszym zdaniem dwie decyzje mogły zostać zupełnie inaczej ocenione przez arbitra.
Czyli?
Mam na myśli upadki Maksyma Borowiaka i Krzysztofa Buczkowskiego. W pamięci utkwiło mi zwłaszcza to drugie wydarzenie, bo zawodnik gospodarzy schodził w ślimaczym tempie z toru. Był totalnie załamany, że nie pojedzie w powtórce, a nagle spiker poinformował, że nikt nie zostaje wykluczony. Wtedy Krzysztof nagle przyspieszył w kierunku parku maszyn. To był bardzo wymowny obrazek. W powtórce obroniliśmy się jednak jeszcze raz i bardzo mnie to cieszy. Tobiasz Musielak pokazał wtedy klasę. Z kołem po bandzie w stylu Emila Sajfutdinowa dowiózł do mety trójkę.
Czy to była ostatnia trójka Tobiasza Musielaka w barwach Cellfast Wilków Krosno?
Tak, na jakiś czas na pewno. Rozmawialiśmy finalnie po meczu w Zielonej Górze o przyszłości. Tobiasz żegna się z Krosnem po dwóch latach w naszym klubie. Będziemy bardzo mile wspominać naszą współpracę, bo oddał dużo serca i zdrowia, a przy okazji wywalczył naprawdę wiele punktów. To był lider krajowej formacji. Postanowił jednak zmienić barwy klubowe. O ile wiem, to zostaje na zapleczu PGE Ekstraligi. Może nasze drogi się jeszcze kiedyś zejdą. Teraz pracujemy nad tym, żeby go godnie zastąpić. Rozstajemy się jednak bez złości i urazy. Spotkamy się jeszcze w Krośnie i w Lesznie, gdzie Tobiasz co roku organizuje w bardzo profesjonalny sposób spotkanie dla swoich sponsorów.
Czy skład Cellfast Wilków Krosno na PGE Ekstraligę jest już gotowy? Mieliście przygotowane dwa warianty w zależności od tego, jak potoczy się mecz w Zielonej Górze?
Skład nie jest gotowy, bo mamy znacznie więcej wariantów niż dwa. Możliwe, że nasza kadra nie wyklaruje się w listopadzie.
Co to oznacza?
Wszystko zależy od rozmów z zawodnikami, ale bierzemy pod uwagę, że nie zamkniemy składu w głównym okienku transferowym. Być może poznamy go tuż przed startem sezonu, a nawet w momencie rozpoczęcia rozgrywek. Dużo może się jeszcze wydarzyć. W niektórych klubach jest nadwyżka żużlowców, a poza tym nie wiemy, co z Rosjanami. Może zdarzyć się tak, że nie zostaną dopuszczeni do listopada, ale na wiosnę już tak. Będziemy jednak czujni, żeby nie przegapić żadnej okazji, bo chcemy zrobić wszystko, by po największym sukcesie w historii krośnieńskiego żużla zaliczyć kolejny i zostać w PGE Ekstralidze na dłużej. Uważam, że naszymi dotychczasowymi działaniami udowodniliśmy, że warto w nas wierzyć.
Nie obawia się pan, że będzie podobnie jak z Arged Malesą Ostrów i że spadniecie z hukiem z PGE Ekstraligi?
Apeluję do przedstawicieli mediów, żeby nie grillować Cellfast Wilków Krosno w okresie jesienno - zimowym. Dajcie nam szansę i pozwólcie działać. Skład poznacie u progu sezonu 2023. Warto pamiętać, że mamy nieco egzotyczny tor. Ten długi i szeroki obiekt powinien nam służyć. Już podczas finału IMP było widać, że nawet tacy zawodnicy jak Patryk Dudek czy Bartosz Zmarzlik nie czuli się na nim od razu zbyt pewnie, bo rzadko tu jeździli.
Jeśli dobrze się dopasujemy do naszego domowego toru, to będziemy w stanie zaskakiwać rywali i wygrywać. Jestem przekonany, że tak właśnie będzie. Warto pamiętać, że jeszcze dwa czy trzy lata temu nikt nie byłby w stanie uwierzyć, że Krosno będzie mieć klub ekstraligowy. Warto zatem w nas wierzyć również teraz.
Zobacz także:
Znamy przyszłość Mikkela Michelsena
Prezes Stali: Nie pytałem o to Zmarzlika