Maciej Janowski od lat ściga się w cyklu Speedway Grand Prix i cały czas, choć był w światowym topie, to ocierał się o medal Indywidualnych Mistrzostw Świata. Dotychczas najlepszą pozycją wrocławianina była lokata czwarta.
W tym roku Janowski znów walczył o medal, choć przed ostatnią rundą w Toruniu nie był nawet pewny tego, że uda mu się w Grand Prix utrzymać. Tymczasem Motoarena tym razem była dla niego szczęśliwa i mógł celebrować pierwszy w karierze medal.
W rozmowie z serwisem redbull.pl opowiedział, że był to dla niego bardzo ważny cel. I to nie tyle chodziło o jego własną satysfakcję, prestiż, czy budowanie ego, ale przede wszystkim o ludzi, którzy go otaczają.
- Chciałem to zrobić dla swojego teamu i dla ludzi, z którymi pracuję i którzy mnie wspierają. Wiem, ile serca w to wkładają i jak cholernie im zależało. Mam wrażenie, że nawet bardziej, niż mi. Czułem, że byłem im winien maksymalne poświęcenie. Mega cieszę się ich radością, widząc dopiero teraz, jak to było dla nich ważne. To wspaniałe uczucie, jeśli możesz komuś sprawić tak dużą satysfakcję - dodał Janowski.
ZOBACZ Ukrainiec zaprosił Rosjanina na wspólny trening w Poznaniu. Znamy szczegóły!
Janowski zdaje sobie sprawę, że medal Grand Prix był realnym założeniem od wielu lat, jednak ciągle czegoś brakowało do tego, by ten krążek zawisł na jego szyi. Zawodnik nie ukrywa, że ciągłe nawiązywanie do braku medalu zaczęło go lekko irytować i wywoływało na nim coraz większą presję.
- A mnie nie trzeba dodatkowo motywować, mam swoje ambicje i zawsze dążę do realizacji planów sportowych. Teraz dopiąłem swego. Ale świat nadal jest taki sam. Ja też. Na pewno jestem mega zadowolony, ale nie obrastam w piórka, nie zacznę nagle zadzierać nosa. Pozostaję sobą - dodał.
Zawodnik Betard Sparty Wrocław długo nie celebrował swojego największego w karierze sukcesu. Nazajutrz po odstawieniu motocykli do garażu założył piłkarskie getry i ruszył na orlika. W rozmowie z Tomaszem Dryłą przyznał, że to jest jego stały punkt tygodnia, a ze swoją ekipą grywa niezależnie od pogody, pory roku i tego, gdzie dzień wcześniej startował. Nie ma żadnych usprawiedliwień.
- Nieważne, czy dzień wcześniej miałem zawody we Wrocławiu, czy daleki wyjazd, z którego wróciłem nad ranem, nieważne, jak mi poszło, nieważne, czy dałem ciała, czy zdobyłem medal mistrzostw świata – na "orliku" muszę być w niedzielę rano, koniec kropka. Zatem w sobotę wieczorem osiągnąłem życiowy sukces na żużlu, a dwanaście godzin później walczyłem o kolejny w ultraprestiżowych rozgrywkach piłkarskich (śmiech). Jestem tym samym ziomkiem, mam te same priorytety, cieszą mnie te same rzeczy. I nie zmieni tego to, że zdobyłem medal - powiedział Janowski.
Czytaj także:
Kędziora mówi o konkretnym zadaniu Włókniarza na zimę
Lider zrugał 16-latka. Jest odpowiedź młodzieżowca!