Skrzydlewski dla SportoweFakty.pl: Obrażanie ludzi w Polsce stało się bezkarne

Orzeł Łódź nie zdołał awansować bezpośrednio do I ligi. Włodarze klubu nie podjęli jeszcze decyzji o tym, czy wystartują w meczu barażowym z KM Ostrów. O czynnikach wpływających na ich decyzję rozmawialiśmy z Witoldem Skrzydlewskim.

Orzeł Łódź pokonał w finałowym meczu rewanżowym o wejście do I ligi Speedway Miskolc 49:44. Przewaga z pierwszego meczu Węgrów była jednak większa i to oni cieszyli się z bezpośredniego awansu do I ligi. Łodzianom pozostaje walka w barażu z zespołem KM Ostrów. Czy Orzeł wystąpi w tym meczu? - Decyzja nie została jeszcze podjęta. Mamy jeszcze dużo czasu. Wszystko zależy przede wszystkim od tego, czy zawodnicy podpiszą porozumienie w zakresie wynagrodzenia za to spotkanie. Zakłada ono, że jeżeli awansują, to otrzymają za swoje występy podwójną gażę. Jeżeli nie awansują - nie dostaną złotówki - - powiedział dla SportoweFakty.pl Witold Skrzydlewski.

Sponsor Orła Łódź nie rozmawiał z zawodnikami po meczu z Miskolcem. Jego zdaniem to należy do obowiązków trenera, który wcześniej obiecał, że zespół awansuje do I ligi. - Trener zobowiązał się, że drużyna awansuje do I ligi. Jeżeli się tego podjął, to wyszedłem z założenia, że za wszystko odpowiada. Nie rozmawiałem z zawodnikami, bo to do niego należy. Ja próbowałem jedynie sugerować, że może warto się wzmocnić. Nie wtrącałem się jednak do składu. Na początku mówiłem jedynie, że może warto jechać bardziej oszczędnie. Trener wówczas powiedział, że tak nie można, że musimy jechać najmocniejszym składem, bo wtedy drużyna się skonsoliduje. Zgodziłem się, bo cel był jeden - awans do I ligi. Nie udało się. O tym, że przegramy z Miskolcem wiedziałem wcześniej. Trzeba chylić czoło panu Ślączce, którego chciałem u siebie za trenera, ale wybrał ostatecznie Miskolc. To jest bardzo dobry trener ale również wysokiej klasy cwaniak. I dlatego trzeba chylić przed nim czoło. Rozpuszczał bajki, że nie zależy mu na awansie. Tymczasem wszystko co obserwowałem zmierzało do wprowadzenia zespołu do I ligi. Niektórzy opowiadali, że wygramy z nimi do 30. Ja jednak tonowałem te zapędy. Kiedy słyszałem, że zapraszają telewizję, to przecież nie po to, aby filmować porażkę. Kolejna sprawa - wszyscy wiemy, że nasza drużyna lepiej jedzie na torze przyczepnym a Miskolc na twardym. Przez to, że dwa tygodnie nie padał deszcz, u nas dwa tygodnie jeździła polewaczka. Przecież to waży 20 ton. Oni nieświadomie zrobili tor dla pana Ślączki. Ja obserwowałem pana Ślączkę. Jak widziałem, że wszedł na tor i pokopał nogą po czym się uśmiechnął, wiedziałem, że będzie bardzo ciężko. I to się sprawdziło. Ja handluję kwiatami i prowadzę drugą część firmy. Od żużla zatrudniam fachowców. Można się ich spytać czy ingerowałem w skład. Nie robiłem tego, bo nie chciałem, żeby się trener czuł naciskany. Tymczasem mnie się opluwa, że wprowadziłem reżim w klubie - wyjaśnił sponsor Orła Łódź.

Skrzydlewski ma pretensje do ludzi, którzy obrażają go na forach internetowych. Jego zdaniem, nie zasłużył na takie traktowanie. - Dotychczas nie czytałem internetu. Po meczu z Miskolcem przeczytałem jednak różnego rodzaju fora. Ludzie tam mnie obrażają. Mają bardzo krótką pamięć. Nie pamiętają, że jeszcze kilka lat temu, żadna gazeta w Łodzi nie pisała o żużlu. A jeżeli coś się pojawiło, to były to teksty typu: Zywertowski nie ma na bułki. Ludzie zapomnieli ile zrobiłem dla tego klubu. Staliśmy się wypłacalnym klubem. Dzisiaj jesteśmy chyba jedynym wiarygodnym klubem od a do z. Ja okazałem się szaleńcem, który wydaje setki tysięcy złotych po to, aby być obrażanym. Jeżeli te osoby, które piszą na forach tak obraźliwe rzeczy są tak odważne, to niech przyjdą i powiedzą mi to prosto w oczy. Bo tylko tchórz boi się powiedzieć wprost co myśli. Każdy człowiek ma granicę swojej wytrzymałości. Możemy powiedzieć, że mamy pecha, bo gdyby obowiązywał taki sam regulamin jak rok temu, to mielibyśmy awans w kieszeni - dodał Skrzydlewski.

Fanclub łódzkiego klubu wystosował pismo, w którym prosi władze Orła o przystąpienie do meczu barażowego z KM Ostrów. Czy wpłynie to na decyzję działaczy? - Najbardziej żal mi właśnie tych kibiców. Udało nam się ściągnąć na stadion dużą rzeszę kibiców. Staliśmy się w Łodzi sportem numer dwa. Tego nie można zmarnować. Jak czytam jednak opinie na swój temat, to jest mi przykro. Chętnie oddam kluczyki do tego samochodu każdemu, kto jest w stanie lepiej poprowadzić klub - powiedział Skrzydlewski.

Sponsor Orła nie podjął jeszcze decyzji, czy nadal będzie wspierał łódzki klub. - W tym momencie jedynym właściwym pytaniem nie jest to, czy wystartujemy w meczu barażowym z KM Ostrów, tylko czy nadal będzie żużel w Łodzi. Gdybym w tym momencie odpowiedział tak lub nie, to byłoby to kierowane emocjami. W listopadzie spotkam się z moją mamą i córką i wspólnie podejmiemy decyzję. Na razie zostałem sponsorem zespołu koszykarskiego z Łodzi. Kupiliśmy niedawno stu klubom piłkarskim sprzęt sportowy. To są nasze działania. Nie można pisać, że ja wykorzystuję żużel do promowania mojej córki. Tak piszą buraki. Dochodzi do sytuacji, w której moja córka nie chce wychodzić do prezentacji z drużyną bo obawia się kolejnych oskarżeń. Gwarantuję, że najwięcej negatywnych opinii pochodzi z Łodzi. Jakieś osoby piszą o tym, że byłem zamieszany w słynną aferę z pawulonem. Przecież gdybym był zamieszany w tą aferę, to byłbym pierwszym aresztowanym. Tymczasem mnie nie tknięto. Prędzej czy później ktoś się za to musi wziąć, bo obrażanie ludzi stało się w Polsce bezkarne. Jestem za demokracją, ale nie można obrażać nikogo bezpodstawnie - zakończył Witold Skrzydlewski.

Komentarze (0)