To zupełny zwrot akcji, bo jeszcze w 2015 roku sprzęt od Flemminga Graversena w swoich boksach mieli praktycznie wszyscy uczestnicy Grand Prix. Wtedy nikt się temu nie dziwił, bo sprzęt Duńczyka należał do najsolidniejszych w żużlowym środowisku i dobrze spisywał się w każdych warunkach. Nawet jeśli ktoś próbował innego sprzętu, to wiedział, że zawsze warto mieć przynajmniej jeden silnik od Duńczyka, bo to gwarantuje utrzymanie wysokiego poziomu.
Przez ostatnie lata sporo jednak zmieniło się w podejściu zawodników. Zaczęło się od głośnego konfliktu z wytwórnią silników GM, która oskarżyła go o kradzież rozwiązań technologicznych. W tym sezonie z kolei na sprzęt od innych tunerów przesiadali się nawet ci zawodnicy, którzy do tej pory byli lojalni wobec Flemminga Graversena.
Efekt jest taki, że obecnie jedynym uczestnikiem mistrzostw świata, który jest pewny przedłużenia współpracy z Duńczykiem jako podstawowym tunerem na sezon 2023 jest jego rodak Mikkel Michelsen. Pozostała czternastka uczestników jako pierwszy wybór znalazła inne rozwiązania i nie wiadomo, jak dużo sprzętu zamówi od jednego z trzech najlepszych tunerów świata. Wśród żużlowców, którzy jeszcze niedawno nie wyobrażali sobie startów na sprzęcie innym niż silniki z warsztatu FGM, a w ostatnim roku zmienili zdanie są: Leon Madsen, Jason Doyle, Anders Thomsen, Fredrik Lindgren i Max Fricke.
Każdy z nich przed kolejnym sezonem stawia na mniej znanych inżynierów i przynajmniej na razie nie zamierza zmieniać czegoś, co dobrze funkcjonowało w końcówce minionego sezonu.
W tym momencie wszystko wskazuje na to, że w przyszłorocznym Grand Prix najwięcej zawodników będzie startowało na silnikach od dwóch czołowych tunerów, czyli Ryszarda Kowalskiego i Ashleya Hollowaya. Obaj mają obecnie po czterech klientów w elicie i ta liczba nie zmieni się znacząco do wiosny. Polak dostarcza sprzęt dla Bartosza Zmarzlika, Macieja Janowskiego, Patryka Dudka, Jacka Holdera, a Brytyjczyk dla Roberta Lamberta, Taia Woffindena, Daniela Bewley'a i Max'a Fricke. Pozostali tunerzy (Peter Johns, Bert van Essen, Jacek Rempała, Krzysztof Jabłoński i Witold Gromowski, Brian Karger i Graversen) mają po jednym kliencie.
To jednak wcale nie oznacza wielkich kłopotów Graversena, bo jego silniki wciąż ma wielu solidnych ligowców. Liczba zamówień w kolejnym sezonie wcale nie musi być dużo mniejsza. Otwarte pozostaje pytanie jak mniejsza reklama w GP wpłynie na zachowania słabszych zawodników, ale to okaże się dopiero w trakcie sezonu.
Czytaj więcej:
Wiadomo, kiedy PGE Ekstraliga opublikuje kalendarz
Tak Polonia wróci na salony?
ZOBACZ WIDEO: Zła atmosfera po powrocie piłkarzy do Polski. "To jest słabe"