Żużel. Kibice pamiętają go do dziś. Potrafił rozbawić wszystkich do łez

Dziś nie ma już takich żużlowców jak John Cook. Amerykanin na pierwszym miejscu stawiał zabawę. Robił to nie tylko na torze, ale także i tuż przed startem. Dzięki temu przeszedł do legendy speedwaya. W niedzielę obchodzi 64. urodziny.

Łukasz Witczyk
Łukasz Witczyk
John Cook YouTube / Wizja TV / Na zdjęciu: John Cook
Amerykanin od początku swojej kariery był w czołówce najlepszych zawodników w swoim kraju. John Cook miał stałe miejsce w reprezentacji i zdobył z nią cztery medale Drużynowych Mistrzostw Świata. Były to jeden srebrny (1985) oraz trzy brązowe krążki (1984, 1987 i 2000). Jednak zapamiętany został nie ze względu na sukcesy, a z powodu nietypowych zachowań.

Cook był po prostu showmanem. Zabawa była dla niego najważniejsza. Skupiał się na żużlu i ściganiu kolejnych rywali, ale też robił wszystko, by fani się nie nudzili na trybunach. Dlatego został zapamiętany przez fanów i po wielu latach jest wspominany także w naszym kraju. I to nie dlatego, że wygrywał bieg za biegiem.

Chciał zrobić żużel bez motocykla

Do legendy przeszedł 21 maja 2000 roku w meczu Ekstraligi. Pergo Gorzów mierzyło się z Atlasem Wrocław i to gorzowianie prowadzili 44:40. Wrocławianie mogli uratować remis, ale nic z tego nie wyszło. Cook jeszcze przed startem miał problemy sprzętowe. Jak wybrnąć z tak trudnej sytuacji? Amerykanin skradł show swoim zachowaniem. Gdyby stało się to dziś, wielu zastanawiałoby się, czy z psychiką żużlowca jest wszystko w porządku.

ZOBACZ Fredrik Lindgren jasno wskazuje cel Motoru Lublin na sezon 2023!
Cook chciał bowiem wystartować bez motocykla. To się jednak nie mogło udać (nagranie można zobaczyć TUTAJ -->>). Sędzia Wojciech Grodzki wykluczył go z powtórki, a mecz zakończył się triumfem Pergo 48:42.

- Miałem problem z gaźnikiem. Do tego przyblokowała mi się manetka gazu. Emocjonalnie pokazywałem: "dawaj mi ten motocykl! Dawaj mi tę maszynę, szybko!" Czas uciekał. "Coś za długo to trwa!" A ja pomyślałem sobie: "a dam sobie radę!" Ustawiłem się do biegu i chciałem ruszyć. Miałem dobry ubaw. Zrobimy sobie żużel bez motocykli! Dawać! - wspominał po latach w wywiadzie udzielonym WP SportoweFakty.

Polska nie była dla niego najważniejsza

Karierę w Europie rozpoczynał od Wysp Brytyjskich. Tam systematycznie notował coraz lepsze rezultaty i piął się w górę żużlowej hierarchii. Dobrze spisywał się także na arenie międzynarodowej, co owocowało powołaniami do reprezentacji USA na najważniejsze zawody.

W Polsce jeździł mało. W 1993 roku podpisał kontrakt z Apatorem Toruń, ale pojechał tylko w jednym meczu. - Na pewno był to dla mnie pewien zawód, nie tak sobie wyobrażałem start w Polsce. Wielka różnica między czasami, gdy ścigaliśmy się w latach 80-tych w Polsce, a tym co było dziesięć-piętnaście lat później. Ja też byłem trochę rozdarty, bo byłem zaangażowany w skutery wodne, jeździłem w Szwecji, a Polska nie do końca była u mnie priorytetem - mówił "Kowboj".

Do naszego kraju wrócił w 1999 roku, gdy związał się umową z Atlasem Wrocław. Tym razem dostał dwie szanse. Więcej ścigał się w kolejnym sezonie w barwach zespołu z Dolnego Śląska. Wystąpił w 12 meczach i wykręcił średnią 1,579. Jak na obcokrajowca był to przeciętny wynik.

- Greg polecił mnie i wylądowałem we Wrocławiu. Podjąłem się jazdy, ale wiedziałem, że będą ode mnie oczekiwać wielu punktów. Nie miałem żadnych problemów. To była wielka sprawa ścigać się na takim stadionie, na którym odbywały się wielkie imprezy sportowe - wspominał. Dodajmy, że jest on jedynym Amerykaninem, który zdobył tytuł Indywidualnego Mistrza Szwecji.

Szukał adrenaliny po zakończeniu kariery

Cook uwielbiał sporty ekstremalne. Gdy zdecydował się na zakończenie kariery w 2001 roku, szukał innego sposobu na to, by móc rywalizować z innymi. Postawił na wyścigi na skuterach wodnych i to był strzał w dziesiątkę. Amerykanin był bowiem w jednej z niższych kategorii czwartym zawodnikiem świata.

Po kilku latach postanowił wrócić do żużla. Po "Kowboju" nie było widać rozbratu z torem. W 2006 roku miał poważny wypadek na motocrossie, wskutek którego doznał kontuzji pleców. Wrócił do zdrowia, ale musiał na dobre wycofać się ze ścigania.

- Nie zmieniałbym zbyt dużo. Myślę, że lepiej bym wyszedł na tym, gdyby w moich czasach było Grand Prix. W najlepszym sezonie mogłem pojechać nawet o medal. Na szczęście w żużlu nie miałem zbyt wielu kontuzji. Byłem rozdarty między Jet Ski (wyścigi skuterów wodnych) a żużlem. Moja kariera po 2000 roku nie była taka jak być powinna. Nie pamiętam, żebym opuścił w swojej karierze jakieś ważne zawody dla mnie. Niczego nie żałuję - stwierdził Cook.

Czytaj także:
Cieślak będzie komentował mecze ligowych rywali?! Jasne stanowisko Canal+
Puka do ekstraligowego składu Włókniarza. "Nie będę na sobie wywierał sztucznej presji" [WYWIAD]

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×