Konrad Cinkowski: Bardzo dobre wyniki w ojczyźnie sprawiły, że w ostatnim czasie twoje nazwisko pojawiło się na WP SportoweFakty. Opowiedz na początek coś o sobie.
Finn Reed, reprezentant Nowej Zelandii: Mam szesnaście lat i kończę właśnie ostatnią klasę liceum. Po skończeniu szkoły zamierzam udać się na praktyki. Na co dzień poza szkołą również pracuję w warsztacie maszynowym u mojego taty. Bardzo interesuje mnie mechanika i wszelkie powiązane z nią prace, więc często również naprawiam, czy to stare samochody, czy motocykle, również te żużlowe.
Mój pierwszy kontakt z żużlem był ponad dziesięć lat temu, kiedy to, jako 5-latek towarzyszyłem mojemu tacie w parku maszyn podczas zawodów, na które to wrócił chwilowo ze sportowej emerytury.
W przeszłości na żużlu ścigał się twój tata, ale i dziadek. Czy to sprawiło, że ty niejako byłeś skazany na to, by być trzecim pokoleniem żużlowym w rodzinie Reed?
Nie wydaje mi się. Ja przed żużlem dużo jeździłem na motocrossie, a ani tata, ani mama nie zmuszali mnie do tego, że mam iść w żużel. Wręcz przeciwnie, zawsze mnie wspierali i zachęcali do aktywności sportowej, niezależnie, co bym wybrał.
ZOBACZ Wielka impreza i pakiet sponsorski dla klubu z PGE Ekstraligi?
W Nowej Zelandii popularnymi sportami są rugby, siatkówka, czy też krykiet. Próbowałeś kiedyś któregoś z tych sportów?
Naturalnie. Grałem w rugby, koszykówkę oraz hokej.
Po raz pierwszy usłyszeliśmy o tobie kilka tygodni temu, kiedy to niespodziewanie zająłeś trzecie miejsce w mistrzostwach Nowej Zelandii wśród seniorów. Spodziewałeś się podium w Invercargill?
Absolutnie! To był mój dopiero trzeci występ na pięćsetce, a tutaj niespodziewanie udało się odnieść kilka zwycięstw i dostać do głównego finału. Miejsce na podium było już dla mnie totalnie czymś surrealistycznym.
Na kolejny sukces długo nie czekałeś, bo ledwie kilkanaście dni później zająłeś miejsce na podium wśród juniorów.
Zgadza się, ale to nadal pierwsze moje kroki w żużlu. Na pewno tutaj również miejsce w czołowej trójce było czymś niesamowitym.
Pół żartem, pół serio można powiedzieć, że Hayden Brookland zrewanżował się w finale juniorskim za to, że pokonałeś go w finale seniorów.
Przez ostatnie lata stoczyliśmy kilka naprawdę dobrych wyścigów w zawodach juniorskich (mniejszej klasie od 500cc - dop. red.), więc nie mogłem się doczekać również ścigania z nim na pięćsetce. Zemsta? Tak, to było zdecydowanie to (śmiech).
Który z turniejów był dla ciebie trudniejszy?
Na pewno młodzieżowe zawody, bo była już na mnie pewnego rodzaju presja związana z dobrym wynikiem seniorskich mistrzostw.
Przygotowując się do tego wywiadu, trafiłem na artykuł o tobie i zapowiedź, że chciałbyś się niedługo wybrać do Australii, ale jednak, aby zacząć profesjonalną karierę, to myśleć trzeba o Europie.
Ściganie w Europie na pewno jest czymś, co jest celem mojej kariery, ale Australia byłaby dla mnie takim kamieniem milowym, bo poziom żużla w tym kraju jest na tyle świetny, że daje możliwość konkurowania z dobrymi zawodnikami.
Miałeś już jakieś zapytania z europejskich klubów?
Jeszcze nie.
A załóżmy, że czytają ten wywiad menadżerowie, czy to z Polski, czy z Wielkiej Brytanii. Jesteś gotów na wyzwania, jakie niesie ze sobą przeprowadzka do Europy?
Tak! Byłby to też dla mnie znak, że podążam w dobrą stronę. A który kierunek? Oba są dobre i zacząłbym tam, skąd pojawiłaby się oferta.
W tym roku na nowozelandzkich torach zabrakło dwóch najlepszych waszych zawodników, czyli Jake'a Turnera i Bradley'a Wilson-Deana. Czy możesz liczyć na ich pomoc w rozwoju swojej kariery?
Kiedy byłem młodszy, to Bradley Wilson-Dean kilkukrotnie gościł w Invercargill, aby prowadzić nasze treningi, więc zawsze wiele nas nauczył i przekazał dużo cennych wskazówek i informacji. Na pewno jest to duży atut nowozelandzkiego żużla.
Chciałbym jeszcze poruszyć temat sytuacji żużla w twoim kraju. Co sądzisz o jego stanie i poziomie?
Niestety, ale w ostatnich latach solowe zawody u nas mocno podupadły, ale jest jeszcze kilku zawodników, także szybkich juniorów, którzy gdzieś się trzymają i ten żużel nadal mamy.
W młodzieżowych mistrzostwach wystartowało zaledwie siedmiu zawodników. Marne perspektywy na przyszłość...
No tak, siedmiu zawodników, to duże rozczarowanie, ale mam nadzieję, że za kilka lat pojawi się u nas jeszcze kilku młodzieżowców, którzy przejdą z młodszych klas juniorskich.
A ile obecnie macie torów do jazdy na żużlu?
Trzy. Są one w Invercargill, Christchurch oraz w Auckland.
Czytaj także:
Za kilka miesięcy mogą być zmuszeni przebudować cały skład!
Nie łapał się do składów polskich drużyn, a dziś jest w TOP ligi. Marzy o PGE Ekstralidze