Żużel. Po bandzie: Jesteśmy to Andriejowi winni [FELIETON]

WP SportoweFakty / Sonia Kaps / Na zdjęciu: Andriej Kudriaszow
WP SportoweFakty / Sonia Kaps / Na zdjęciu: Andriej Kudriaszow

- Jako sportowiec rosyjskiego pochodzenia Kudriaszow stał się też, niestety, ofiarą bezsensownej wojny. Nie mogąc wykonywać zawodu, w który zainwestował - pisze w swoim felietonie Wojciech Koerber.

"Po bandzie" to cykl felietonów Wojciecha Koerbera, współautora książek "Pół wieku na czarno" i "Rozliczenie", laureata Złotego Pióra, odznaczonego brązowym medalem PKOl-u za zasługi dla Polskiego Ruchu Olimpijskiego.

***

Poruszyły mnie doniesienia o zdrowotnej i życiowej sytuacji Andrieja Kudriaszowa. Członka żużlowej rodziny. Jednego ze środowiska.

Na zawodników staram się spoglądać z różnych kątów. Często dostrzegam w nich egoistów, po starcie widzących jedynie dojazd do pierwszego łuku po swoim torze jazdy. Czyli czubek własnego nosa. I nie ma się co dziwić, trzeba być w jakimś stopniu egoistą, by osiągnąć sukces w sporcie indywidualnym. Wówczas życiowe przywary stają się atutami na polu sportowej walki.

Są też zawodnicy, którzy z zimną krwią potrafią wydusić z klubu ostatnią złotówkę. Bo przecież to oni ryzykują życiem. I dlatego im się należy... Guzik prawda. Owszem, ryzykują, lecz na własne życzenie. Nikt ich do tego zajęcia siłą nie zapychał, wybrali to z miłości. Dla zaspokojenia ambicji i pasji, dla poklasku i popularności, dla zabezpieczenia przyszłości. Po prostu - by żyło im się dobrze. A tym najlepszym zwłaszcza w Polsce powodzi się wyjątkowo, wspominałem ostatnio o naszych żużlowcach i skoczkach, jacy to szczęściarze. Bo mogli się przecież urodzić gdzieś, gdzie ta pasja nie dałaby im nic.

ZOBACZ Darcy Ward szczerze o porównaniach z Bartoszem Zmarzlikiem. "Od 2016 roku walczylibyśmy o tytuły"

Niektórzy sportowcy zwykli też mawiać, że coś im się należy, bo przecież poświęcają się dla ojczyzny. To, rzecz jasna, kolejny absurd. Otóż w pierwszej kolejności poświęcają się dla siebie i bliskich, natomiast dla ojczyzny przy okazji. Ludzie lubią też podkreślać, że oto musieli poświęcić kawałek dzieciństwa i młodości, by do czegoś w sporcie dojść. Bzdura, mieli mnóstwo szczęścia, że od maleńkości mogli robić to, co dawało im przyjemność. Spełniali się sportowo, dzięki czemu od początku byli kimś i wiedzieli, którą drogą iść. Nie przegrywali życia w bramie z kapturem na głowie.

Powyższe słowa odnoszą się, rzecz jasna, do stereotypów, bo wśród sportowców jest wielu wartościowych ludzi, potrafiących się dzielić swoim sukcesem. Na różny sposób. Którzy potrafią być kapitalnymi ambasadorami dyscypliny, kraju czy regionu. Patrz Iga Świątek, wciąż młodziutka dziewczyna, a jak bardzo dojrzała i świadoma. Czy ona coś poświęciła? Coś bez wątpienia, lecz to chyba nic przy tym, ile zyskała, przechodząc przyspieszony kurs dojrzewania. W tak młodym wieku poznając świat i jego uroki. Miło, że potrafi też zwracać uwagę ludzkości na dramat dziejący się w Ukrainie. Że nie jest obojętna, a wrażliwa i empatyczna. Kiedy trzeba - twarda, kiedy trzeba - troskliwa. Przykładów sporo.

Andriej Kudriaszow nie jest chłopakiem, który w sporcie żużlowym dorobił się milionów. Jest jednym z tych, który pokochał skręcanie w lewo i chciał mieć w branży swoje miejsce. Chciał żyć ściganiem i ze ścigania. Jako sportowiec rosyjskiego pochodzenia stał się też, niestety, ofiarą bezsensownej wojny. Nie mogąc wykonywać zawodu, w który zainwestował. To jednak drobnostka przy tym, co spotkało go w ostatnim czasie. Dramatyczna diagnoza lekarska, rozłąka z rodziną, niemożność przebywania z bliskimi. Możemy sobie tylko próbować wyobrazić, jak jest mu ciężko i jak bardzo musi się zmagać z życiem.

W takich chwilach chciałbym tylko zaapelować o jedno - zróbmy wszystko, by Andriej Kudriaszow poczuł obok siebie ciepło drugiego człowieka. By nasza postawa dodawała mu wiary, otuchy, siły. Pomóżmy mu pod każdym możliwym względem - mentalnie i finansowo. Bo, umówmy się, to drugie też nic nie kosztuje tak wielkiej rodziny, jaką jest polska rodzina żużlowa. W takich chwilach jesteśmy to winni każdemu, kto uprawia tę piękną, ale i niezwykle ciężką, brutalnie doświadczającą dyscyplinę.

W tym akurat wypadku warto podkreślić, że Kudriaszow robił to dla siebie, ale i dla nas. I że w pierwszej kolejności jest teraz człowiekiem, nie sportowcem. Człowiekiem. Bez względu na to, gdzie się urodził.

Bardzo trzymam kciuki, Andriej!

Wojciech Koerber

Zobacz także:
- Wielki gest Sajfutdinowa. Nie zawahał się pomóc Kudriaszowowi 
Rozległy rak skóry. W trybie natychmiastowym kończy karierę