Eddie Castro urodził się 24 lutego 1959 roku. Do żużla trafił natomiast jako 21-latek, szybko przebijając się do krajowej czołówki. Nigdy nie odniósł spektakularnych sukcesów, ale mimo to jest niezwykle barwną i znaną postacią na amerykańskich torach.
Potrafił jednak zwyciężyć chociażby w Wiosennym Klasyku w 1999 roku czy Pucharze Jacka Milne i to jako 50-letni zawodnik. Miał także okazję ścigać się w Wielkiej Brytanii. Znalazł się w składzie drużyny Dream Team, która odbyła tournee po Wyspach. W 2011 roku był nawet jej kapitanem.
Przypadkowa diagnoza
Na początku sezonu 2015 zanotował upadek, wskutek którego musiał przejść operację kręgosłupa. Nie spodziewał się jednak, że ten zabieg wywróci jego życie o 180 stopni.
Przejmująca deklaracja Kudriaszowa. Mówi o oddawaniu pieniędzy ze zbiórki i kosztach leczenia
Przypadkowo wykryto u niego wówczas sporego guza oraz raka jelita grubego. Co więcej, choroba już zaczęła rozprzestrzeniać się w jego organizmie - komórki rakowe dotarły do wątroby.
Zamiast wrócić na tor, Castro musiał rozpocząć chemioterapię. Poprawa przyszła nadspodziewanie szybko, a sam zawodnik poczuł się na tyle dobrze, że mógł wrócić do ścigania.
Wielki powrót
Od wykrycia guza i rozpoczęcia chemioterapii do ponownego udziału w zawodach minął... niespełna rok. Już 5 marca 2016 Castro znalazł się w obsadzie turnieju "Season Opener" na torze Ventura Raceway.
Zajął w nich czwarte miejsce, ustępując m.in. Billy'emu Janniro. Największym wydarzeniem dnia był jednak jego powrót do jazdy. Kibice przyjęli go owacjami.
Od tamtej pory regularnie ściga się na amerykańskich torach i w ogóle nie widać po nim śladów choroby, ani upływających lat. Castro nawet po sześćdziesiątce prezentuje ofensywny i bardzo efektowny styl jazdy.
Walka o Grand Prix
Eddie Castro regularnie przystępuje do walki o jazdę w... cyklu Grand Prix. Pojawia się w obsadzie amerykańskich eliminacji. W ostatnich - przeprowadzonych 10 grudnia 2022 roku - wywalczył cztery punkty i w pokonanym polu pozostawił chociażby Wilbura Hancocka.
Wciąż potrafi zwyciężać. W październiku był najlepszy w turnieju w Costa Mesa. Doszło tam do niecodziennego wyścigu finałowego, w którym łączny wiek uczestników wyniósł 245 lat.
Co więcej, 63-letni Castro nie był najstarszym zawodnikiem w stawce. Pojechał bowiem także urodzony trzy lata wcześniej Bobby Schwartz, mistrz świata w drużynie i parach z początku lat 80. XX wieku. Castro był w tych zawodach bezbłędny.
Mógł także zaprezentować się przy okazji ostatniego spotkania USA - Reszta Świata. Castro w Bakersfield zrobił wielkie show, pokonując znacznie młodszych od siebie rywali. Nagrodą było przystąpienie do wyścigu m.in. z Maxem Rumlem i Tomem Brennanem.
Biorąc pod uwagę jego obecną formę oraz nastawienie do życia, należy spodziewać się, że jeszcze przez kilka lat będzie można podziwiać jego jazdę na amerykańskich torach.
Czytaj także:
- Wygrał wszystko i uciekł z Polski. Komunistyczne władze nazwały go zdrajcą
- Vaclav Milik junior przerósł wyniki seniora. Ten mistrzem został... poza żużlowym torem