Tomasz Wójcik: Tegoroczny sezon dla Ciebie dobiegł już końca. Jesteś zmęczony po nim?
Ronnie Jamroży: Tak, sezon dobiegł końca. Był pewien okres w sezonie, kiedy poczułem się zmęczony, ponieważ miałem dość napięty terminarz startów, ale ogólnie nie narzekam i był to dobry sezon.
Na ten rok postanowiłeś związać się z klubem z Rybnika. Czy jesteś zadowolony z tej decyzji?
- Można powiedzieć, że jestem zadowolony. Podczas sezonu w Rybniku panowała fajna atmosfera. Poznałem dużo przyjaznych ludzi, a moje wyniki były na poziomie zadowalającym zarząd i kibiców.
Byłeś jednym z liderów RKM ROW-u Rybnik. Jaka jest szansa, że będziesz jeździł z "Rekinem" na piersi w następnym roku?
- Szansa jest. Myślę, że w niedalekiej przyszłości usiądziemy do rozmów i zobaczymy, co z tego wyniknie. Jest chęć dalszej współpracy z obu stron, a to najważniejsze. Mam nadzieję, że będę miał dobre warunki do dalszego rozwoju.
Twoja średnia biegopunktowa w sezonie 2009 to ponad 1,9 i jest to dziewiętnasta średnia wśród wszystkich sklasyfikowanych żużlowców I ligi. Czy jesteś usatysfakcjonowanym tym wynikiem?
- Jest to bardzo dobry wynik, który zaowocował znalezieniem się w piątce najlepszych Polaków I ligi, którzy startują w Finale Złotego Kasku. Ale zawsze może być jeszcze lepiej. Przez długi czas moja średnia była wyższa, jednak po ostatnim meczu spadła poniżej 2. Przed tym sezonem, moim założeniem był wynik właśnie w okolicach 2, więc można powiedzieć, że nie wykonałem planu w 100 procentach.
Ten rok był udany dla Ciebie. Wysoka średnia, o której mówiliśmy wcześniej, a do tego doszły sukcesy na arenie międzynarodowej, bo do takich należy zaliczyć 4 miejsce w Finale Indywidualnych Mistrzostw Europy i 3 miejsce w Finale Mistrzostw Europy Par. Czy był to szczyt Twoich możliwości?
- Cały czas staram się być lepszym zawodnikiem, pracuje nad sobą i sprzętem. Ten sezon był udany, jednak ostatni bieg Indywidualnych Mistrzostw Europy będzie śnił mi się po nocach (śmiech – dop. T.W.) . Będę dalej pracował, aby kolejny sezon był lepszy od tego.
W Szwecji także dobrze Ci szło. Twoja drużyna z Mariestad zaciekle walczyła o awans do Elitserien. Ostatecznie w biegach dodatkowych zostaliście pokonani. Czy w klubie bardzo przeżywali tą porażkę?
- W klubie wszyscy bardzo przeżyli tą porażkę. Mówię tu o działaczach i zawodnikach. Były to bardzo pechowe spotkania dla nas, masa defektów i dziwnych wykluczeń. Na koniec mieliśmy biegi dodatkowe, które rozstrzygnęły wszystko na naszą niekorzyść. Gdybyśmy awansowali było pewne, że dalej jeździłbym w tym klubie.
Pod koniec sezonu związałeś się z ukraińską drużyną Szachtar Czerwonograd i w jej barwach wystąpiłeś w kilku meczach. Czy w przyszłym roku będziesz kontynuował kierunek na wschód?
- Nie wiem czy dalej będę jeździł na Ukrainie, pomyślę o tym zimą. Raz jechałem na Ukrainę ze Szwecji i było to bardzo męczące, dlatego zobaczę jak ułoży się terminarz.
Opowiedz proszę jak wygląda żużel na Ukrainie.
- Żużel w każdym kraju jest inny. Tak jest też na Ukrainie, jest zróżnicowany poziom sportowy, który na pewno zawyżają Polacy. Tory długością podobne są do polskich. Na mecze przychodzi dość sporo kibiców, którzy jak się cieszą to gwiżdżą. Ludzie ogólnie są mili i przyjaźnie nastawieni.
W sierpniu wybrałeś się do dalekiego Togliatti, gdzie wystartowałeś w Finale IME. Czy gdybyś miał jeszcze raz organizować taką wyprawę, to podjąłbyś się takiego wyzwania? Coś można było zrobić lepiej?
- Jeśli byłby to finał IME to tak. Wiadomo, że taka wyprawa wiąże się z dużymi kosztami i dość trudną logistyką. Przy kolejnej podróży do Rosji będę na pewno mądrzejszy o pewne doświadczenia. Wydaje mi się jednak, że dotarłem na ten finał, w najlepszy sposób jaki mogłem. Miałem propozycję przylotu na zawody do Togliatti w październiku, ale odmówiłem z powodu braku wizy.
W tym roku nie mogłeś narzekać na sprzęt, który spisywał się bardzo dobrze i praktycznie nie notowałeś defektów. Kto czuwa nad Twoimi silnikami?
- Faktycznie od pierwszych treningów sprzęt spisywał się bez zarzutów. Był bezawaryjny i szybki. Od paru lat współpracuję z rodziną Krawczyków i jestem bardzo zadowolony. Mam nadzieję, że tak samo owocnie będzie w przyszłym sezonie.
Pewnego majowego dnia nie będziesz mile wspominał. W wyniku upadku podczas treningu na torze motocrossowym, złamałeś obojczyk i miałeś przymusową przerwę w startach na torze żużlowym. Czy bez tej kontuzji, sezon mógł być jeszcze lepszy dla Ciebie?
- Jestem pewny, że tak. Kontuzja, której się nabawiłem na crossie, wybiła mnie z rytmu. W okresie przed tym upadkiem notowałem bardzo dobre wyniki, wiec myślę, że moja forma byłaby stabilna. Po przerwie potrzebowałem trochę czasu, żeby notować wyniki sprzed kontuzji.
Na leczenie złamanego obojczyka poleciałeś do Anglii, gdzie w Ipswich doktor Brian Simpson w swojej klinice przyspieszał zrastanie się uszkodzonej kości. Czy ta wyprawa na Wyspy Brytyjskie miała sens?
- Jak najbardziej, gdyby nie ten wyjazd, okres mojej rekonwalescencji potrwałby minimum osiem tygodni. Ja wróciłem na tor po trzech. Przez następne dwa tygodnie jeździłem z bólem, ale miałem kontakt z motorem i to było najważniejsze.
Odczuwasz jeszcze jakieś skutki tamtej kontuzji?
- Skutków nie odczuwam, jedynie moja kość jest krzywa. Nie przeszkadza mi to jednak w normalnym funkcjonowaniu.
Myślisz już o kolejnym sezonie? Kiedy zaczynasz przygotowania do niego?
- Cały czas mam masę pomysłów w głowie odnośnie nowego sezonu. Przygotowania ogólnorozwojowe rozpocznę w grudniu, a sprzętowe w momencie podpisania kontraktu. Chcę być jeszcze lepiej przygotowany, żeby zrobić kolejny krok na przód.
Chciałbyś komuś podziękować?
Tak, przede wszystkim moim sponsorom, którzy mnie wspierali cały sezon. Serwisowi www.alelazienka.pl i firmom Legante, Hanbud i Markan. A także kibicom, którzy przychodzili licznie nas dopingować.