Australijczyk od początku sezonu prezentuje się poniżej oczekiwań i tylko w jednym meczu zdołał zdobyć więcej niż 10 punktów. Bez znaczącej poprawy jego dyspozycji grudziądzanie nie mają co myśleć o utrzymaniu w PGE Ekstralidze.
W najbliższych tygodniach ZOOleszcz GKM Grudziądz czekają cztery bardzo trudne mecze przeciwko Betard Sparcie Wrocław i Platinum Motorowi Lublin.
- Wiem, jakie są oczekiwania ode mnie i skupiam się na swoim wyniku. Jesteśmy na ostatnim miejscu, ale wiemy, że to niedługo może się zmienić. Walka nie została zakończona. Moja prędkość jest naprawdę dobra, a teraz ja muszę dołożyć swoją część do wyniku. Czuję się naprawdę dobrze i czekam na kolejne mecze - komentuje Max Fricke.
ZOBACZ WIDEO: Rok temu wprowadzono rewolucję regulaminową. Kubera i Dobrucki o tym, co wymaga poprawy
Przez moment wydawało się, że zawodnik może stracić swoje miejsce w składzie. Początek sezonu nie był w jego wykonaniu zbyt imponujący.
- Moim zdaniem początek sezonu w PGE Ekstralidze wcale nie jest dla mnie taki zły. Miałem jeden bardzo słaby występ w Grudziądzu. Miałem wtedy kiepski dzień i czasem po prostu tak się zdarza. Wcześniej dwa razy zdobyłem dziewięć punktów, a od tego czasu zaliczyłem już dużo lepsze występy - dodaje.
Jego zdaniem jeden rezerwowy zawodnik czekający na swoją szansę nie wpływa negatywnie na atmosferę w drużynie.
- Walka o miejsce w składzie nigdy nie jest dla nikogo przyjemna. Mnie to aż tak bardzo nie dotyka. Z drugiej strony, gdyby się coś zdarzyło, to jeden zawodnik więcej może być naszym dużym atutem. Skupiam się na swojej robocie, a tymi sprawami niech się zajmują inni - przyznaje Fricke.
Czytaj więcej:
Ten uraz zakończył już jedną karierę
Thomsen po pierwszych badaniach