Pechowo dla Dominika Kubery, przedstawiciela Platinum Motoru Lublin, zakończył się jeden z treningowych przejazdów przed rundą Grand Prix na PGE Narodowym w Warszawie. 24-letni zawodnik zanotował upadek, który okazał się fatalny w skutkach. Drugi obecnie najlepszy polski żużlowiec natychmiastowo przeszedł operację kontuzjowanego kręgu piersiowego T12.
Niepokoić mogły za słowa Marcina Gortata, kibica Motoru Lublin. - Straciliśmy fantastycznego człowieka i zawodnika, kto wie, czy nie na cały sezon. Odniósł on katastrofalną kontuzję, która wymaga pełnego wygojenia. Upewnienia się, że człowiek jest silny, mocny i zdrowy. Jeśli tego się nie zrobi, to kolejny upadek i kontuzja, może zakończyć się katastrofalnie - mówił były koszykarz (więcej TUTAJ).
Trudno jednak wyrokować, czego dokładnie dotyczy uraz Dominika Kubery. Zawodnik i jego klub nie przekazali szczegółów dotyczących kontuzji. - Uraz kręgu może być przeróżny. Zależy, co dokładnie zostało uszkodzone: łuk, trzon, wyrostek poprzeczny czy inna część. Większość osób poprzez złamanie kręgu ma na myśli sam trzon kręgu. To jednak nie zawsze tak jest. Trudno też powiedzieć coś o metodach leczenia. Odpowiedzenie kilkoma zdaniami na tak złożoną sprawę graniczy z cudem. Każdy przypadek należy analizować osobno. Nie widziałem zdjęć kontuzji Dominika Kubery, więc nie mam szans ocenić, jak poważny to uraz - przekazał nam jeden z lekarzy.
- Najlżejszym złamaniem kręgu jest złamanie blaszki czy też wyrostka poprzecznego. Jest to bolesne, ale de facto leczenie takiego urazu jest zachowawcze, czasami nawet nie wymaga gorsetu. W najgorszym wypadku wymaga założenie gorsetu, unieruchomienia, ale nie gipsowego. Czym innym jest wieloodłamowe złamanie kręgu z przemieszczeniem. W tym przypadku sprawa jest poważna. Jeśli chodzi o nazwijmy to kręgi mniej ważne, to takim jest np. kość guziczna, która znajduje się na samym dole kręgosłupa. Im wyższe partie kręgosłupa, tym większy jest problem. Im niżej kręgosłupa, tym ewentualny uraz może być mniej opłakany w skutkach. To nie zawsze jest jednak takie proste, bo ponownie podkreślę, że wszystko zależy od tego, co towarzyszy złamaniu kręgu - dodaje nasz rozmówca.
ZOBACZ WIDEO: Geneza problemów GKM-u Grudziądz. Wszystko zaczęło się we wrześniu zeszłego roku
Urazy kręgosłupa zmorą selekcjonera kadry
Coś o urazach kręgosłupa wie Rafał Dobrucki, obecny selekcjoner reprezentacji Polski. Były żużlowiec aż trzykrotnie zmagał się z urazami tej części ciała. - Nie jest to kontuzja złamania obojczyka, która w żużlu jest czymś normalnym. Złamanie kręgosłupa to inna bajka. Trochę doświadczenia z tym mam. Zawsze było ryzyko utraty władzy nad ciałem - mówi Dobrucki dla WP SportoweFakty.
Z pierwszym takim urazem wiąże się zaskakująca anegdota. Nasz rozmówca zdradza, że dopiero po kilku latach wyszło na jaw, że... złamał jeden z kręgów szyjnych! - Do złamania doszło w 1997 roku. Byłem wtedy tak poobijany, że nie wiedziałem, która część ciała boli mnie bardziej. Miałem przerwę w startach, ale dokończyłem sezon. O tym, że miałem złamany kręg szyjny, dowiedziałem się dopiero w 2000 roku, gdy zanotowałem kolejny groźny upadek. Na badaniach okazało się, że kilka lat wcześniej złamałem kręgosłup. Wówczas konieczna była operacja, której poddałem się pod koniec 2000 roku. To była pierwsza moja styczność z taką kontuzją - mówi selekcjoner reprezentacji Polski.
Następnie Dobrucki urazu kręgosłupa nabawił się w 2005 roku. Wówczas złamane zostały kręgi lędźwiowe. - Miałem zespolone trzy kręgi do siebie. Miałem dwunastocentymetrowy stelaż w plecach, który stabilizował kręgosłup. Dzięki temu w następnym sezonie mogłem normalnie jeździć na żużlu. Po zakończonych rozgrywkach miałem kolejną operację, która polegała na wyciągnięciu stelaża.
Do trzech razy sztuka
Najgorsze nadeszło jednak sześć lat później. W 2011 roku Rafał Dobrucki uczestniczył w wypadku, który zakończył się złamaniem kręgów piersiowych. W tej sytuacji obyło się bez operacji, co też było jednoznaczne z zakończeniem przez niego kariery żużlowca.
- Najbardziej dotkliwa była ostatnia kontuzja, która przyspawała mnie do łóżka na dłuższy czas. Ten przypadek akurat nie był operowany. Mimo tego, że po samym upadku wielu specjalistów wypowiadało się, że klasyfikuje się do operacji. Lekarz, który "składał" mnie wcześniej, sugerował leczenie zachowawcze bez operacji, bo ryzyko, że coś się nie powiedzie, było bardzo duże - podkreśla Dobrucki.
Obecny selekcjoner reprezentacji Polski na żużlu w ciągu 11 lat aż trzykrotnie łamał kręgosłup. - Można sobie wyobrazić, czy czuję dyskomfort. Delikatnie mówiąc, mam ograniczone możliwości ruchowe. W trakcie trwania kariery nie było to jednak coś, co mogło mnie powstrzymać od dalszej jazdy. Po okresach rehabilitacji wracałem do żużla. Na drugi dzień po upadkach dopytywałem, ile będę musiał odpoczywać. Z wyjątkiem ostatniej kontuzji. Jak zobaczyłem, w jakim stanie jest mój kręgosłup, to nie było opcji, by wrócić na tor - zakończył Rafał Dobrucki.
Wracając do Dominika Kubery. Wszystkim sympatykom, nie tylko Motoru Lublin, spadł kamień z serca, gdy podczas poniedziałkowego meczu PGE Ekstraligi, dzień po operacji, zawodnik pojawił się na trybunach lubelskiego stadionu. Najbliższy czas 24-latek będzie musiał jednak poświęcić na rehabilitację i powrót do sił. Czeka go zatem długi rozbrat z motocyklem. Za wcześnie jest jeszcze, by mówić jak długi.
Zobacz także:
PSŻ wypożyczyło zawodnika
Holder szybciej wróci na tor?