Żużel. Smektała lubi jeździć w Częstochowie. Tego mu brakowało, kiedy był we Włókniarzu

WP SportoweFakty / Patryk Kowalski / Na zdjęciu: Bartosz Smektała
WP SportoweFakty / Patryk Kowalski / Na zdjęciu: Bartosz Smektała

Dla Bartosza Smektały niedzielny mecz w Częstochowie był bardzo ważny. Odchodził z Włókniarza jako zawodnik drugiej linii, a wrócił jako filar Unii Leszno. Już podczas prezentacji przekonał się, że wciąż ma w tym mieście kibiców.

Bartosz Smektała w niedzielny wieczór wrócił na częstochowski tor, by ścigać się o punkty w PGE Ekstralidze. Po kilku miesiącach rozbratu z tamtejszym obiektem, tym razem przywdział biało-niebieskie barwy.

Leszczynianin już podczas prezentacji przekonał się, że w Częstochowie nadal ma wielu fanów. - Cieszyłem się, że mogłem tutaj wrócić, bo lubię tutaj jeździć. Miło mi, że mnie tak powitano, bo jak przywiozłem zerówki w ubiegłym sezonie, to kibice raczej gwizdali (śmiech). Te lata, które tu byłem, to nie punktowałem wybitnie, ale na pewno pomagałem drużynie i dziękuję fanom, że tak mnie powitali - powiedział w pomeczowej mix-zoned.

Smektała spotkanie w Częstochowie rozpoczął w najlepszy możliwy sposób, bo od wygranej. Za swoimi plecami przywiózł do mety Leona Madsena i Kacpra Worynę. - Wykorzystałem pierwsze pole i ścieżkę przy krawężniku, więc udało się wygrać. Tak jak wspomniałem, ja tu lubię jeździć, ale jak byłem zawodnikiem Włókniarza, to im więcej trenowałem, to brakowało mi takiego "głodu" do tego toru. Bo jak przyjeżdżam raz czy dwa w sezonie, to byłem taki naładowany - dodał.

ZOBACZ WIDEO: Motor Lublin po sezonie wymieni nawierzchnię?

Pierwsza część meczu na północy województwa śląskiego była dla Smektały zadowalająca, bo zdobył siedem punktów. W drugiej dorzucił tylko bonus i to na klubowym partnerze. - Uważam, że byłem szybki i prędkość była, ale nie potrafiłem wystartować z czwartego pola, a miałem takie trzy razy: w 11., 13. i 15. biegu - dodawał w rozmowie z WP SportoweFakty.

Fogo Unia Leszno do Częstochowy przyjechała bez trzech podstawowych zawodników: Chrisa Holdera, Grzegorza Zengoty oraz Janusza Kołodzieja, a oprócz nich kontuzjowany jest również etatowy jeździec U-24 EkstraligiNazar Parnicki. - Sytuacja jest trudna i nie da się tego ukrywać. Chłopacy dali z siebie wszystko i drużyna jest zadowolona z tego, że postraszyliśmy rywala. Bardziej mobilizować nas nie trzeba, bo każdy wie, co trzeba zrobić. Wyciągamy, jak najwięcej z tego, co mamy - mówił Smektała.

Jeszcze dwa tygodnie temu tor przy ul. Olsztyńskiej zbierał same komplementy za widowisko, jakie zafundowali żużlowcy Tauron Włókniarza i For Nature Solutions KS Apatora Toruń. W niedzielę z kolei chodziła tylko wewnętrzna część toru, a dodatkowo niemiłosiernie się kurzyło.

Wydawało się, że gospodarze byli zaskoczeni tym torem, ale Jarosław Dymek zaprzeczył w rozmowie z naszym korespondentem (więcej TUTAJ), by coś poszło nie tak w przygotowaniu owalu. A czy Smektała pamięta taki tor z czasów, kiedy on ścigał się z lwem na piersi?

- Mieliśmy już kiedyś taki tor na którymś meczu ligowym. Jeśli przyjeżdżasz i używasz tego, co na treningu pasowało, to nie zawsze zagra w meczu. Dlatego często prosiłem o próbę toru, dostawałem ją i podejmowałem decyzję, raczej z dobrym rezultatem. Tymi treningami można sobie jednak napsuć - zakończył nasz rozmówca.

Źródło artykułu: WP SportoweFakty