Żużel. Włókniarz wiedział, z jakim ryzykiem się mierzy. "Sprawdziło się"

WP SportoweFakty / Patryk Kowalski / Na zdjęciu od lewej: Jaimon Lidsey, Jakub Miśkowiak, Damian Ratajczak i Kacper Woryna
WP SportoweFakty / Patryk Kowalski / Na zdjęciu od lewej: Jaimon Lidsey, Jakub Miśkowiak, Damian Ratajczak i Kacper Woryna

Tauron Włókniarz Częstochowa miał roznieść w pył mocno osłabioną Fogo Unię Leszno, lecz do tego nie doszło. Biało-zieloni co prawda wygrali 53:37, ale długo goście nie dawali im spokoju. Nawierzchnia tego dnia w Częstochowie była dość specyficzna.

Mecz Tauron Włókniarza Częstochowa z For Nature Solutions KS Apatorem Toruń sprzed dwóch tygodni był wizytówką i reklamą dla PGE Ekstraligi. Tor był przygotowany znakomicie i sprzyjał kapitalnemu widowisku. Zawodnicy mogli swobodnie obierać linie jazdy i szukać sposobu na wyprzedzanie.

Inaczej to wyglądało w niedzielę, gdy do Częstochowy zawitała Fogo Unia Leszno. Wyjazd na szeroką przez zawodników, zwłaszcza na początku zawodów, często kończył się tym, że ginęli w unoszących się tumanach kurzu. Nawierzchnia wyglądała na dość piaszczystą. Bywały biegi, w których wystarczyło nie odjeżdżać od krawężnika, by nie dać się wyprzedzić.

Można byłoby rzec, że Włókniarz przecież i tak wygrał, i to wysoko, bo 53:37. Tyle tylko, że Unia przystąpiła do zawodów bez trzech podstawowych zawodników w składzie, którzy zmagają się z kontuzjami.

ZOBACZ WIDEO: Patryk Dudek o swoich problemach. "Straszny moment życia i kariery"

- Możemy mówić o szczęściu, że taki wynik dzisiaj uzyskaliśmy, bo wydaje mi się, że powinien być dużo wyższy. Nie wiem, czy należy się cieszyć z tego zwycięstwa. Wiele pracy przed nami na tym torze - przyznawał w mixed zonie Kacper Woryna, który zdobył 13 punktów z bonusem (zobacz więcej ->>).

Ujmując to kolokwialnie, gospodarze tego dnia na swoim terenie po prostu się męczyli. Czy zatem wszystko poszło po ich myśli w trakcie przygotowywania nawierzchni do zawodów? - Tor był przygotowywany zgodnie z procedurami i tym, co chcieliśmy osiągnąć. Swoje zrobiła temperatura - powiedział w rozmowie z WP SportoweFakty Jarosław Dymek, menedżer zespołu.

Wiadomo, że w piątek na częstochowskim torze rozłożona była plandeka. Nie była to jednak decyzja odgórnie podyktowana przez PGE Ekstraligę. - Postanowiliśmy położyć plandekę, ponieważ widzieliśmy, że istnieje mocne ryzyko dłuższych intensywnych opadów deszczu, niż pięciominutowych. Sprawdziło się, trochę popadało i w momencie, gdy ściągaliśmy plandekę, to miała ona na sobie dość sporą ilość wody. Sądzę więc, że pomogła - wytłumaczył Dymek i dodał, że fakt rozłożenia plandeki nie miał wpływu na to, co zastaliśmy w niedzielę.

- Była ona ściągana dzień przed meczem w godzinach południowych. Tor był przygotowywany zgodnie ze sztuką - podkreślił menedżer Tauron Włókniarza.

Teraz przed częstochowianami wyjazd do Krosna na starcie z beniaminkiem, Cellfast Wilkami. Ten mecz zaplanowano na piątek, na godzinę 20:30. Celem Włókniarza jest wywiezienie z Podkarpacia zwycięstwa. Będzie o nie trudno, jeżeli nie poprawi się Jakub Miśkowiak, który przeciwko Unii Leszno zdobył tylko 4 punkty z bonusem.

- Męczył się na tym torze, był wolny. Ewidentnie coś mu nie poszło. To tylko wpłynie na to, że Kuba jeszcze mocniej popracuje nad swoim sprzętem, aby to miało przełożenie na jego dyspozycję - skomentował postawę Miśkowiaka Jarosław Dymek.

Czytaj również:
Unia ma patent na tor w Częstochowie

Źródło artykułu: WP SportoweFakty