Po bandzie: Wykopaliska Zmarzlika [FELIETON]

WP SportoweFakty / Michał Chęć / Na zdjęciu: Bartosz Zmarzlik
WP SportoweFakty / Michał Chęć / Na zdjęciu: Bartosz Zmarzlik

- Ja od niego jazdy parą nie wymagam, ma inne wyjątkowe atuty. Miło byłoby jednak, gdyby po prostu nie wjeżdżał w tor jazdy koledze. Zwłaszcza szesnastoletniemu - pisze w swoim felietonie Wojciech Koerber.

"Po bandzie" to cykl felietonów Wojciecha Koerbera, współautora książek "Pół wieku na czarno" i "Rozliczenie", laureata Złotego Pióra, odznaczonego brązowym medalem PKOl-u za zasługi dla Polskiego Ruchu Olimpijskiego.

***

W miniony weekend Bartosz Zmarzlik miał odjechać dwanaście wielkich wyścigów, definiujących jego umiejętności, charakter i najwyższą klasę międzynarodową. Złoto Indywidualnych Mistrzostw Świata miał zapewnić sobie, a swojemu klubowi złoto Drużynowych Mistrzostw Polski. Sport jest jednak pełen niespodzianek, również przykrych, i tych biegów Bartosz odjechał ledwie pięć. Z czego w bólach wygrał jeden.

W niedzielę po meczu nie było, po raz kolejny, poczucia dobrze spełnionego obowiązku i myślenia o chwili oddechu. Na wysokim stołku, podczas pomeczowego wywiadu, zabrakło tym razem charakterystycznego śmiechu i powodów do dowcipkowania. Bardziej było widać wymęczoną twarz i skupienie na pracy, którą na nowo trzeba sformatować, a później jeszcze wykonać.

ZOBACZ WIDEO: Uderza w PZM i mówi o wstydzie. "Dlaczego to jest ukrywane?"

Innymi słowy - trzeba ułożyć w głowie nowy grafik na najbliższe dwa tygodnie pracy. Pracy znacznie cięższej, niż mogło się wcześniej wydawać. Zresztą, nawet twarz Papy Zmarzlika, pokazywana w trakcie meczu z Betard Spartą, choć niby zawsze identyczna i beznamiętna, w połączeniu z mową ciała wyglądała na dość zrezygnowaną. Jakby nie wiedziała, co jeszcze można tu wymyśleć, by było szybciej.

Trudno polemizować z faktami. Nasz trzykrotny globalny champion nie jest od pewnego czasu w mistrzowskim cugu. Nie jest w szczycie formy i w transie, do którego się dąży. Przeciwnie. Liczby mówią co innego. W czasówce przed Grand Prix Wielkiej Brytanii Polak zamknął dziesiątkę, za to w Vojens nawet z niej wypadł. W lidze szwedzkiej zdarzył się mecz bez trójki, a w Polsce męki są dość regularne. Brak prędkości, brak błysku.

Zmarzlik to wielki profesjonalista. Skupiony na robocie, która - takie szczęście - jest jednocześnie jego miłością. Ma oczywiście świadomość, że został zatrudniony za ciężkie miliony nie po to, by w finałowym spotkaniu PGE Ekstraligi robić w pocie czoła dziesięć punktów, lecz by robić różnicę. Jest najlepiej opłacanym zawodnikiem na świecie, by w takich momentach podjeżdżać pod komplet, w okolice dwunastu, czternastu oczek. Tym bardziej, że na torze nie pracuje specjalnie na punkty kolegów. Ja od niego jazdy parą nie wymagam, ma bowiem inne wyjątkowe atuty. Niemniej miło by było, gdyby po prostu nie wjeżdżał w tor jazdy koledze. Zwłaszcza szesnastoletniemu.

Zmarzlik to samiec alfa dążący do bycia liderem. Stąd też należy do grupy zawodników, która - że tak powiem - brzydzi się bonusami. W play-offach skuteczniejszy okazuje się jednak ktoś, komu bliżej niż dalej do sportowej śmierci i za chwilę w Lublinie go nie będzie. To, rzecz jasna, Jarek Hampel.

Choć Platinum Motor wykonał w niedzielę robotę i zyskał solidną przewagę nad rywalem w kontekście rewanżu, to na obliczu prezesa Jakuba Kępy również się malował niedosyt i delikatny niepokój. To jednak człowiek wychowany w duchu sportu i, w przeciwieństwie do poprzedniego prezesa Zmarzlika, wie, że sport to biznes rządzący się innymi prawami. Że tu nie wszystko da się wyliczyć w Excelu, a bura dla swojej najjaśniejszej gwiazdy to żadna motywacja, tylko gwóźdź do trumny. Tym bardziej, gdy ta gwiazda jest tytanem pracy i perfekcyjnym panem domu. Bo w sporcie, a zwłaszcza w motorsporcie, czynników składających się na całość jest od groma.

Uważam, że to Platinum Motor pozostaje zdecydowanym faworytem dwumeczu z Betard Spartą, bez względu na to, czy tę wspomoże Tai Woffinden, czy nawet Woffinden z Maciejem Janowskim. Lublinianie to obecnie zespół kompletny, a tacy zawodnicy jak wspomniany Hampel, Fredrik Lindgren czy Jack Holder przeżywają chwile chwały. Owszem, są też czułe punkty, bo taki Dominik Kubera, poza tym, że stanął na podium bydgoskiego SEC-u, też notuje pewien regres. Oczy będą jednak zwrócone na Zmarzlika. W kontekście rewanżu we Wrocławiu, ale też w kontekście rewanżu z całym światem w Toruniu.

To, czego nie zazdroszczę Zmarzlikowi, to pracy, którą wykonuje od wtorku. Jednostek napędowych pozostających w grze posiada ze dwadzieścia, trzeba zatem przerzucić trochę sprzętu, by spróbować wyselekcjonować złoty silnik. A najlepiej dwa lub trzy. Należy zdecydować, na którego "Kowala"” postawić - nowego czy może nowego w tym sensie, że takiego bardziej zakurzonego. To mogą być niezłe prace wykopaliskowe, po których team zyska nową specjalizację - archeologia. Pytanie, czy prace przyniosą jakiś przełom. A dobrze byłoby zachować jeszcze nieco świeżości i głodu jazdy na niedzielę.

O ile we Wrocławiu Zmarzlik nie będzie sam, lecz otoczony mocną paczką kolegów, o tyle tydzień później w Toruniu może już liczyć tylko na siebie. Za pulpitem sędziowskim stanie Duńczyk Jesper Steentoft i wszyscy mu będą na ten pulpit z przyciskami patrzeć. Akurat w Vojens jednym z tych, którzy wyrzucili Zmarzlika, był rodak Lindgrena, Tony Olsson. To takie zakulisowe Speedway of Nations. Choć, nawiasem mówiąc, o Lindgrenie można tylko w samych superlatywach. Stanął w obronie rywala i chciał się z nim rozliczyć po męsku, na torze.

W Toruniu walka będzie na całego, bo o wszystko, co tylko możliwe. Nie znamy ani złotego medalisty IMŚ, ani też srebrnego i brązowego. Wreszcie nie znamy pierwszej szóstki rozgrywek. Każdy wyścig może ważyć. I każda decyzja.

A samo wykluczenie lidera cyklu IMŚ w Vojens? Nie tyle dziwią mnie, co martwią po prostu głosy rodaków, że to słuszna decyzja. Świadczą o dziwnych wojnach plemiennych i braku szacunku dla czystości sportu. Zatem odpowiadając na Wasze zarzuty. Nie muszę chyba przekonywać, że w przypadku każdego nazwiska ta kara powinna być inna, lecz za każdym razem taka sama - wyłącznie finansowa. W przypadku Zmarzlika, Lindgrena czy Kvecha. Bo nie chodzi tu o żaden ukłon w stronę trzykrotnego mistrza świata i lidera cyklu. Chodzi wyłącznie o to, by karać współmiernie do przewinienia.

I o ukłon w stronę sportu.

Wojciech Koerber

Zobacz także:
Nikt nie ma tylu klientów, co on. Sprawdziliśmy, kto przygotowuje silniki najlepszym zawodnikom
Niesłuszna dyskwalifikacja Zmarzlika? Jedna z osób funkcyjnych zabrała głos

Źródło artykułu: WP SportoweFakty