[b]
Konrad Mazur, WP SportoweFakty: Na początek zapytam, jaki był dla ciebie rok 2023 w żużlu? Czy wszystko przebiegło tak, jakbyś tego chciał? [/b]
Michał Korościel, dziennikarz Radia Zet, komentator w Eleven Sports i Eurosporcie: Ten rok dał mi bardzo dużo frajdy. Moim zdaniem, mimo średnich opinii środowiska, cykl Grand Prix był bardzo interesujący. Sam fakt, w jakim stylu Bartosz Zmarzlik zdobył złoty medal o tym świadczy. W PGE Ekstralidze też było wiele świetnych i ciekawych spotkań, np. mecz Grudziądza z Lublinem.
Gdybym miał podsumować ten sezon jednym słowem, to powiem jedno: udany. Może nie był to najbardziej spektakularny rok w historii żużla, ale biorąc pod uwagę moją 10-letnią przygodę z komentowaniem, to jeden z ciekawszych.
ZOBACZ WIDEO PGE Ekstraliga planuje ważną zmianę w regulaminie. Najlepsze kluby będą miały kłopoty?
I chyba warto wspomnieć to, co się działo we Wrocławiu podczas Drużynowego Pucharu Świata.
Podejrzewam, że gdybyśmy napisali perfekcyjny scenariusz dla tych zawodów, to nawet nie zbliżylibyśmy się do tego, co się stało w ostatnim wyścigu. Akcja w wykonaniu lokalnego bohatera, tj. Macieja Janowskiego, któremu nie szło w tych zawodach, a Polska w tak znakomitym stylu wygrywa złoty medal. Wszystko jak w filmie. Uważam, że powrót DPŚ jest bardzo ważny, bo wszyscy zdążyliśmy się stęsknić za formułą mistrzostw i naszymi wygranymi w tych zawodach. Myślę, że to zwycięstwo smakowało jeszcze lepiej niż kilka wcześniejszych edycji. To się skończyło tak, że mieliśmy ciary na plecach do ostatnich metrów.
Gdybyś miał wskazać największe żużlowe zaskoczenie i rozczarowanie w 2023 roku, to co to będzie?
In plus? Na pewno postawa Jacka Holdera w cyklu GP. Przed jego pierwszym sezonem pomyślałem sobie, że skoro jest rezerwowym, to niech dostanie swoją szansę. Uważałem wtedy, że to nie był jeszcze poziom Łaguty i Sajfutdinowa. W debiucie pojechał porządnie, a w kolejnym roku było fenomenalnie. Sądzę, że ma najlepszy "mental" w stawce i dużo tym nadrabia. Gdyby Dan Bewley miał jego psychikę, to spokojnie mógłby się bić o złoto z Bartoszem Zmarzlikiem.
Holder jest jednym z niewielu, co nie boi się jechać ze Zmarzlikiem i zachowuje przy tym zimną krew. Nie chcę mówić, że zdobędzie tytuł, ale już wszedł na bardzo wysoki poziom, choć brakuje mu jeszcze trochę umiejętności. To wciąż bardzo młody i perspektywiczny zawodnik. Jeśli nie zejdzie na złą drogę, to niedługo może zebrać parę krążków w cyklu. Nie spodziewałem się, że będzie aż tak dobry. W tym roku może nie miał spektakularnych biegów, ale był do bólu konsekwentny i nie robił głupich błędów. Jack Holder to porządny żużlowiec, który pokazuje swoją zadziorność, choć czasami na granicy ryzyka.
In minus? Zdecydowanie sytuacja z Vojens. Regulamin to regulamin, ale nie można robić takiego bezdusznego czytania i interpretowania przepisów. Takie rzeczy nie powinny się zdarzać. Wszyscy chcemy, żeby wygrywał sport. Mistrzem świata musi zostać najszybszy i najlepszy. Wyobraźmy sobie, gdyby Zmarzlik przegrał o jeden punkt z Lindgrenem. Rozmawialibyśmy o tym całą zimę. To jest co innego, niż to, że zawodnikowi tytuł zabierze kontuzja. Dobrze, że skończyło się to zwycięstwem Bartosza Zmarzlika.
Niedawno został opublikowany terminarz PGE Ekstraligi. Jak ci się podoba? Co twoim zdaniem jest w nim najbardziej wyróżniającego się?
Nie analizowałem go jakoś szczególnie. Oczywiście najbardziej interesują mnie piątkowe mecze, ze względu na moją pracę. Na początek wypadają starcia Unii Leszno z Włókniarzem Częstochowa i Sparty Wrocław z Falubazem Zielona Góra. Pewnie wolałbym pojechać do Leszna, bo tam będzie ciekawiej. Każdy musi pojechać z każdym dwa razy i tyle. Na pewno kalendarz ma jakieś znacznie, ale nie decydujące. Widziałem, że Grudziądz ma dość trudno, ale wszystko rozegra się na torze. Uważam, że ten mecz Leszno z Częstochową może być szalenie interesujący.
Mecz GKM-u z Motorem został zaplanowany już na pierwszą kolejkę. Rok temu zakończył się sensacyjnym, wysokim zwycięstwem drużyny z Grudziądza. Czy uważasz, że na inaugurację coś takiego może się powtórzyć?
Mało prawdopodobne, że coś takiego się powtórzy. Nie powiem, że Lublin wygra wszystkie mecze, ale na pewno będzie faworytem każdego. Podzielam zdanie Hansa Nielsena, że kontuzje mogą ich zatrzymać. Dołek formy jednego z liderów niczego nie da innym zespołom, bo reszta ten brak natychmiast załata, szczególnie patrząc jak rozwija się Mateusz Cierniak. Myślę, że to właśnie on będzie następnym polskim mistrzem świata po Zmarzliku, choć ten może jeszcze wygrywać przez następne dziesięć lat. Lubię na niego patrzeć i podoba mi się jego podejście do sportu. Polski żużel będzie miał dużo radości z jego powodu. Wiadomo, że na dziś trudno zgadywać, jak potoczą się jego losy, ale tak bym powiedział.
Od jakiegoś czasu trwa rozgorzała dyskusja na temat Motoru Lublin w związku ze wspieraniem klubu przez spółki skarbu państwa. Słyszymy i czytamy różne opinie byłych działaczy czy ekspertów w tej sprawie. Jakie masz zdanie w tej sprawie?
Mam dość jasne podejście do tematu. Spółki skarbu państwa wchodząc do tego sportu powinny sponsorować całą dyscyplinę, a nie na pojedyncze ośrodki. Trudno jednak winić działaczy Motoru Lublin za to, że potrafili swoją pracą zachęcić do takiego wsparcia klubu. Trudno mieć pretensje, że Jakub Kępa wykorzystał swoje zdolności menadżerskie czy biznesowe, skoro regulamin na to pozwala. Dlaczego by nie?
Co do finansowania klubów przez spółki - wolałbym, żeby wspierały całą dyscyplinę. Od Grand Prix na PGE Narodowym, poprzez reprezentacje seniorów i juniorów, aż po różne imprezy. Z kolei odnosząc się do głosów krytyki np. pana Synowca czy senatora Komarnickiego, to wygląda to na chęć zrobienia łatwego poklasku. Zabranie pieniędzy byłoby dobrze odebrane przez zwykłych kibiców. Taki efekt Janosika, który zabiera i rozdaje, a potem wszyscy się cieszą. Kibic żużlowy nie jest taki głupi, żeby się tak dać nabierać.
Z tych słów wielokrotnie wynika, że gdyby nie spółki skarbu państwa, to żużla w Lublinie by nie było, a to nieprawda. Tam są różni sponsorzy, którzy mocno wspierają drużynę. To nie tylko kwestia pieniędzy, ale zdolności menadżerskich, które są bardzo istotne. Wątpię, że gdyby Motorem zarządzał byle kto, to tyle firm państwowych tak chętnie sponsorowało ten klub.
Z drugiej strony Bogdanka czy Azoty Puławy raczej nie będą zainteresowane wsparciem całej ligi, skoro to są firmy silnie związane z regionem lubelskim. To inna sytuacja niż z Orlenem, Lotto czy innymi spółkami.
Nie jestem specjalistą od prawa, ale trzeba by to mądrze napisać i zaznaczyć w uchwale bądź ustawie. Rozumiem rozdrażnienie kibiców w innych ośrodkach, którzy tankują na Orlenie, a pieniądze idą np. do Motoru, tak mocno upraszczając sytuację. Z drugiej strony, argument o Bogdance też mocno do mnie przemawia. Lepiej, że mamy takie zmartwienie, komu spółki przekazują pieniądze, niż żeby w ogóle nie finansowały sportu.
A z innych tematów, które wracają jak bumerang: KSM? Tak czy nie i dlaczego?
Nie. Wprowadzaliśmy to już kilka razy i nie zdało to egzaminu. Albert Einstein powiedział kiedyś takie słowa: Nie można robić co chwilę tego samego i oczekiwać, że przyniesie to za każdym razem inne rezultaty. Oczywiście można się czarować, że jak wprowadzimy KSM ze średnimi za ostatnie pięć lat, to skończy się opcja kombinowania. Dalej będzie można, bo nawet jednym sezonem jesteś w stanie coś zmienić.
Średnia z pięciu lat nie oddaje w pełni siły żużlowca. Weźmy tu za przykład Mateusza Cierniaka. On jest teraz dużo lepszy niż w ostatnich pięciu latach. Albo z drugiej strony mamy zawodnika, który jest teraz słaby, a przez kilka minionych sezonów był dobry. Jemu przypadnie wyższa średnia. To nie jest idealny miernik. Argument o tym, że zaoszczędzimy też jest bzdurny. Ci słabsi będą życzyć sobie więcej za kontrakty. Nie rozumiem, po co mielibyśmy to zrobić, żeby pomóc beniaminkowi? To się nie sprawdza.
A jakie jest twoje zdanie na temat dziesięciu drużyn w PGE Ekstralidze?
Gdyby mogło być dziesięć drużyn w Ekstralidze i zachowalibyśmy przy tym liczebność niższych lig, to niech tak będzie. Jednak na ten moment pociągnęłoby to za sobą zmiany na szczeblu drugiej ligi, gdzie mogłoby zostać nawet trzy zespoły. Sport jest ciekawy wtedy, kiedy jest stawka. Gdy jedziemy o coś, jest zdecydowanie lepiej. Były już czasy, że rozgrywano tylko dwie ligi, a w tej drugiej mało kto jechał o wysokie cele. Wolałbym tego uniknąć. Gdybyśmy mieli więcej ośrodków, to możemy próbować powiększyć Ekstraligę. Na razie chyba nie.
Kto twoim zdaniem może zostać odkryciem PGE Ekstraligi w tym roku?
Oczywistym kandydatem wydaje się Wiktor Przyjemski. Pytanie, czy będzie odkryciem, jeśli zrobi średnią na poziomie 1,6-1,7? To sprawi, że już takim do końca nie będzie, spodziewamy się tego. Myślę, że Rasmus Jensen może dojechać do średniej 2,0. I to by było odkrycie. Nikt nie oczekuje, że będzie miał taki wynik. Widziałem go w DPŚ i na różnych torach. Widać, że potrafi jeździć, nie boi się, dobrze startuje. To z plusów, a wady? Dosyć wysoki, ale tacy też sobie dają radę. On robi wrażenie. Nie jest typem, który spanikuje, bo wchodzi do najlepszej ligi świata. Ma dobrze poukładane w głowie. Piotr Protasiewicz jest zadowolony ze współpracy z nim i na pewno jeszcze się dobrze zaprezentuje.
Pochodzisz z Zielonej Góry, więc na pewno pewien sentyment jest jeżeli chodzi o zespół Falubazu. Poproszę cię o merytoryczną ocenę składu zielonogórskiej ekipy i co ona może zdziałać? Czy myślisz, że wnioski zostały wyciągnięte z poprzednich latach i Falubaz odzyska dawny blask?
Czy odzyska blask? Na pewno nie w tym sezonie. Na blask składa się wynik sportowy i inne kwestie. Tak było za Roberta Dowhana, który błyszczał, ale nie zapominał o wartości sportowej. Prezes Domagała to inny typ człowieka, bardziej schowany. Na pewno dobrze, że prezydent Kubicki jest mocno zainteresowany tym, by Falubaz piął się w górę. Tam zorganizowano najlepszy skład, jaki można było. Trudno sobie wyobrazić, by był jeszcze lepszy. Na tę chwilę nie wydaje mi się, żeby Falubaz był personalnie słabszy od Grudziądza czy Leszna. Nie wiem, czy lepszy, bo tutaj pewnie będą decydowały detale. Wydaje mi się, że z tej trójki wyłoni się spadkowicz, ale Falubaz nie ma mniejszych szans niż te dwa kluby.
Na sukces pracuje wiele osób, ale czasami wystarczy jedna osoba, by wszystko pokierować w lepszą stronę. Czy Piotr Protasiewicz da Falubazowi nową jakość w PGE Ekstralidze?
Ja myślę, że już daje. On się świetnie w tym odnajduje. Trafia do zawodników, oni mu wierzą. To jest gość z klasą. Niektórzy kończą kariery i się gubią, a Piotr Protasiewicz jest bardzo oddany temu sportu. To odpowiedni człowiek, na właściwym miejscu. Jego obecność w klubie na pewno sprawiła, że kontrakty podpisali Piotr Pawlicki i Jarosław Hampel. To jest ogromny atut po stronie Falubazu.
Zmieniają trochę temat - nie jest tajemnicą, że byłeś fanem Larsa Gunnestada. Nie tylko on, ale np. Gary Havelock czy Kelly Moran to są fenomeny dawnych lat. Czy są jacyś zawodnicy, którzy przejmą pałeczkę po nich, czy to już jest etap żużla na zawsze zamknięty, że żużlowiec potrafi coś wyjątkowego pokazać np. charyzmą, zachowaniem czy wyglądem?
Nie wydaje mi się, że te czasy są za nami, ale trudno wybić się na oryginalność. Istnieje wiele przepisów, które cię ograniczają. Jakiś czas temu Adam Skórnicki mógł sobie jeździć z frędzlami. Dziś przepisy są bardziej restrykcyjne. Z takich charyzmatycznych zawodników mamy jeszcze Nickiego Pedersena, który nadal jest postacią przez duże "P". Problem z nami jest taki, że nam (osobom pamiętającym lata 80-te i 90-te) minęły czasy, że można się zakochać w żużlu na nowo. Gdybyśmy zapytali 8-9 letnich kibiców, jacy są obecnie bohaterowie żużla, to takich wymienią np. Zmarzlika czy Sajfutdinowa. Tak jak ja byłem zakochany w Larsie Gunnestadzie.
Ważne jest to, przez jakie okulary patrzysz. Młody człowiek może widzieć przez różowe okulary i nie wydaje mu się, że coś minęło czy czegoś brakuje. Jeszcze do niedawna zawodnicy mieli dużo większą swobodę w prezentowaniu swojego stylu, ale jak pokazuje np. Maksym Drabik, to można i dzisiaj.
Interesujesz się nie tylko żużlem, ale z racji swojego zawodu także muzyką. Kto twoim zdaniem jest albo był żużlowcem, którego by można identyfikować jak gwiazdę muzyczną. Jak wielką osobowość czy idola. Ktoś, na kogo patrzą młodzi i za nim szaleją. Coś jak przykładowo Freddie Mercury, David Bowie czy John Lennon?
To są ludzie o zupełnie różnej osobowości. To jest ciekawe pytanie i muszę się chwilę zastanowić. Z jednej strony jest Gary Havelock ze swoim skandalicznym i kolorowym zachowaniem, ale czy był aż takim showmanem? Nie jestem przekonany.
Mieliśmy Jasona Crumpa ze swoim wyjątkowym charakterem, który wybuchał wielokrotnie. Te jego początki w GP i walka z Nickim Pedersenem, gesty w kierunku trybun, czy pokazywanie kibicom tyłka. Nie jest to może gwiazda rocka, ale wpasowuje mi się w obraz bad boya, jednocześnie bardzo utalentowanego, pragnącego udowodnić swoją wartość. Pokazał to, stając dziesięć lat z rzędu na podium, czego dokonał jeszcze Ove Fundin. Ma trzy tytuły i są lepsi od niego pod tym względem, ale zapracował sobie wszystkim, że jest dziś tak wyróżniającym się mistrzem.
Johna Lennona najbardziej przypomina mi Tomasz Gollob z lat 90-tych. Absolutny artysta na motocyklu. Wewnętrznie trochę pogubiony i walczący ze sobą. Przekonany, że cały świat spiskuje przeciwko niemu. Miał zadatki, żeby zdobyć pięć tytułów albo więcej. Został z jednym. Postać tragiczna można powiedzieć.
W typy gwiazd wpasowują mi się amerykańscy żużlowcy: Bruce Pehnall, bracia Moranowie czy też Sam Ermolenko. Nie zapominam o Taiu Woffindenie. Ludzie są dalej w niego wpatrzeni, szczególnie w Cardiff. My możemy już mówić, że to druga siła żużla, ale to niesamowicie barwny i wyróżniający się zawodnik.
Natomiast do Freddiego Mercury'ego najbardziej pasowałby mi Darcy Ward. Obaj niesamowicie utalentowani, lecz szybko zniknęli ze sceny. 45-lat dla muzyka, to jak 20-parę dla żużlowca. Nikt nie chciał, żeby ich historie skończyły się tak źle.
Niedawno świętowaliśmy 100-lecie sportu żużlowego. Wiele osób uważa, że żużel jest w kryzysie, co widać na przykładzie słabego kalendarza w Grand Prix i upadających lig czy zespołów w innych krajach. Z drugiej strony mamy znakomite środki przekazu by promować tę dyscyplinę. Widzimy świetne rozgrywki w Polsce i profesjonalizację. A ty w jakich barwach widzisz ten sport?
Interesuje się żużlem od 32 lat. Pierwszy Tygodnik Żużlowy kupił mi tata w 1991 roku. Tam co roku była informacja, że żużel się zwija. Ja się tym mocno przejmowałem. A później jak zacząłem analizować to się działo wtedy i dzisiaj to stwierdzam, że tak naprawdę żużlowców w latach 70-tych i 80-tych i dzisiaj jest właściwie tyle samo. Mówiło się o spadającej frekwencji, np. w Szwecji, że kiedyś zawsze były komplety, szczególnie za Rickardssona, a to nieprawda. W Polsce publika jest nadal podobna w porównaniu do dawnych lat.
Uważam, że zmieniają się stolice żużla. Objętość pozostaje podobna. To jest smutne, że znikają tory w Anglii, ale mało kto słyszał o torach we Francji czy żużlu w Rydze. Staram się szukać pozytywów. Martin Vaculik występował w słowackiej telewizji i mocno się przepycha, by zorganizować Grand Prix na Słowacji. Zmienia się geografia tego sportu, a byłoby jeszcze lepiej gdyby nie wojna Rosji z Ukrainą.
Podobne gadanie jest w skokach narciarskich. Wielu uważa, że ten sport się zwija, że jest mniej skoczków, sport traci zainteresowanie, spada frekwencja. I tu też coś się zmienia jak w żużlu. W skokach zniknęli Finowie, ale wchodzą skoczkowie z Kazachstanu, z Rumunii czy Bułgarii, a w Japonii nadal ich to kręci.
Myślę, że powinniśmy się wyzbyć imperialnych marzeń o tym, że żużel kiedyś dogoni piłkę nożną. Wydaje mi się, że za dwadzieścia lat będziemy w tym samym miejscu, jeśli chodzi o zainteresowanie, objętość czy popularność. Na pewno każdy by chciał, żeby DPŚ był bardziej popularny, ale nie musimy się łudzić, bo tak nie będzie.
Gdybyś miał możliwość decyzyjną, niezależnie czy by to było Grand Prix czy PGE Ekstraliga, co twoim zdaniem należałoby wprowadzić bądź zmienić w tym sporcie?
Polikwidowałbym KSM i instytucję gościa w innych ligach. Myślałem kiedyś nad zakazem tuningu silników. To takie naiwne, dziecięce marzenie, że krzywki i inne dodatki nie będą decydować o zwycięstwach. Chciałem, żeby wszyscy jeździli na fabrycznych silnikach i to sprawiłoby, że decydowałyby czyste umiejętności. Zmieniłem jednak zdanie, po rozmowie z Tomkiem Suskiewiczem.
Prawda jest taka, że nie ma dwóch takich samych silników, które byłyby sobie równe. Jeden będzie gorszy na jeden tor, a drugi będzie pasował. Ta rywalizacja nigdy nie byłaby idealna. Każdy będzie szukać jakiejś przewagi, np. w oponach, dlatego uważam, że takie rzeczy trzeba kontrolować, żeby było uczciwie.
Czy twoim zdaniem żużel w dzisiejszym czasie ma status show? Kiedyś to było oczywiste, ze względu na popularność motocykli. Jest wiele narzekań, że spotkania są mało ekscytujące.
Kiedyś motocykl był atrakcją, dlatego może nie jest taki show jak kiedyś. Jednak patrząc co robi np. Red Bull, że zawodnik jeździ motocyklem po dachu Spodka, to robi wrażenie. Show wymyka się schematom i ubrany w odpowiednie ramy zaczyna tracić. Żużel kiedyś był show, mimo że kiedyś był mniej ekscytujący, co dzisiaj. To jest najlepsza odpowiedź na to pytanie. Lubimy mówić sobie, kiedyś to było, a wcale nie wyglądało to rewelacyjnie.
Wystarczy przypomnieć tutaj finał IMŚ z 1982 w Los Angeles. Jak to obejrzałem, to prawie usnąłem. Najciekawsze było jak zawodnicy byli zaprezentowani w bryczkach stylem Dzikiego Zachodu. Tak naprawdę to niewiele się tam działo, ktoś kogoś wyprzedził, ale atmosfera była niesamowita. Ktoś będący na tych zawodach podłapał to, wymieszało się w jego pamięci i mówił potem, że to było show! A jak odetniesz cały kontekst, to tam była turbonuda. I to samo było z finałem IMŚ 1991 w Goeteborgu.
Dzisiaj co drugi mecz w PGE Ekstralidze jest ciekawszy niż finał IMŚ. Żużel był kiedyś show, bo miał mniejszą konkurencję i łatwiej było wykreować show, dzisiaj jest o wiele trudniej taką popularność zbudować. Ludzie pragnący rozrywki mogą pójść gdzieś indziej niż na stadion, bo jest ogromny wybór.
Zapytam o komentowanie. Generalnie jest coś takiego, że w muzyce, sztuce czy ogólnie działalności artystycznej jest pewna fala zachowań, stylów, nowości i pewne rzeczy odchodzą do lamusa, robią się nudne. Przychodzi coś nowego, co się ludziom podoba. Czy w komentowaniu można zaprezentować jeszcze coś nowego, czego nigdy nie było i radować ludzi, a nawet ich szokować?
Wierzę, że tak. To o czym mówisz, to jest jeden z moich największych strachów. Obawa, że uwierzę w siebie na tyle, że to już jest na tyle dobre i dopracowane, że już nie trzeba nic robić ani się starać. Czasami sobie myślę, jak za 2-3 lata będę robił to samo, to będzie powtarzalne. Czasami słucham, co nagadam i myślę, co zmienić, co ulepszyć, dać coś nowego. Nie myślę, o takich stałych elementach np. żółta flaga, czarny krzyż.
Chodzi mi o wywody, trzeba uciekać od tego, aby nie było nudno. Warto słuchać młodych. Nie można się zamykać na pewne schematy. Cieszę się, że moja żona potrafi mi powiedzieć wprost, co jest nie tak, co zrobiłem źle. Trzeba zastanowić się nad sobą. Osobowość jest najważniejsza, tego się nie nauczysz. Języka, dykcji i innych rzeczy można.
To takie hipotetyczne pytanie. Gdybyś miał przygotowywać się do jednego biegu w swoim życiu na torze żużlowym, z kim chciałbyś stanąć pod taśmą? Wybierz swoich wymarzonych trzech rywali.
Dwa razy spróbowałem jazdy na motocyklu i doszedłem do wniosku, że nie chciałbym być żużlowcem. Lubię o tym opowiadać czy patrzeć na ściganie, ale nigdy mnie do tego nie ciągnęło. A kogo bym wybrał? Tylko tych, którzy by mnie od razu minęli (śmiech). Pamiętam początek XXI wieku i wspominam tę rywalizację w Grand Prix z sentymentem, więc stanąłbym sobie pod taśmę z Rickardssonem, Gollobem i Crumpem, z tamtych czasów. Każdy z nich był dość wysoki, więc nie wyglądałbym jak dziwoląg, mógłbym zamaskować swoją amatorszczyznę (śmiech).
Na jakim stadionie najchętniej skomentowałbyś zawody żużlowe i dlaczego?
Mam sentyment do Wolverhampton. Bierze się on stąd, że pan Morawski zorganizował kiedyś w Zielonej Górze spotkanie pomiędzy mistrzem Polski a mistrzem Anglii. W tamtych latach to był powiew lepszego świata. Amerykanie, którzy przyjechali na te zawody wyglądali na lepszych, szybszych. Byli bardziej kolorowi. Natomiast samo Wolverhampton to tor weryfikujący umiejętności. A samo miejsce na pewno mi się podobało. Szkoda, że ten zasłużony ośrodek znika.
Kończąc już naszą rozmowę, kto twoim zdaniem mistrzem PGE Ekstraligi 2024, niespodzianką sezonu oraz kto do spadku i dlaczego?
Bez wymigiwania się, czy bez słów "trudno powiedzieć", bo to każdy jest w stanie zrobić. Mistrzem Motor, spadnie Unia Leszno, a niespodzianką Stal Gorzów, jak dojedzie do drugiego miejsca.
Lubisz żużlowe historie? Zajrzyj TUTAJ
Czytaj także:
Żużel. Najlepsze mecze w PGE Ekstralidze. Pierwsza kolejka rozgrzała kibiców