Jest legendą nie tylko włoskiego, ale i światowego żużla. Zdecydowana większość zawodników ściga się od lat na silnikach sygnowanych nazwą GM. Ich konstruktorem jest nie kto inny, jak Giuseppe Marzotto. Włoch urodził się 30 stycznia 1944 roku w Arzignano. Jest jednym z prekursorów speedwaya na Półwyspie Apenińskim.
Ukrywał się przed ojcem
Motoryzacją Marzotto zainteresował się dopiero w wieku 20 lat. Początkowo startował w rajdach samochodowych i wyścigach na motocrossie, ale to żużel był tą dyscypliną, którą pokochał. Nie spodobało się to jemu ojcu, który był przeciwny temu, by syn ścigał się w tak niebezpiecznych zawodach. Marzotto znalazł jednak na to sposób.
Żeby móc wystartować w zawodach, szukał różnych sposobów. W latach siedemdziesiątych nie było internetu, a wyniki z zawodów w prasie pojawiały się najwcześniej kolejnego dnia. O ile w ogóle się pojawiały. We Włoszech nikt nawet nie myślał o prowadzeniu relacji na żywo za pośrednictwem radia. Żużel był tak sportem niszowym, który interesował niewielkie grono zapaleńców.
ZOBACZ WIDEO: Był rewelacją PGE Ekstraligi. Co dalej?
W tym gronie był Marzotto. Bał się ojca, dlatego w turniejach i zawodach startował pod pseudonimem. Przed laty powiedział o tym w wywiadzie dla prestiżowego magazynu "Speedway Star". Jego ojciec uważał, że ściganie na motocyklu sprawi, że bracia Marzotto zejdą na złą drogę. Z tego powodu Giuseppe Marzotto został Charlie Brownem.
- Zmieniłem swoje dane na Charlie Brown i byłem dla niego nie do wykrycia. To nazwisko widniało też na mojej licencji motocrossowej. Przez długie lata startowałem właśnie jako Charlie Brown - powiedział. Był wtedy jedynym Włochem, który potrafił przebić się do ligi angielskiej. Marzył o starcie w mistrzostwach świata, ale mimo starań nie zdołał awansować do finału.
Strażnik sprawił, że skonstruował silnik
Marzotto - a w zasadzie Brown - radził sobie coraz lepiej, a jego marzeniem było podpisanie kontraktu z klubem z ligi angielskiej, która w latach siedemdziesiątych była najlepszą na świecie. Włoch pojechał w jedenastu meczach Wolverhampton Wolves. Dla kibiców był atrakcją, bo nigdy wcześniej nie widzieli oni zawodnika z tego kraju.
Starty poza granicami Włoch były także problemem. Gdy zepsuła się jakaś część w motocyklu, musiał jeździć do Anglii. Podczas jednego z powrotów do domu spotkał strażnika granicznego, który zmienił jego życie.
- Pewnego piątkowego wieczoru wracałem do domu z fakturami, silnikiem i komponentami. Na przejściu granicznym z Włochami zatrzymał mnie strażnik i powiedział, że już nie przejadę, bo muszę czekać na szczegółową kontrolę, która odbędzie się w poniedziałek. Nie miałem innego wyjścia i tam zostałem. Ostatecznie kontrola przebiegła pomyślnie, ale te noce na granicy były okropne - wspominał w serialu "To jest żużel" wyprodukowanym przez Canal+.
- Powiedziałem wtedy: pierwsze co zrobię po powrocie, to skonstruuje swój własny silnik. Chcę, by wszystko, co do niego potrzebne powstawało we Włoszech, w pobliżu mojego domu. I tak dopiąłem swego - dodał.
I słowa dotrzymał. Założył swą fabrykę w miejscowości Alontę, u podnóży Alp Weneckich, między Padwą i Weroną. Obok budynków, gdzie powstają żużlowe silniki są pola i winiarnie. Zresztą w miejscu, gdzie powstał pierwszy silnik sygnowany inicjałami GM, poprzedni właściciel produkował właśnie wino.
Gdy rozpoczynał działalność, była silna konkurencja na rynku motocykli. Istniały fabryki Jawy, Goddena i Weslake'a. Dziś to on zmonopolizował światowy żużel. Przez ponad 40 lat powstało około 10 tysięcy silników. Wcześniej Marzotto pracował jako hodowca indyków.
Na początku miał jednak zupełnie inny cel. Chciał stworzyć jeden silnik dla siebie i spróbować wygrać na nim finał Indywidualnych Mistrzostw Włoch. Sztuka ta udała mu się w 1983 roku. Dziś żałuje, że nie ma konkurencji na rynku. Mimo 79 lat na karku, w fabryce jest każdego dnia i dogląda produkcji kolejnych jednostek napędowych. Pomaga mu syn Emanuele. - Gdyby nie on, sprzedałbym firmę natychmiast - mówi.
W 1983 roku na jego silniku po tytuł Indywidualnego Mistrza Świata sięgnął Egon Muller. Później z jego sprzętu korzystała światowa czołówka. Na szczycie byli Erik Gundersen czy Tony Rickardsson. Dziś każdy mistrz korzysta z GM, bo nie ma w zasadzie innego wyboru.
Czytaj także:
Telewizja płaci grosze za transmisje. "Nie dziwię się prezesom"
Rewelacyjne informacje od Patricka Hansena. Zdradził, kiedy wsiądzie na motocykl