Kołodziej nie dla Atlasu. Kasprzak? Być może

Czym skutkuje przespany, albo źle spożytkowany okres transferowy, o tym fani wrocławskiego Atlasu dobrze wiedzą. Przez ostatnie dwa sezony mieli dość czasu by napatrzeć się na "cieniującego" Węgrzyka, efemerydę Maxa, czy walczącego z samym sobą Nichollsa. Czy Mistrz Świata Jason Crump nadal niemal w pojedynkę będzie musiał ciągnąć skrzypiący i kiepsko naoliwiony wózek z napisem "Atlas"?

Tego już chyba kibice trzeci rok z rzędu nie zniosą. Trener Marek Cieślak również. Mając w składzie najlepszego żużlowca globu, mając młodzieżowca, któremu tylko pech odebrał tytuł najlepszego juniora świata, ponownie rozpaczliwie bronić się przed spadkiem? Nikt w stolicy Dolnego Śląska "deja vu" nie chce. Tej drużynie de facto nie trzeba wiele do szczęścia. Daniel Jeleniewski nie zawodzi, ba, on cały czas robi postępy. Dwa udane transfery i z "czerwonej latarni" Ekstraligi Atlas może stać się na wiosnę rozdającym karty. No właśnie, tylko i aż dwa transfery...

Pieniądze to jedno, a trafione zakupy to coś zupełnie innego. Oczywiście jedno determinuje drugie, ale można mieć pieniądze i zainwestować je w beznadziejny sposób. Vide: Scott Nicholls przed rokiem. Nie ma jakoś szczęścia wrocławski klub w ostatnich latach do tej zimowej karuzeli. Owszem, nie ściągano tu Pedersena, Hancocka, ani Jagusia i Hampela, ale kto mógł przewidzieć, że Watt, Nicholls czy nawet Schlein sprawią aż taki zawód? Każdy z nich ma "papiery na jazdę", a i cudów nikt od nich nie oczekiwał. Niechajby zdobywali tylko te siedem-osiem punktów w meczu i już sytuacja Atlasu byłaby diametralnie inna. Zdobywali jednak najczęściej połowę z tego, a po jakimś czasie zamiast nich na torze pojawiały się "wynalazki" pokroju Travisa McGowana. Ciężki był momentami los trenera Cieślaka, który mógł tylko bezradnie patrzeć na wyczyny swoich zawodników, aby kilka dni później mieć pod swoją kuratelą kadrę na DPŚ, czy śledzić z toruńskiego parkingu walczących o podium IMP Golloba, Kasprzaka, czy Kołodzieja. Nad tymi dwoma ostatnimi żużlowcami zatrzymajmy się na dłuższą chwilę.

Dla Janusza Kołodzieja nadchodzący sezon, jaki by się sportowo nie okazał, i tak będzie szczególny. Zawodnik będący ikoną tarnowskiej Unii po wielu latach spędzonych w mieście, gdzie się urodził i nauczył żużlowego rzemiosła, zdecydował się zmienić klimat. Na jaki? Tego jeszcze nie wiadomo, ale to właśnie Wrocław wymieniano w gronie potencjalnych przyszłych pracodawców Mistrza Polski z 2005 roku. Także Atlasowi po latach posuchy przydałby się młody, ciągle jeszcze perspektywiczny zawodnik, który ponadto pod skrzydłami trenera Marka Cieślaka miałby szansę nawiązać do największych chwil triumfu sprzed pięciu lat. - Czy "uciekł" wam Janusz Kołodziej? - pytamy prezes wrocławskiego klubu Krystynę Kloc. - Nie. Nikt nam nie uciekł. Myśmy pomysłu z Januszem Kołodziejem w ogóle nie brali pod uwagę, nie było takiej opcji - ucina temat pani prezes.

Jeśli nie Kołodziej, to kto? Ameryki nie odkryjemy. Łakomych kąsków na rynku nie ma tak wiele, a przecież zarówno działacze, jak i trener Cieślak zapowiadali, że WTS wzmocni się "poważnie" i to najpewniej polskim seniorem. Tomasza Chrzanowskiego jako "poważną" opcję nie traktujemy. Może zatem ktoś z dwójki tarnowian: Piotr Świderski, Sebastian Ułamek? Ten pierwszy jednak już ogłosił publicznie, że warunki nowej umowy z Unią ma uzgodnione, a i Ułamek najpewniej dojdzie do porozumienia z Tarnowem. Pozostaje Krzysztof Kasprzak. Nie od dziś mówi się we Wrocławiu o tym zawodniku jako najbardziej prawdopodobnym transferze Atlasu. Dlaczego? Bo Cieślak, bo Jason Crump - czyli "friend" z Belle Vue Aces, bo logistycznie Wrocław byłby idealny... O Krzysztofa Kasprzaka właśnie postanowiliśmy zapytać u źródła. - Nie ukrywam tego, że Krzysztofem byliśmy bardzo zainteresowani, ponieważ jest to bardzo dobry polski zawodnik. Natomiast czy osiągniemy porozumienie w kwestiach finansowych? Tego na dzień dzisiejszy nie wiem - kończy dywagacje prezes Krystyna Kloc.

Komentarze (0)