To był hit Metalkas 2. Ekstraligi. W Rybniku tamtejszy Innpro ROW podejmował Cellfast Wilki Krosno. I choć wielu spodziewało się wyrównanego starcia, to od początku na swoją korzyść rozgrywali je gospodarze. Gościom udało się ostatecznie ugrać 34 oczka, co nie było szczytem marzeń.
- Wygrała lepsza drużyna. Rybniczanie w dodatku jechali na swoim torze, więc było wiadomo, że będzie tutaj bardzo trudno. Pewnie skupialiśmy się na tym, żeby być lepszym, ale początek w ogóle nam się nie udał. Nie byliśmy spasowani na start i pierwszy łuk. To była katastrofa - powiedział Vaclav Milik w rozmowie z ekstraliga.pl.
Czech mecz w Rybniku, gdzie w przeszłości ścigał się na co dzień zaczął od zdobyczy czterech punktów. W drugiej fazie spotkań było jednak znacznie gorzej.
ZOBACZ WIDEO: "Nie ma sensu". Szczere słowa Bartosza Zmarzlika o torach w Grand Prix
- Później gdzieś zaczęło być lepiej, ale mówię to o chłopakach, bo ze mną był dramat. Nie znalazłem niczego, po meczu również. Przez cały czas nie było tak, żebyśmy wiedzieli, co jest na pewno dobre i co tutaj gra. Trzeba popracować. Jedziemy dalej w następnych meczach. Nie będziemy się tym przejmowali. Wiemy, że jesteśmy mocną drużyną i że każdy z nas potrafi jeździć lepiej. Popracujemy trochę - dodał.
Teraz przed krośnianami konfrontacja z Arged Malesą Ostrów. - Nie będzie, ale to, co tyczy się mnie, to na pewno lepszy tor niż w Rybniku (śmiech). Może tak być, że nasz tor jest naszym atutem, bo jest fajny do walki i do ścigania. Cieszę się, że niewiele już zostało do tego meczu i że może będziemy mogli sobie poprawić humor.
Czytaj także:
1. Sroga kara dla żużlowca. Został zawieszony na 20 miesięcy!
2. Roczna przerwa okazała się dla niego zbawienna