Żużel. Plandeki nie wygrają z naturą. Telewizja stoi na straconej pozycji [OPINIA]

Zdjęcie okładkowe artykułu: WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Na zdjęciu: Tor w Gorzowie Wielkopolskim
WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Na zdjęciu: Tor w Gorzowie Wielkopolskim
zdjęcie autora artykułu

W tym roku mecze żużlowe miały przyspieszyć. Planowano, że tempo rozgrywania spotkań ulegnie przyspieszeniu. Wszystko z myślą o telewizji. Natura płata nam jednak figla i pokazuje, że pewnych rzeczy w żużlu nie zmienimy - pisze Marta Półtorak.

"Półtora okrążenia" to cykl felietonów i opinii Marty Półtorak, byłej prezes Stali Rzeszów.

***

To miał być sezon pod znakiem ekspresowych meczów w PGE Ekstralidze. Władze rozgrywek w porozumieniu z telewizją podjęły starania, by mecze trwały ok. 90 minut. Niektórym marzyło się nawet rozgrywanie piętnastu biegów w 80 minut. Tymczasem ostatnie wydarzenia, zwłaszcza wielogodzinne oczekiwanie na mecz w Gorzowie zakończone obustronnym walkowerem, przypominają o tym, że z naturą nie wygramy.

Żużel zawsze taki był, jest i będzie - uzależniony od kaprysów pogody. Tego nie zmienimy. Możemy kombinować, mieć nadzieję na ekspresowe tempo rozgrywania zawodów, a natura zawsze wystawi nam rachunek.

Myślę, że w przeszłości łatwiej było podejmować decyzje o przełożeniu spotkania w razie wystąpienia opadów deszczu. Raz, że nie mieliśmy tylu zawodników zagranicznych w składach, a dwa, że telewizja nie pokazywała wszystkich zawodów ligowych. Obecnie, gdy trzeba dyskutować o odwołaniu meczu, to pojawia się dodatkowy czynnik związany z transmisją telewizyjną.

ZOBACZ WIDEO: Robert Kubica zaprasza na ORLEN 80. Rajd Polski. To będzie sportowe święto

Nie ma się co oszukiwać. Telewizja płaci grube miliony za prawa do pokazywania PGE Ekstraligi i ma pewne oczekiwania. Dla niej odwołane mecze to problem, ale te przedłużające się również. Ramówka jest przecież zaplanowana na kilka tygodni do przodu, sprzedane są reklamy i kibic oczekuje transmisji.

Możemy kombinować z plandekami, możemy zadaszyć tory, ale w którymś momencie i tak przegramy z pogodą. Nawet na toruńskiej Motoarenie, która ma nowoczesny dach, pojawiają się problemy z opadami.

I to też nie jest tak, że gospodarz naciska na przełożenie meczu, bo ma taki kaprys. Myślę, że organizator zawodów w większości przypadków chce, aby spotkanie rozegrano zgodnie z planem. Nikt mu przecież nie zwróci kosztów wynajmu ochrony, przyjazdu zawodników na mecze, itd. Żużlowcy, skoro są już na stadionie, też raczej wolą mieć spotkanie za sobą. Jeśli mówią, że nie da się jechać - najwidoczniej tak jest. Miejmy to z tyłu głowy.

PGE Ekstraliga i stacje transmitujące żużel na pewno mają pecha do pogody w tym sezonie, a tu jeszcze Euro 2024 za pasem. Nie mam wątpliwości, że nadawcy telewizyjni będą chcieli uniknąć sytuacji, w której żużel będzie się pokrywał z turniejem piłkarskim. Zwłaszcza jeśli grać będą Polacy, bo przecież piłka nożna jest sportem popularniejszym niż żużel. Gdy kibic będzie miał do wyboru mecz Polski a PGE Ekstraligę, to w większości przypadków wybierze Roberta Lewandowskiego i spółkę.

Marta Półtorak

Czytaj także: - Cztery turnieje, czterech zwycięzców. Dlatego Zmarzlik zgarnie tytuł w cuglach - Co z weryfikacją meczu w Gorzowie? Mamy najnowsze informacje

Źródło artykułu: WP SportoweFakty