W tym roku w Speedway Grand Prix mamy do czynienia z niecodzienną sytuacją. W mistrzostwach świata rozegrano dotąd cztery turnieje i każdy z nich miał innego triumfatora. Dalecy jesteśmy od sytuacji z przeszłości, gdy rywalizacja była zdominowana przez Bartosza Zmarzlika albo Artioma Łagutę. Mimo to, Zmarzlik pewnie zmierza po piąty tytuł. Jak to możliwe?
Po inauguracyjnej rundzie w Chorwacji mogło się wydawać, że to jest moment Jacka Holdera. Australijczyk już w zeszłym roku potrafił namieszać w czołówce i wciąż staje się coraz lepszym żużlowcem. Następnie zaliczył jednak dwa gorsze turnieje i stracił już dystans do zespołowego kolegi z Orlen Oil Motoru Lublin.
W Warszawie po ponad siedmiu latach na szczyt SGP wrócił Jason Doyle. Australijczykowi pewnie marzyło się podłączenie do walki o tytuł, niczym w sezonie 2017. Jednak plany 38-latka szybko zweryfikowało życie. Najpierw był słaby występ na niemieckiej ziemi, a następnie poważna kontuzja i przedwczesne zakończenie sezonu 2024. Obecnie Doyle może myśleć co najwyżej o stałej "dzikiej karcie" na kolejny rok.
ZOBACZ WIDEO: Robert Kubica zaprasza na ORLEN 80. Rajd Polski. To będzie sportowe święto
W Niemczech mieliśmy nieco przypadkowe zwycięstwo Mikkela Michelsena, a w ubiegły weekend hat-trick w Pradze zaliczył Martina Vaculika. Duńczyka i Słowaka łączy fakt, że w skali całego sezonu raczej nie zagrożą Bartoszowi Zmarzlikowi. Nawet jeśli Vaculik po raz trzeci z rzędu wygrał GP Czech, to regularnie... dobre występy przeplata słabszymi.
W tej sytuacji warto docenić tegoroczny dorobek Zmarzlika, który jako jedyny w stawce SGP 2024 awansował do wyścigu finałowego wszystkich czterech turniejów. Wprawdzie w żadnym z nich nie zwyciężył i nie usłyszeliśmy w tym roku jeszcze Mazurka Dąbrowskiego, ale i tak wychowanek gorzowskiej Stali buduje solidną przewagę nad rywalami. Drugi Holder traci do niego 12 punktów.
Lada moment cykl SGP zbliży się do połowy i trudno wskazać żużlowca, który z taką premedytacją i regularnością zdobywałby miejsca w finale, nawet gdy nie wszystko układa się po jego myśli. To jednak cecha wielkich mistrzów, że radzą sobie z największymi kryzysami. Zmarzlik takowym na pewno jest, co udowodnił już wielokrotnie.
Wątpliwe, aby Bartosz Zmarzlik poszedł drogą Marka Lorama i zdobył mistrzowski tytuł nie wygrywając ani jednej rundy SGP. To wcześniej czy później się wydarzy - ku niezadowoleniu jego rywali. Zwłaszcza że przed nami rundy, które powinny sprzyjać czempionowi z Polski, jak chociażby te rozgrywane w Gorzowie czy we Wrocławiu.
Żartobliwie można by dodać, że w tym roku planów Zmarzlikowi nie pokrzyżuje nawet założenie niewłaściwego kombinezonu i dyskwalifikacja z turnieju. Wszakże po ubiegłorocznym skandalu z Vojens zmieniono regulamin Grand Prix i taki występek nie jest już karany dotkliwą sankcją.
Czytaj także:
- Menedżer Texom Stali nie ma wątpliwości. "Tor był niebezpieczny"
- Dominik Kubera w kolejnym finale Grand Prix. Nad tym ubolewa najbardziej