Jarosław Galewski, WP SportoweFakty: Często powtarza pan, że runda zasadnicza nie ma wielkiego znaczenia, bo i tak zabawa zaczyna się od nowa w fazie play-off. Czy można zatem powiedzieć, że dwie ostatnie porażki to nic takiego?
Krzysztof Mrozek, prezes Innpro ROW-u Rybnik: Podtrzymuję, że najważniejsza jest faza play-off, bo wtedy zabawa zacznie się od nowa. Nie mogę jednak mówić, że nic złego się nie stało. Jeśli chodzi o mecz w Rzeszowie, to wygrana powinna być po naszej stronie. W Ostrowie mieliśmy już pogrom.
Dlaczego zatem nie wygraliście w Rzeszowie?
Z dwóch powodów. Moim prywatnym zdaniem w pierwszym wyścigu należało wykluczyć Nickiego Pedersena. Tam nie było żadnego kontaktu. Za to była spora odległość między zawodnikami. Duńczyk widział, że zbyt głęboko się wypuścił i przewrócił się sam. Pan sędzia puścił to w pełnym składzie. Nie wiem, dlaczego, ale gospodarze wygrali 5:1, a w pierwszym podejściu to my jechaliśmy na podwójnym prowadzeniu. Nie zmienia to jednak faktu, że początek tego spotkania był dla nas porażający. Później się połapaliśmy. Niestety, na końcu spieprzyliśmy temat biegów nominowanych.
Chodzi panu o obsadę biegów nominowanych? Należało to zrobić inaczej?
Nie zostało to tak zrobione, jak powinno. Plan był taki, żeby dwa razy jechać Bradym Kurtzem i Rohantem Tungatem. Tak zakładaliśmy, ale tak nie było.
ZOBACZ WIDEO: Magazyn PGE Ekstraligi. Cook, Kvech, Baron i Majewski gośćmi Puki
Dlaczego?
W tym przypadku zawiódł klub. Od razu jednak zaznaczam, że nie będę wskazywać nikogo palcem. Po prostu spieprzyliśmy ten temat.
Dzień później była okazja do rehabilitacji, a dostaliście lanie.
Jak już powiedziałem, mecz w Ostrowie to był pogrom. Takiej drużynie jak nasza takie wpadki nie mają prawa się zdarzać. Rozumiem, że Arged Malesa to mocny rywal. Można tam przegrać, ale różnicą sześciu, ośmiu czy nawet dziesięciu "oczek". Uważam, że pogubiliśmy się z ustawieniami sprzętu. Na początku było przyczepnie, a my osłabialiśmy motocykle. Od biegu numer sześć je wzmacnialiśmy, a trzeba było iść w odwrotnym kierunku. To jednak żadne wytłumaczenie, bo zawodnicy na takim poziomie nie powinni się w ten sposób mylić. Wyciągamy wnioski i idziemy dalej. Zachodzi spore prawdopodobieństwo, że w tym sezonie jeszcze raz pojedziemy na mecz do Ostrowa. Mogę zagwarantować, że takiego wyniku już nie będzie. Tak samo zresztą jak w Bydgoszczy.
W Ostrowie bardzo groźny upadek miał Maksym Borowiak. Jakie są najnowsze informacje na temat jego stanu zdrowia i przerwy w startach?
Zauważyłem, że powstało spore zamieszenie. Jedni piszą, że będzie u niego przerwa, a inni, że nie. Chcę zatem wyjaśnić, że u Maksyma Borowiaka nie ma żadnych złamań. Otrzymał wypis ze szpitala, z którego jasno wynika, co mu dolega. Zalecono mu dwutygodniowy odpoczynek. Będzie na zwolnieniu lekarskim. Nie wystąpi z Orłem Łódź, ale będzie gotowy na spotkanie z Wilkami Krosno. Wypadek był bolesny, ale poza koniecznym dość krótkim odpoczynkiem nic wielkiego się nie dzieje.
Przejdźmy do tematu Brady'ego Kurtza. Wasz lider wystąpił w dwóch ostatnich meczach, ale cały czas trwają spekulację, czy w końcu nie będzie musiał zrobić sobie przerwy z powodu urazu, który mu dokucza.
Te spekulacje na temat kolejnych występów Brady’ego to jakaś totalna bzdura. Chciałbym to raz na zawsze wyjaśnić. Naczytałem się, że zawodnika czeka operacja. Kontuzja, której on nabawił się w lidze szwedzkiej, powoduje u niego pewien dyskomfort. Teraz jest on znacznie mniejszy, ale czasami na samym początku tej historii zawodnik odczuwał ból w nodze. To mu trochę przeszkadzało. Zapewniam jednak, że od jazdy na żużlu ani mu się ten stan nie polepszy, ani nie pogorszy. Nie będzie jednak też zabiegu operacyjnego. Lekarze to oglądali. W takich przypadkach nie robi się operacji. Trzeba było odczekać, żeby się to zregenerowało. Nie jest prawdą też, że on podejmuje wielkie ryzyko i każdy nawet najmniejszy upadek może mieć poważniejsze konsekwencje i zamknąć temat jego startów w tym sezonie.
Australijczyk jest w tym sezonie waszym liderem i drugim najskuteczniejszym zawodnikiem Metalkas 2. Ekstralidze. Coraz częściej słychać opinie, że za rok powinien spróbować swoich sił w najwyższej klasie rozgrywkowej. Czy jest jakakolwiek szansa, że zatrzyma go pan w Rybniku?
Na razie jest za szybko na rozmyślania, czy Brady Kurtz pójdzie do PGE Ekstraligi. To świetny zawodnik, ale poza tym naprawdę rozsądny facet. Współpraca z nim to coś wspaniałego. Jestem przekonany, że pierwszą osobą, z którą porozmawia o swojej przyszłości, będę ja. Australijczyk doskonale wie o tym, że chcę go w tym zespole. Niezależnie od tego, w której lidze pojedziemy. Mam dla niego przygotowane miejsce, bo wiem, ile znaczy dla tego ekipy. On zna swoją wartość, ale też czuje, jaką ma u nas pozycję. Myślę zatem, że będę mieć sporo argumentów, by go przekonać do pozostania. A cały ten wysyp newsów transferowych dotyczących klubów PGE Ekstraligi jest dla mnie naprawdę meczący.
To przecież nic nowego. Od lat rozmowy toczą się tak wcześnie. Co zatem pana męczy?
Niech się toczą. Dla mnie to niepoważne od strony sportowej. Załóżmy, że zawodnik X dogada się z klubem Y, a później ma jechać przeciwko swojemu przyszłemu pracodawcy. To dla kogo on tak naprawdę pojedzie? Tylko proszę mi nie mówić, że jak ktoś jest profesjonalistą, to wypełni do końca aktualny kontrakt jak najlepiej. Jeśli ktoś rzeczywiście wyznaje takie zasady, to nie doprowadza do takich rozmów. Przez takie wydarzenia cały ten sport stoi na głowie.
Chciałbym pana zapytać, czy w przypadku awansu ROW pojedzie w PGE Ekstralidze? Wcześniej mówił pan, że nie widzi pan sensu, jeśli nie wróci KSM. Na to się raczej nie zanosi.
KSM jest potrzebny, czego dowodzi gra o zawodników, która już teraz się toczy. Wszyscy chcą wszystko szybko załatwić, a najlepiej uwiązać żużlowca jakimś kontraktem sponsorskim. Na tym to polega. My jedziemy o awans. Uważam, że po wyborach i tak jest lepiej. Sytuacja w polskim żużlu staje się normalniejsza. Niedługo nie będzie już takich sytuacji, że mistrz Polski jest mistrzem wszystkich Polaków. To przełoży się też na rynek transferowy. Najważniejsze jednak, że nie będziemy dłużej trwać w obecnym stanie. W tej chwili w rozgrywkach PGE Ekstraligi znamy najlepszy zespół. Pierwsze miejsce jest zarezerwowane. Mamy jazdę o drugą lokatę i utrzymanie.
Jeśli nawet ma pan rację, to dla beniaminka niewiele to zmienia. Awans możecie wywalczyć dopiero we wrześniu. Na rynku nie będzie już zawodników.
Zmieni się tylko to, że pieniądze na rynku staną się realniejsze. Na razie w tym biznesie najmądrzejsi i najrozsądniejsi się zawodnicy. Nie dziwię im się, że wyciągają rękę po pieniądze, skoro ktoś proponuje takie stawki. Najbardziej psują wszystko prezesi. A zaczyna się od tych, którzy mają tych pieniędzy najwięcej. Jeśli to jeszcze idzie z prywatnej kasy, to w porządku, nie mam nic przeciwko. Kwestią mocno dyskusyjną jest jednak opieranie tego o Skarb Państwa.
Nie odpowiedział pan, co w przypadku awansu. Może pan obiecać, że pojedziecie w PGE Ekstralidze, jeśli nie wróci KSM?
KSM i tak musi kiedyś wrócić. W tej kwestii zdanie nie zmieniłem. Cały czas pracuję, żeby nasz budżet był stabilny i bezpieczny. Niewykluczone, że w przypadku awansu będę musiał zastosować zasadę, że skoro dostałem się między wrony, to trzeba krakać jak one i przepłacać. Do tego jednak daleka droga. Najpierw trzeba zająć pierwsze miejsce. Dziś nie udzielę jednak panu odpowiedzi, czy jazda w PGE Ekstralidze będzie mieć sens. Zastanowimy się we wrześniu. Mamy na to sporo czasu. Na ten moment mogę powiedzieć, że sportowo chcę wygrać ligę, w której rywalizujemy.
Zobacz także:
Zapadła decyzja w sprawie Kołodzieja
Cugowski mówi o nagonce na Motor