W jedenastym wyścigu para Abramczyk Polonii zatrzymała Arged Malesę Ostrów i niespodziewanie wygrała 5:1. Tamten wyścig właściwie przesądził o losach awansu do finału. Jeden z autorów arcyważnego zwycięstwa, Mateusz Szczepaniak przyznał, że nie był zaskoczony końcowym sukcesem.
Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty: Punktem zwrotnym, który zadecydował o awansie do finału, był 11. bieg w Ostrowie. Spodziewałeś się, że jesteście w stanie przywieźć 5:1 wraz z Kaien Huckenbeckiem, przeciwko niepokonanemu wówczas Frederikowi Jakobsenowi i Chrisowi Holderowi?
Mateusz Szczepaniak, kapitan Abramczyk Polonii Bydgoszcz: Tak. Zawsze podjeżdżam pod taśmę z myślą, że mogę wygrać bieg. Wiem, że Kai jest świetnym zawodnikiem. Na co dzień rywalizuje w cyklu Grand Prix. Zawsze wierzę w siebie i drużynę, mam wielkie ambicje. Wiedziałem, że nasza sytuacja robi się trudna. Ostrowianie zmniejszali straty. Nas to jednak motywowało, a nie przytłaczało. Dobrze rozegraliśmy pierwszy łuk, wygraliśmy podwójnie, a potem zrobiło się spokojniej. W dwunastym wyścigu Andreas z Buszem [przyp. red. Olivierem Buszkiewiczem] wygrali 4:2 i stało się jasne, że pojedziemy w wielkim finale.
ZOBACZ WIDEO: Magazyn PGE Ekstraligi. Goście: Przyjemski, Miśkowiak i Rusiecki
Co działo się w parkingu, gdy ostrowianie odskoczyli wam na 10 punktów?
Każdy wiedział, co ma robić i dobierał przełożenia w taki sposób, żeby szukać prędkości. Nie było żadnej paniki ani wielkich nerwów. Z naszej perspektywy zwykłe zawody, tyle że stawka ogromna. Wspieraliśmy się nawzajem i byliśmy bardzo zmobilizowani. Od początku aż do samego końca.
Jak pan się czuł tego dnia w Ostrowie? Początek świetny, później było trochę gorzej, a potem znowu rewelacyjnie. Tor się zmieniał?
Nie szukałbym przyczyny w zmieniającej się nawierzchni. Na mój wynik bardziej wpływały pola startowe. Zaczynałem z wewnętrznych, a następne dwa biegi pojechałem z zewnętrznych. Dojazd do pierwszego łuku był dalszy, co potęgowało trudności. W tej chwili trudno znaleźć zawodnika, który wygrywa wszystkie wyścigi. Nieco gorsze wyniki jednak nie sprawiały, że czułem się podłamany. Nie traciłem motywacji, a ona mnie napędzała. Trochę żałuję czternastego biegu, bo popełniłem błąd na starcie. Gdyby nie to, wynik indywidualny w moim wykonaniu mógłby być lepszy. Najważniejsze natomiast, że pojedziemy w finale.
W pierwszej serii startów imponował pan szybkością. To oznacza, że nietrudno było odczytać warunki torowe?
Jechałem na próbie i to na pewno bardzo pomogło. Wiedziałem, który motocykl wybrać. Między innymi dzięki temu zacząłem mecz trochę lepiej. Wiele dał nam trening w Częstochowie. Tam dokonaliśmy kilku zmian. Zapamiętałem też błędy, które popełniłem w Ostrowie w rundzie zasadniczej. Jechałem na mecz mądrzejszy. Dodatkowo zaliczka z Bydgoszczy zapewniała pewien komfort, z czego zdawaliśmy sobie sprawę jeszcze przed rozpoczęciem zawodów. Gospodarze musieli gonić, a to nigdy nie jest łatwe, gdy na takim poziomie musisz odrobić aż 18 punktów straty, nawet jeśli masz świetny zespół.
Tor ostrowski różnił się od tego, który zastaliście w rundzie zasadniczej?
Minimalnie może tak, ale nie diametralnie. Wpłynęły na to również warunki pogodowe. Wyciągnąłem odpowiednie wnioski. Teraz jestem mądrzejszy. Gdybym w przyszłości jeszcze kiedyś jeździł w Ostrowie, wiem, w jaki sposób dobierać przełożenia i jakie kroki podejmować od początku.
Gdy gospodarze po próbie toru zaczęli lać wodę dosyć obficie, zaskoczyli was, czy byliście na to gotowi? Zmyłka się udała?
Wiedzieliśmy, że w ten sposób przygotowują nawierzchnię. Gospodarze zawsze szukają rozwiązań, które mają zdać egzamin i zapewnić im przewagę. Byliśmy na to gotowi. W poszczególnych biegach zawsze ktoś z Polonii wyskoczył i przywoził cenne punkty. Wiele osób ze sztabu szkoleniowego czuwało nad przygotowaniem toru, informowało o zachodzących na nim zmianach. Pracowaliśmy razem, jak na drużynę z wysokimi aspiracjami przystało. Dużo rozmawialiśmy. Team spirit działał na naszą korzyść przez całe spotkanie.
Eksperci mówią, że jesteście jedną nogą w PGE Ekstralidze. Zgodzi się pan z tym? Najtrudniejsze zadanie za wami?
Nie. Moje odczucia są trochę inne. Mamy 30 biegów do odjechania, w których musimy zdobyć przynajmniej 91 punktów. Rybniczanie również są mocni. Żadne z tych spotkań nie będzie łatwe. Na pewno poprzeczka zostanie zawieszona wysoko. Zachowuję spokój i pełną koncentrację. Najpierw należy zrobić to, co do nas należy. Na radość przyjdzie czas dopiero po ewentualnym sukcesie.
Woli pan jeździć na wyjazdy do Ostrowa, czy Rybnika?
Przed minionym meczem bym powiedział, że do Rybnika. Tam miałem lepsze wyniki. Teraz w Ostrowie zaprezentowałem się solidnie, ale czuję niedosyt. Wolałbym zdobyć więcej punktów. Tam, gdzie teraz pojadę z drużyną, miałem więcej udanych zawodów.
Tor może przygotowywać pogoda. Ma być zdecydowanie chłodniej. To generuje dodatkowe trudności? Nad silnikami trzeba będzie popracować trochę więcej ze względu na zmianę warunków atmosferycznych?
W tym tygodniu będziemy trenować w podobnych warunkach. Pora przetestować kilka rozwiązań. Sprawdzimy, jak silniki zachowują się, gdy jest chłodniej. Na wiosnę warunki były podobne, więc wiemy, co robić. Od tamtej chwili upłynęło trochę czasu, dlatego znowu trzeba popracować, ale tak już jest w życiu żużlowca.
Pogoda będzie jednakowa dla wszystkich. Miejmy nadzieję, że unikniemy deszczu, bo chcemy jechać w normalnych warunkach i rozstrzygnąć kwestie awansu w sportowej rywalizacji. W finale powinno się mówić w pierwszej kolejności o zawodnikach, a nie niesprzyjających warunkach atmosferycznych. Na to natomiast nie mamy wpływu. Oby nie padało.
Pierwszy mecz wydaje się kluczowy, Abramczyk Polonia jest bardzo silna na domowym torze. Innpro ROW bez wyraźnej zaliczki straci szanse na awans?
Wcześniejsze mecze pokazały, że lepiej jechać najpierw u siebie, bo w przypadku wysokiego zwycięstwa można liczyć na przewagę mentalną w rewanżu. Wówczas zawody zaczyna się troszeczkę łatwiej. Nie spodziewam się wysokiej porażki w Rybniku. Bardzo ważne, aby tak się nie stało. Wtedy unikniemy nerwówki i zaczniemy spokojniej u siebie.
Mateusz Szczepaniak w finale to chleb powszedni. Z tego tytułu presja jest nieco mniejsza?
To będzie mój szósty dwumecz, który rozstrzygnie, czy zespół, który reprezentuję, pojedzie w PGE Ekstralidze. Do tej pory 2 wygrałem, a 3 przegrałem. Miejmy nadzieję, że zanotuję trzecie zwycięstwo. Większej presji nie odczuwam. Takowa była przed rewanżem z #OrzechowaOsada PSŻ-em, po wysokiej porażce na wyjeździe.
Gdy musieliśmy gonić wynik, serce biło szybciej, ale teraz będzie inaczej. Mamy świadomość tego, że wszystko jest w naszych rękach. Adrenalina buzuje przed każdym meczem, nie tylko finałowym. Dlatego stawka wcale nie przygniata. Pod taśmą o niej zapominam, liczy się tylko zwycięstwo w nadchodzącym wyścigu.
Rozmawiał Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty