Kibice żużla w Polsce znów świętują. Bartosz Zmarzlik po raz piąty w karierze został mistrzem świata, a sukces przypieczętował w Vojens, gdzie zajął drugie miejsce. Kolejnym powodem do radości w sobotę była postawa Macieja Janowskiego, który znalazł się na najniższym stopniu podium w zmaganiach indywidualnych.
W półfinale Janowski wybrał czerwony kask, najbardziej wewnętrzne pole i przyniosło to zamierzony efekt - wyszedł na czoło, odparł atak Roberta Lamberta i zameldował się w finale.
Tam jako pierwszy pole startowe wybierał Zmarzlik i to on - zgodnie z oczekiwaniami - sięgnął po czerwony kask. Kiedy wydawało się, że Janowski stanie tuż obok niego, na niebieskim, żużlowiec Betard Sparty Wrocław skierował się na żółte - najbardziej zewnętrzne. Przez moment znajdował się na końcu stawki, ale w końcu objechał Andrzeja Lebiediewa, czym wywalczył sobie podium.
- Delikatny niedosyt, bo jak już jesteś w finale, to chcesz wygrać. Ciężko wspominam Vojens w mojej karierze, różne tu miałem zawirowania. Dziś udało się stanąć na podium, bardzo się cieszę, bo końcówka sezonu idzie po naszej myśli - przyznał przed kamerą platformy Max.
A pytany o wybór pola startowego na finał, odpowiedział następująco: - Widziałem wcześniejsze biegi jak chłopaki tam startowali. Wiedziałem, że nie dam rady założyć Bartka z drugiego pola i po zewnętrznej upatrywałem swoich szans. Chciałem wygrać i wiedziałem, że to jedyna możliwość.
ZOBACZ WIDEO: Magazyn PGE Ekstraligi. Goście: Bajerski, Jabłoński i Przedpełski